Marek_Stelar_-_Kameleon.pdf

(1354 KB) Pobierz
Copyright © by Marek Stelar, 2024
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek
formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii
i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników
elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2024
Projekt okładki: © PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
darkhart@wp.pl
eISBN: 978-83-8357-536-0
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
kontakt@wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA Mroczna Strona
mrocznastrona.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
PROLOG
Wyobraźcie sobie, że przed oczami macie taki oto fantastyczny
widok: morze. Krystalicznie czyste, lazurowe, albo o tym
cudownym, malachitowym odcieniu, jaki mają wody naprawdę
ciepłych, egzotycznych mórz. Piasek obmywany jego drobnymi
falami jest biały jak kreda. Delikatna piana tych fal wsiąka
z sykiem między maleńkie ziarenka. Na piasku widać
przypominające ośmiornice ciemniejsze placki: to cienie palm,
zwieszających się nad plażą, wyrastających z dżungli rozciągającej
się tuż za nią. Kobaltowego nieba nie kala ani jedna chmurka. Jest
na nim tylko słońce. Piasku nie kala ani jedno ludzkie cielsko, są
tylko muszle o niezwykłych, fantastycznych kształtach. Pięknie,
co? Nie, nie pytajcie na razie, skąd mężczyzna zna tyle kolorów. To
nieistotne… No dobra, istotne, ale nie w tej chwili, o tym później.
Teraz patrzcie oczami wyobraźni na to morze, plażę i niebo.
Chłońcie tę atmosferę, chłońcie kolory. Widzicie? Taki widok
mam właśnie przed oczami. Moje własne Zihuatanejo. Szkoda
tylko, że nie mam na sobie hawajskiej koszuli, a koło leżaka nie
stoi piña colada w skorupce kokosa. Zamiast tego wisi na mnie
znoszony dres, nie leżę na leżaku, tylko na pryczy, a w miejscu
piña colady stoi butelka oranżady Hellena (czerwonej) kupionej
w więziennej kantynie za ostatnie pieniądze. W dodatku jest mi
cholernie zimno. Na zewnątrz mimo nieba zasnutego chmurami
panuje upał, ale tu gdzie jestem, czuć jakiś niewytłumaczalny
chłód, więc wpatruję się w ten widok, bynajmniej nie za oknem,
tylko pod powiekami; wpatruję się w niego oczami wyobraźni
i z całą siłą woli, na jaką mnie stać, usiłuję przekonać samego
siebie, że grzeje mnie to słońce, które sobie tylko wyobrażam.
Słabo mi to wychodzi. Bardzo słabo. Może nie ma już we mnie
silnej woli? Za zakratowanym oknem jest brudny spacerniak,
a wyżej tak samo brudne chmury zwieszające się nad miastem
i moim życiem jak jakieś pieprzone nemezis.
A przecież było tak pięknie…
Zgłoś jeśli naruszono regulamin