Jacqueline Harpman - Ja, która nie poznałam mężczyzn.pdf

(828 KB) Pobierz
Jacqueline Harpman
 
Ja,
która nie poznałam mężczyzn
Przełożyła
Katarzyna Marczewska
Dla Denise Geilfus
za przyjaźń
 
Odkąd prawie przestałam wychodzić z  domu, siedzę godzinami
w  fotelu i  czytam od nowa książki. Dopiero niedawno
zainteresowałam się bliżej przedmowami. Autorzy chętnie mówią
tam o  sobie, wyjaśniają, dlaczego napisali dzieło, które
przedstawiają teraz czytelnikom. To dla mnie zaskoczenie: czyżby
przekazywanie wiedzy nie było rzeczą bardziej oczywistą w tamtym
świecie niż w  tym, w  którym spędziłam życie? Często sprawiają
wrażenie, jakby się czuli w  obowiązku usprawiedliwiać, że nie
powodowało nimi zarozumialstwo, że ich poproszono o  napisanie
książki i że się długo wahali, zanim wyrazili zgodę. Jakie to dziwne!
Wygląda na to, że ludzie nie czuli potrzeby uczenia się, a  ktoś, kto
chciał się podzielić wiedzą z innymi, musiał za to przepraszać. Albo
wyjaśniają, że według nich potrzebny był nowy przekład Szekspira,
ponieważ poprzednie, mimo rozmaitych zalet, mają takie lub inne
niedostatki. Tylko po co tłumaczyli książki, skoro tak łatwo można
się było nauczyć różnych języków i  bez niczyjego pośrednictwa
czytać, na co komu przyszła ochota? Wszystko to wprawia mnie
w  zadziwienie. Niewątpliwie jestem bardzo niedouczona, ale teraz
wygląda na to, że moja niewiedza jest jeszcze większa, niż sądziłam.
Autorzy mówią z  wdzięcznością o  tych, którzy byli ich
nauczycielami, otworzyli przed nimi taką czy inną dziedzinę nauki,
a ponieważ zupełnie nie rozumiem, o co chodzi, na ogół czytam takie
rzeczy z  niejaką obojętnością. Wczoraj jednak nagle oczy wypełniły
mi się łzami, pomyślałam o  Théi i  ogarnął mnie straszny smutek.
Znów ją zobaczyłam, jak siedzi z  podwiniętymi nogami na brzegu
materaca i  cierpliwie coś zszywa kiepską, stale rwącą się nicią ze
splecionych włosów, od czasu do czasu odrywa się od pracy, patrzy
na mnie zdziwiona, od razu spostrzega, że czegoś nie rozumiem,
śpiesznie przekazuje mi to, co wie, żałuje, że jest tego tak mało  –
i  poczułam olbrzymią pustkę, zaczęłam szlochać. Nigdy przedtem
nie płakałam. Dusza rozbolała mnie równie mocno, jak boli guz
w  głębi brzucha, i  ja, która dawno przestałam mówić, bo nie ma
nikogo, kto by mnie usłyszał, teraz zaczęłam ją wołać, powtarzałam:
„Théa! Théa!”. Nie mogłam się pogodzić z  tym, że jej nie ma, że
pozwoliła, by śmierć objęła nad nią władzę, wyrwała ją z  moich
niezgrabnych ramion; wyrzucałam sobie, że nie potrafiłam jej
zatrzymać, kiedy zrozumiałam, jak jej jest ciężko. Pomyślałam, że ją
opuściłam, bo byłam zimna i  odrętwiała, taka jak przez całe życie,
taka sama, jak kiedy będę umierać, że nie mogłam jej serdecznie
objąć, bo miałam zastygłe, nierozumne serce i  nie poczułam, że
ogarnia mnie rozpacz.
Nigdy jeszcze nie byłam tak poruszona, a byłabym przysięgła, że
nie może mi się to zdarzyć. Widywałam wcześniej, jak inne kobiety
drżały, płakały, krzyczały, pozostawałam obojętna na ich cierpienie,
obserwowałam z  boku reakcje, które wydawały mi się niepojęte,
i  milczałam nawet wtedy, kiedy wypełniałam ich prośbę o  pomoc.
Niewątpliwie ta sama tragedia, tak potężna i  wszechogarniająca, że
znieczuliła mnie na to, co było wobec niej zewnętrzne, dotknęła nas
wszystkie, ja jednak uważałam, że jestem inna. Teraz zaś, kiedy
trzęsłam się od płaczu, musiałam wreszcie  – za późno, o  wiele za
późno – przyjąć do wiadomości, że i ja kiedyś kochałam, że również
mogę cierpieć i że jestem po prostu człowiekiem.
Wydawało mi się, że ból nigdy nie zelżeje, że owładnął mną raz
na zawsze, że już nigdy nie pozwoli mi zajmować się czym innym,
i  pogodziłam się z  tym. Myślę, że to się nazywa przeżywaniem
wyrzutów sumienia. Nie będę już mogła wstawać, myśleć, a  nawet
przygotowywać sobie posiłków, powoli dojdę do stanu całkowitego
wyniszczenia i nic nie zrobię, by temu zapobiec. Z pewnego rodzaju
ponurym zadowoleniem wyobrażałam sobie, jak się poddam bez
reszty rozpaczy, lecz ból fizyczny powrócił z taką mocą i ostrością, że
odwrócił uwagę od bólu duchowego. I oto ja, której siłą rzeczy nigdy
nie spotyka nic zabawnego, uznałam tę odmianę za komiczną
i chociaż skręcałam się z bólu, wybuchłam śmiechem.
Kiedy ból osłabł, zadałam sobie pytanie, czy kiedykolwiek
wcześniej się śmiałam. Kobiety często chichotały i  przyszło mi na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin