Herezja.Horusa-32-Ogień.Śmierci-Nick.Kyme.pdf

(2725 KB) Pobierz
PROROCTWO
JEDNOOKIEGO KRÓLA
Góra wznosi się ponad tobą, spowita żałobną chmurą. Turnie piętrzą się
ku górze, wyciągając się w stronę krwawego światła na samym szczycie.
Niebo stoi w płomieniach i odbija gniew samej góry, która miota płomień z
wysokości. Jest ona niespokojna, zraniona przez tych, którzy próbowali ją
rozerwać. Szaleje, a jej gniew jest straszny, jeśli oglądać go na własne oczy.
Smętny nastrój udzielił się tobie – pusta narzutka, która ciąży ci bardziej
aniżeli przekleństwo. Twoje bose stopy są pokryte pęcherzami i skrwawione,
ponieważ przeszedłeś daleką drogę poprzez ostre skały swojego świata
śmierci.
Nie było łatwo.
Jednak twoja wędrówka powoli dobiega końca. Już blisko, coraz bliżej z
każdym krwawym tropem, jaki zostawiasz za sobą.
Poszczerbione szczyty wznoszą się, przesłaniając słońce, choć gorąc tej
palącej kuli jest i tak bez litości – kradnie oddech, wysusza wszelkie życie,
aż nie pozostaje nic poza zakurzonymi resztkami.
Na rozpalonych pogórzach rozpoczynasz wspinaczkę. Pył i gorący popiół
przypalają twoje stopy, ale ledwo zwracasz na to uwagę.
Uchwyt za uchwytem – wspinaczka jest ciężka, ale twoja motywacja
przysłania myśl o zmęczeniu. Twój umysł przypomina ciemną głębinę, z
której już, jesteś tego pewien, się nie wydostaniesz. Ciało będzie posłuszne,
pomimo rozbrzmiewającej w członkach agonii. Ty jej nie widzisz, nie
słyszysz, nie jesteś jej świadom.
Poruszasz się sztywno, jednostajnie niczym trup obdarowany życiem po
śmierci. Czyż nie jesteś bowiem tylko poczuciem rozpaczy zawiniętym w
ciało? Czyż twoje zmęczone kości nie są posłuszne ostatnim drgnieniom
woli?
Ze szczytu słyszysz rumor, który zagłuszyłby hałas oceanów podczas
największych przypływów. Potężny hałas z głębin ziemi rozbrzmiewa od
szczytu ku turniom. Ty zaś, kiedy oko twe przyciągnie blask bijący od ognia
powyżej, widzisz szczelinę w boku góry.
Ciepło wraz z krwią ziemi wypływa z tej właśnie szczeliny. Smugi dymu
przyciągają uwagę twego umysłu, osłabionego przez okropny synowski
smutek.
Ponad tobą rumor niezadowolonej góry przechodzi już w ryk. Czy jej
cierpienie jest powiązane z twoim? Czy ciało i skała połączyły się w
porażonej smutkiem sympatii za pomocą jakiejś nieokreślonej
częstotliwości?
Ogień wzlatuje ku górze płonącą kolumną, która sięga nieba, słońca oraz
chmur w swoim szale.
Kierujesz się ku szczelinie, twoje martwe ciało opętuje rozpacz.
Znajdujesz otwarcie dość szerokie, aby cię przyjąć.
Kiedy zaś niebo płacze ognistymi łzami, ty wchodzisz do góry, aby
znaleźć swoje sanktuarium oraz swoją zagładę. Ostatni ślad twojej
egzystencji przesłonięty jest przez chmurę pyłu wulkanicznego i nie ma już
nic poza cieniem i pamięcią.
CZĘŚĆ PIERWSZA
NIEPOKÓJ
1
Spalone ofiary
Traoris, pola błyskawic
Ciało leży w szarym popiele.
Nadczłowiek, mężczyzna. Jego skóra ma barwę węgla, a strzaskana
zbroja z fałdzistymi krawędziami wygląda, jakby wykonano ją z zielonych
łusek. Salamandra. Miecz znajduje się o palec od jego dłoni. Wojownik.
Spotkał go los, jaki spotyka większość podążających tą gwałtowną ścieżką,
kolejne ciało pośród wielu. Zabiła go rana wielkości pięści w klatce
piersiowej, ale jego lewe oko również zostało okaleczone.
W momencie śmierci nie próbował jednak pochwycić miecza. Jego
martwe teraz palce uchwyciły coś innego. Młot.
Błysk w górze rozświetlił niebo perlistym światłem.
Powieka zadrgała w odpowiedzi – nic więcej, jak drżenie nerwów, ostatni
wysiłek synaps nerwowych przed śmiercią mózgu.
Kolejny błysk. Piorun trafił w ziemię. Niedaleko.
Palec zadrżał. Kolejne drżenie nerwów?
Trzeci błysk, rozgrzmiał trzeci piorun.
Zamrugał, ów trup, który nie był trupem, zachowując jak w stop-klatce
widok tego, co zmierzało ku niemu poprzez popiół. Jego druga powieka,
spalona, pozostała zamknięta. Za nią znajdowała się kula pulsującego bólu.
Świadomość powróciła, poczucie czasu i miejsca także. Świadoma myśl
oraz ból, tyle bólu…
Błyskawica rozciągnęła się poprzez suche i bezchmurne niebo nad
Traoris.
Numeon zamrugał ponownie, kiedy piorun skręcił nagle i rozdzielił się w
osobne arterie, rozpalając mrok gwałtownym błyskiem. Ostrza błyskawicy
uderzyły w ziemię jak ciśnięte oszczepy, tym razem niemal trafiając już
jego ciało.
Śmierć byłaby łaską. Nie tyle z powodu bólu odniesionych ran, ile z
powodu cierpienia porażki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin