Horton Naomi - Łowca marzeń.pdf

(562 KB) Pobierz
NAOMI HORTON
Łowca
marzeń
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kiedy Lindsay Forrest spostrzegła przez okno
znajomą sylwetkę, miała przez chwilę wrażenie, że
ziemia usuwa się jej spod nóg.
To tylko złudzenie - tłumaczyła sobie spokojnie
- bostońskie słońce już nieraz płatało figle. Wystar­
czyło, by zobaczyła wysokiego bruneta z charakterys­
tycznym wyrazem twarzy, a wracało znajome uczucie
ściśniętego żołądka. Jednak tylko na chwilę, bowiem
zwykle była to pomyłka.
Tym razem nie miała jednak żadnych wątpliwości.
To on. Ryan McCrea wrócił.
Lindsay wstrzymała na chwilę oddech, roześmiała
się nerwowo i wolnym krokiem podeszła bliżej okna.
Boże, co się z nią dzieje? Przecież była przygotowana
na tę chwilę. Wiedziała, że wcześniej czy później ona
i Ryan McCrea staną twarzą w twarz, że wcześniej
czy później on wróci.
Obserwowała, jak przechodzi przez Clarendon
Street. Zmienił się. Ciemne i gęste włosy były teraz
trochę zaniedbane. A ubranie? Gdzie podziały się
jego drogie włoskie garnitury, importowane buty
z cielęcej skóry, ręcznie szyte koszule, które sprowadzał
co trzy miesiące z Hongkongu od jakiegoś tajemniczego
krawca? Teraz miał na sobie wąskie sprane dżinsy,
flanelową koszulę i wyraźnie zniszczone buty. Kręcąc
z niedowierzaniem głową stwierdziła, że w tym stroju
6
ŁOWCA MARZEŃ
przypomina raczej dokera niż światowej sławy ar­
chitekta. Widząc siwe pasemka w jego włosach,
podejrzewała, że musiał wiele przeżyć przez ostatnich
parę lat. Bała się nawet myśleć o tym, iż mógł wpaść
w poważne tarapaty.
Wstrzymała oddech, gdy wszedł na chodnik, ale
po chwili odetchnęła zorientowawszy się, że nie
zamierzał wejść do budynku. Prawdopodobnie nawet
nie zdawał sobie sprawy, że na parterze są jakieś
biura i nie zauważył tabliczki
Webster i Forrest,
Biuro Architektów.
Zatrzymał się naprzeciwko jej okna. Ręce na
biodrach - doskonale pamiętała tę wyzywającą pozę.
Wiedziała, że Ryan nie może jej zobaczyć przez
zaciemnione szyby, a jednak cofnęła się bezwiednie.
Stał i z zainteresowaniem przyglądał się budynkowi,
coraz wyżej zadzierając głowę.
Lexington Towers przecinał niebo jak błyszczący
miecz. Okna mieszkań na dwudziestym piętrze miały
kształt okrętowych luków. Muszą się teraz mienić jak
złoto, pomyślała Lindsay. Popołudniowe słońce,
niezależnie od pory roku, zamieniało Lexington Towers
w latarnię morską, królującą nad zatoką Back.
Wyglądało to dokładnie tak, jak zaprojektowała
Lindsay. Pokiwał głową z uznaniem, co sprawiło jej
niemałą przyjemność, ale tylko na chwilę. Już dawno
przestało ją interesować zdanie Ryana na temat
własnych umiejętności.
Okiem fachowca przyglądał się jeszcze poszczegól­
nym elementom budynku, a potem nagle spojrzał na
nią. Lindsay przestała oddychać. Przecież mnie nie
widzi - tłumaczyła sobie - przyciemnione okna nie
mogą mu zdradzić kryjącego się za nimi wnętrza.
ŁOWCA MARZEŃ
7
Jednak miała wrażenie, że Ryan wie, iż jest obser­
wowany, jakby czuł jej obecność przez ścianę.
Po chwiłi odwrócił jednak wzrok i podszedł do
szarego maserati. Wysoki wzrost nie przeszkodził mu
wsiąść z gracją do małego sportowego samochodu.
Uśmiechnęła się ponownie.
No cóż, nawet jeśli miał za sobą trudne chwile,
prawie się nie zmienił. Zawsze kochał drogie i szybkie
samochody. Były w równej mierze cząstką jego życia,
jak owe włoskie garnitury, skórzane buty, a nawet
ona. Nagle jego wóz ruszył z impetem, wtapiając się
w ruch uliczny.
Odjechał. Zniknął dokładnie tak, jak kiedyś zniknął
z jej życia. Szybko, cicho i bez słowa.
Lindsay westchnęła głęboko i zamknęła oczy. Powrót
Ryana obudził wspomnienia. Mimo woli wracała do
minionych lat...
Był jednym z najlepszych architektów tamtych
czasów, a ona jego wierną towarzyszką. Cieszyła się
z nagród, uczestniczyła w nie kończących się przyję­
ciach, była cząstką jego sukcesu. Zresztą i jej kariera
rozwijała się wspaniale. Projekt zatwierdzony przez
Lexingtona był pierwszym, ale znaczącym zamówie­
niem, pierwszym krokiem do sławy w świecie ar­
chitektury... I nagle... wszystko się urwało.
Brazylia. Samo wspomnienie kładło się ciężarem
na jej sercu.
Jaime Fuentes, bajecznie bogaty, ekscentryczny
biznesmen, wynajął Ryana, zlecając mu opracowanie
projektu domu marzeń w bogatej dzielnicy Rio de
Janeiro. Ryan bez wahania przystał na tę propozycję.
Po pierwsze - projekt taki błyskawicznie zrodził się
w jego głowie, a po drugie - nigdy przecież nie unikał
8
ŁOWCA MARZEŃ
okazji do sprawdzenia się. Chciał, żeby z nim pojechała;
miała być towarzyszką podróży, asystentką i oczywiście
kochanką.
To wszystko, co wydarzyło się potem, trudno uznać
za możliwe do uniknięcia, wspominała Lindsay.
Okoliczności wymuszały trudny wybór między własną
karierą a Ryanem, między projektowaniem dla Lexing-
tona a spędzeniem cudownych sześciu miesięcy w Rio
z człowiekiem, którego tak bardzo kochała.
Posprzeczali się. Ryan tłumaczył, że będzie jeszcze
wiele takich projektów, jak Lexingtona, że nieraz
będzie miała okazję się sprawdzić. Ona oskarżała
go o egoizm i kierowanie się wyłącznie własną
karierą. Ostatnim argumentem sprzeczki stało się
trzaśnięcie drzwi. Ryan wyszedł i przepadł w wie­
czornej mgle.
Potrzebowała czasu do namysłu. Jeszcze tego
samego wieczoru pojechała do Cape Cod. Wynajęła
mały domek na plaży, wybierając sąsiędztwo tego,
w którym po raz pierwszy oddała się Ryanowi.
Gdy dwa dni później wróciła do Bostonu, Ryana
już nie było. Nie zostawił żadnej wiadomości, po
prostu wyjechał do Rio.
Na pewno wróci, uspokajała siębie. Wyjechał, by
jeszcze raz przed podjęciem ostatecznej decyzji omówić
plany z Fuentesem. Przecież ją kochał...
Czekała więc. Miesiąc, pół roku, rok. Ból przechodził
powoli w rozpacz i skrajną złość, by wreszcie ustąpić
miejsca całkowitej obojętności.
A teraz? Lindsay przysiadła na wysokim taborecie,
wpatrując się w przypięty do stołu kreślarskiego
projekt. Czuła kompletną pustkę. Miejsce uczucia
złości, którego oczekiwała, zajęła ciekawość - co
Zgłoś jeśli naruszono regulamin