Matysiak Piotr - Patożycie. Z notatnika kuratora (1).pdf

(2377 KB) Pobierz
Spis treści
Od autora
Bóg jest mądrością
Coraz bliżej święta…
Słaby to król
Makaki
Wujek
Pan i władca życia
Kołyska
Opowiem wam bajkę…
Zupa
Proszę księdza
Rychu mie rucha
Miranda, lat 36. Trochę się nachlała
Opowieść wigilijna
Poniatowscy
Kontakty
Doprowadzenie
Ona
Samodonos
Ewenementy
Historyjki
Skargi
Biznes
Zamiast zakończenia
Od autora
Z
awsze interesowało mnie to, co sprawia, że ludzie staczają się na dno.
Czemu funkcjonują na marginesie społeczeństwa, czemu chleją, po-
pełniają przestępstwa, stosują przemoc wobec innych. Dlaczego, zamiast
wyrwać się z beznadziejności swojego życia, powielają schematy lub
trwają w nich, w ogóle nie myśląc o zmianie. Co nimi kieruje? Jaką mają
motywację i dlaczego, do kurwy nędzy, jest ich tak dużo, mimo że prze-
ciętny człowiek widzi tylko czubek góry lodowej.
Bo – nie oszukujmy się – nie lubimy patrzeć na patoli. Gardzimy nimi,
gdyż nie żyją tak, jak powinni, a przynajmniej nie według naszych norm.
Wkurwiają nas swym roszczeniowym podejściem, wiecznym „bo mi się
należy” i tym, że rodząc kolejne „bombelki”, nie martwią się o ich przy-
szłość, a wychowanie mylą z hodowaniem, na które państwo powinno ło-
żyć pieniądze. I jest w tym trochę prawdy.
Przez wiele lat pracy jako kurator sądowy (wcześniej społeczny, a póź-
niej zawodowy) naoglądałem się kombinatorstwa, lenistwa, oszukiwania
nie tylko mnie, lecz także pracowników socjalnych, urzędników czy insty-
tucji charytatywnych. Widziałem, jak pracujący dorywczo człowiek pisze
oświadczenie, w którym twierdzi, że nie ma żadnego dochodu, tylko po to,
by otrzymać dodatkowy zasiłek w wysokości kilkuset złotych, i śmieje się
z ciebie, że zarabiasz na etacie mniej niż on w ciągu tygodnia. Nie ma żad-
nych skrupułów, by kłamać, i nie przejmuje się tym, czy poniesie jakieś
konsekwencje, bo w tym kraju jeszcze nikogo nie skazano za niepraw-
dziwe oświadczenie związane z wyłudzeniem zasiłku w wysokości kilku-
set złociszy (albo ja o tym nie słyszałem).
Zastanawiałem się też, dlaczego ludzie żyją jak w chlewie, wśród śmieci,
syfu, pleśniejącego jedzenia i na dodatek w tym brudzie wychowują po
kilkoro dzieci, nie zważając na zatęchły smród wydobywający się z po-
mieszczeń, w których skoncentrowali swój byt. Dlaczego nie chcą zrobić
tak prozaicznych czynności, jak wyrzucenie śmieci czy umycie podłogi?
Nie wspominam już o ich szarobrudnych ciałach.
Z biegiem lat uodporniłem się w tym zawodzie. Nie na krzywdę dzieci,
ale na patolę i ich tryb życia. Skoro jesteś dorosły, to chlej, ćpaj, żyj w sy-
fie albo na dworcu. To w sumie twój wybór, a ja jedynie mogę ci powie-
dzieć, że można inaczej. Nie korzystasz z rad – to żyj po swojemu, a jak
postanowisz się zmienić, to wtedy będziesz sam szukał pomocy. Ale jeżeli
prowadząc taki tryb życia, masz pod opieką dzieci – zabiorę ci je. I zrobię
to z przepięknym uśmiechem na ustach i satysfakcją, bo wiem, że twoje
dzieci, które hodujesz, dostaną szansę na inne życie. Czy z niej skorzy-
stają? Nie wiem, ale przynajmniej będą miały wybór.
Książka, którą trzymasz w ręku, to zbiór historii, jakie przytrafiły mi
się w życiu zawodowym. Subiektywnie opowiedziane, widziane moimi
oczyma. Ich głównym tematem są dzieci i środowiska, w jakich żyją. To
Polska widziana z innej strony – nie z przyjemnych osiedli otoczonych
wysokim płotem, do których trzeba się dostać, przechodząc przez dwie
bramy i wstukując kod domofonu. To nie świat klubów, centrów dużych
miast, gdzie króluje blichtr i pieniądz, a o statusie majątkowym świadczy
samochód i drogie ubranie.
Mój świat zawodowy to popegeerowskie wsie, brudne dzielnice i stare
kamienice, gdzie normą jest bezzębna trzydziestolatka z pięciorgiem
dzieci i kolejnym tymczasowym partnerem, którego rozrywką jest picie –
najlepiej za cudze pieniądze. Świat alkoholików – zarówno tych jeszcze
niezniszczonych wieloletnim chlaniem, którzy trwając w swoich nało-
gach, jednocześnie unoszą się na powierzchni życia w pozorach normal-
ności, jak i ostatnich meneli – żyjących w szopach czy ruderach, którzy je-
dzenie wymieniają na butelkę najtańszego bełta, bo gdy nie piją, dostają
padaczki alkoholowej. To także świat rozwodników walczących i chwy-
tających się wszelkich sposobów na to, by udowodnić, komu należą się
dzieci. Nie baczą oni na skutki swej walki i topią dziesiątki tysięcy złotych
w kolejnych sprawach sądowych i u adwokatów.
W książce tej nazywam ludzi i sytuacje po imieniu – „patol”, „kurwa”,
„dziwka”, „menel” to określenia, z którymi się spotkasz, bo one funkcjo-
nują w potocznej mowie. Tu poczujesz smród zaszczanej pieluchy, usły-
szysz brzęczenie muchy, która kołuje nad nieopróżnionym z gówna noc-
nikiem w „dziecięcym” pokoju. Poczujesz lepkość niemytej poręczy w sta-
rej kamienicy, a w szczególności usłyszysz krzyk – krzyk dzieci skazanych
na zmarnowane życie.
Kurator to też człowiek – z krwi i kości, oddychający, myślący, mający
sumienie i swoje odczucia. To istota tłamszona przez przepisy prawne,
która w medialnym przekazie obwiniana jest za całe zło niewydolności
systemu. Książka ta pokazuje, czym jest praca kuratora od środka, jak
musi się on mierzyć z bezsensownymi sprawami, kontrolami i decyzjami
sędziego. Dowiesz się z niej także, jak praca ta jest lekceważona, a drobne
potknięcie wykorzystywane do tego, by zrobić z kuratora kozła ofiarnego,
chroniąc tym samym tych, którzy na górze wydają decyzje.
Czy jesteś, czytelniku, gotowy na Polskę „C”, gdzie krzywdzone dziecko
jest statystyką i problemem dla służb, a kolejny patol przestał wzbudzać
już jakiekolwiek emocje?
Bóg jest mądrością
P
atrzy na mnie swoimi obłąkanymi oczami, jakby kompletnie nie ro-
zumiała, co do niej mówię. Ja staram się jej wytłumaczyć, co to nadzór
kuratora sądowego, co to ograniczenie władzy rodzicielskiej, a ona ciągle:
„Jezus widzi”, „Jezus sprawiedliwy”. Fanatyczka. Chora fanatyczka z uro-
jeniami, niezdiagnozowaną jeszcze schizofrenią paranoidalną.
Jak przekonać kogoś, że powinien się leczyć? Jak zmusić go do leczenia?
Cała historia zaczęła się standardowo: szkoła zawiadomiła sąd, że Irena
nie kontaktuje się z placówką, do której uczęszcza jej piętnastoletnia
córka. Wykazano, że matka Martyny kilka razy widywana była pod
szkołą, gdzie zaczepiała uczniów, prawiąc morały o Bogu, Jezusie i tym
podobne historie. Do tego doszło także zachowanie Martynki, która za-
częła wykazywać niezdrowe zainteresowanie pewną sektą, której nazwy
nie wyjawię, by nie zdradzać miejsca wydarzeń.
Wywiad u Ireny wyglądał w ten sposób:
– Pani Ireno, jakie ma pani wykształcenie?
– Ja mam wykształcenie dane od Boga, Bóg daje nam rozum, Bóg nami
kieruje…
– Ale jaką pani szkołę skończyła, pani ostatnia szkoła?
– Boską szkołę skończyłam, liceum skończyłam, bo Bóg tak chciał…
– Ma pani średnie wykształcenie, tak?
– Mam średnie, mam, ale to nie jest źle, prawda?
W małym mieszkaniu, na niespełna trzydziestu pięciu metrach kwadra-
towych razem z Ireną i jej córką mieszka siedem kotów i trzy psy. Łażą
dosłownie wszędzie, miauczą przeraźliwie i szwendają się po stołach, me-
blach, nie zważając na nic wokoło. Psy są spokojniejsze – to przygarnięte
kundle śpiące na fotelu i tapczanie.
Irena jest brudna. Śmierdzi od niej moczem. Spod bluzki z rozciągnię-
tym dekoltem co chwilę ukazuje się naga, brudna pierś, którą niezdar-
nie próbuje poprawiać podczas rozmowy ze mną. Z jej ust czuć nieprzy-
jemny oddech i gdy Irena nachyla się w moją stronę, mimowolnie odsu-
wam głowę, by go nie czuć. Brudnymi palcami co chwila dotyka mojego
zeszytu, pytając, co tam napisałem.
– Jest pan sprawiedliwy?
– Słucham?
– Bóg dał panu mądrość?
– Pani Ireno, ja zapisuję wszystko, co pani powie, ja jestem obiektywny.
– Pan mnie nie skrzywdzi, prawda?
Cóż odpowiedzieć kobiecie, która wpatrzona we mnie, nie do końca ro-
zumie, co się dzieje dookoła. Jak jej tłumaczyć, co ją czeka, gdy pilnie nie
zacznie się diagnozować i nie podejmie leczenia.
– Pan mi nie zabierze Martynki?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin