Ewa Minge - Gra w ludzi.pdf

(1052 KB) Pobierz
Copyright © Eva Minge, 2022
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
Ilustracja na okładce
© Magdalena Russocka /
Trevillion Images
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Renata Bubrowiecka
Korekta
Sylwia Kozak-Śmiech
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8295-739-6
Warszawa 2022
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
–1–
Anna szybko wbiegła po schodach. Znowu była spóźniona, matka tego nie znosiła. Robiła z  każdych
pięciu minut dramat w  pięciu aktach. Tym razem było tych piątek kilka… Krzyk. Histeryczny,
wibrujący, pełen agresji – kierowniczka wrzeszczała na nią za źle ułożony towar na półkach. Wymyśliła
sprzątanie zaplecza po godzinach… za karę.
Magda była młodsza od  niej, trochę dziwna, trochę wycofana, niestabilna emocjonalnie, ale
niezwykle piękna. Regularnie siadała szefowi na kolanach. Jej sadystyczne zachowanie względem Anny
było podyktowane zainteresowaniem bossa. Nie przyjmowała do wiadomości, że Anna nie stanowi dla
niej żadnej konkurencji – wielokrotnie odmawiała szefowi spędzania czasu sam na sam, wspólnego
wyjazdu do hurtowni, a nawet tak zwanej biurowej herbatki. Anna nie miała ochoty na flirty z żonatym
mężczyzną po sześćdziesiątce, kompletnie zaniedbanym i cuchnącym potem.
Wychowała ją matka, której inna kobieta zabrała męża. Czy można komuś zabrać kogoś? Czy można
wziąć go jak walizkę czy książkę z półki? Okazało się, że można.
Ojciec Anny był typem depresyjnym, bezwolnym, zamkniętym w  swoim świecie specyficznego
geniuszu – do żony mówił imieniem swojej matki, a córkę traktował jak własną studentkę. Nie pamiętał,
ile Anna ma lat, do której chodzi szkoły, za to godzinami opowiadał jej o zawiłościach filozofii. Potrafił
całą wypłatę wydać jednego dnia w  antykwariacie na książki, które – zamknięty w  swoim pokoju –
studiował do białego rana. Był wykładowcą akademickim. Wychodził na uczelnię codziennie w  tym
samym starym płaszczu, a  sandały zamieniał na zimowe buty w  grudniu, kiedy żonie udało się go
wreszcie do tego namówić. Zdarzało mu się wejść do wanny pełnej wody w  ubraniu w  wyniku
zaaferowania jakąś zakończoną właśnie rozmową telefoniczną ze zdolnym studentem. Na każdym roku
miał swojego ulubieńca i zawsze, ale to zawsze byli to chłopcy. W jego ocenie filozofia to nauka męska.
Kobiety były dla niego rodzajem ludzkiego eksperymentu i choć idealnie nadawały się do sprowadzania
na świat życia, to o  jego sentencji nie miały zielonego pojęcia. Według ojca ktoś, kto karmi młode
piersią, nigdy nie będzie intelektualnie ukierunkowany na swoje stado.
Tak, Anna wychowywała się w dość specyficznym domu.
Matka zarządzała światem, bo ktoś musiał. Anna nigdy nie rozumiała jej miłości do ojca. On
traktował ją zdecydowanie jak robota wielozadaniowego. Trzeba przyznać, że nie krzyczał, nie
awanturował się zupełnie. Mógł zjeść zupę ogórkową z  potrójną porcją soli lub wypić wodę z  kranu,
jeśli tej w szklanych butelkach matka nie zdążyła przytargać do domu. Butelki musiały być szklane, bo
w życiu ojca specyficznie pojęta ekologia była równie ważna, jak filozofia. Szkoda tylko, że nie ponosił
odpowiedzialności za ciężar jej dźwigania na szóste piętro.
Na urodziny i inne święta matka dostawała kolejną kopertę. Nie, w środku nie było banknotów na
dowolny prezent. To byłoby zbyt prozaiczne w ocenie ojca, a on prozą życia brzydził się najbardziej.
Była tam myśl filozoficzna spłodzona przez ojca z tejże konkretnej okazji. Anna natomiast dostawała
zawsze egzemplarz jakiejś starej książki z  antykwariatu. Nigdy lalki, czekolady czy pudełka kredek,
a rysować kochała najbardziej. Gdyby nie wizyty w domach koleżanek, pewnie nie wiedziałaby nawet,
że istnieje inny świat…
Mama Anny wychowała się w domu dziecka.
Po kolejnej pijackiej awanturze dostała na tyle bestialskie lanie od ojca, że trudno było ukryć jego
skutki. Zabrano ją do sierocińca. Z  rodzicami nie chciała mieć nigdy więcej kontaktu. Miała dryg do
nauki, szkołę pielęgniarską skończyła z  wyróżnieniem. Praca w  szpitalu była spełnieniem jej marzeń
i całym jej światem.
Czuła, piękna, troskliwa blondynka o  niebanalnych rysach twarzy i  obłędnie kręconych włosach
zawładnęła sercem pacjenta, który leczył skutki niefortunnego skoku do wody. Uszkodzenia kości były
na tyle poważne, że wymagały dłuższej hospitalizacji. Kobieta miała w  sobie mnóstwo ciepła
i  przepiękne zielone ogromne oczy. Ojciec w  tych oczach zobaczył podobno cały swój świat
i ze szpitala wyszedł już zaręczony. Pragnienie bliskości, rodziny i spokoju było w nich na tyle silne, że
natychmiast rozpoczęli wspólne życie w wynajętym pokoju, który zresztą opłacała tylko matka Anny.
Wyprowadzili się: ona z  hotelu dla pielęgniarek, a  on z  akademika, gdzie praktycznie waletował
u  kolegi, i  zamieszkali razem. Ślub przyspieszyła ciąża. A  matka pełniła wszelkie obowiązki – przy
mężu, dziecku, w kuchni, pralni i pracy. Brała nadgodziny, kiedy tylko mogła. W nocy prawie zawsze
była poza domem.
Ojciec… był sierotą. Jego rodzice zginęli w wypadku, gdy dziewczynki nie było jeszcze na świecie.
Po ślubie zdobywał kolejne stopnie naukowe. Uczył się między innymi martwych języków, kupował
literaturę i  jeździł raz do roku w  różne egzotyczne zakątki świata, by tam móc pogłębiać wiedzę
historyczną. Jeździł sam. Po pierwsze, nie było pieniędzy na wyjazd całej trójki, a po drugie, nie chciał,
by ktoś zakłócał jego spokój. Tak więc ich światy nigdy się nie zazębiały, nigdy nie było wspólnych
wakacji, rozmów przy stole czy choćby zwykłych rodzinnych kłótni o drobiazgi…
Któregoś razu mama podsłuchała przez przypadek rozmowę telefoniczną ojca i okazało się, że tym
razem najzdolniejszym studentem jest kobieta. Zaniepokoiło ją to i  zaskoczyło. Rozmowa była
dokładnie taka jak wszystkie poprzednie – filozoficzne wywody i potyczki słowne. No i nadszedł ten
dzień: ojciec wyszedł z wanny w ubraniu i zamiast krzyknąć tradycyjnie z przerażenia, że zapomniał się
rozebrać, nałożył na nie szlafrok i wrócił do swojego gabinetu, zostawiając za sobą strużki wody. Wtedy
to właśnie w matce coś pękło. Nie wytrzymała napięcia. Weszła, a raczej wpadła z impetem do pokoju
i  zaczęła krzyczeć… Jej głos był ostry, wysoki, pełen żalu pomieszanego ze  złością. Ojciec siedział
zdziwiony na fotelu i  słuchał. Nie odezwał się ani słowem. W  końcu matka – wyczerpana własnym
krzykiem i  kłębiącymi się w  niej od  dawna emocjami – zamilkła. Trzasnęła drzwiami i  wyszła.
W całym mieszkaniu zapanowała ciężka, martwa cisza.
Po dwóch godzinach, o  nieprzyzwoitej już porze rozległ się dzwonek. Mama była w  łazience,
a  ponieważ ojciec nigdy nie ruszał się z  pokoju, to drzwi otworzyła piętnastoletnia Anna. Do
przedpokoju weszła młoda pulchna kobieta o  dziwnym grymasie, brudnych włosach i  nieświeżym
zapachu. Zapytała, gdzie jest ojciec, po czym – nie uzyskawszy odpowiedzi – zaczęła go wołać. Matka
wyskoczyła z łazienki, a wyrwany z letargu ojciec wyjrzał ze swojego azylu.
Ręcznik na głowie matki przechylił się i spadł na ziemię. Szybkim ruchem podniosła go, zamiatając
podłogę swoimi nadal obłędnymi włosami. Młoda kobieta popatrzyła na nią, skomplementowała
fryzurę, po czym tonem nieznoszącym sprzeciwu kazała ojcu się pakować.
Anna z  matką patrzyły na to wszystko w  wielkim szoku – późna pora, dziwna kobieta
i  niezrozumiałe zachowanie pakującego się bez sprzeciwu ojca wprawiły je w  osłupienie. Żadna nie
potrafiła wydusić z siebie słowa. Kiedy Anna nieco otrzeźwiała, zapytała ojca, co tu się dzieje. Zamiast
niego odpowiedziała młoda kobieta. Otóż jej zdaniem ojciec był geniuszem na skalę globalną
i trzymanie go w dusznej i pełnej wrzasku klatce – jaką niewątpliwie jest ich mieszkanie – to krzywda
dla świata. Słysząc krzyki podczas rozmowy telefonicznej, postanowiła wyzwolić go z tej chorej uwięzi
i dać wolność oraz swoje obfite ciało o czystym zapachu, niezagłuszonym tanimi perfumami. Filozofia
to natura myśli, która przy takich kościach i  skromnej posturze się nie nasyci. Tu zapewne miała na
myśli matkę Anny. Raz jeszcze skomplementowała włosy stojącej jak słup soli kobiety, dorzucając
jednak, że to zbyt mało, aby takiego wielkiego człowieka duchowo wyżywić. Drzwi trzasnęły
w kompletnej ciszy, nie licząc nieudolnej próby pożegnania się ojca z rodziną. Matka opadła na podłogę
i  przesiedziała tak do rana. Dla Anny było obojętne, czy ojciec jest, czy go nie ma. Nigdy nie czuła
z  nim więzi, zazdrościła koleżankom ojców, którzy chodzili z  nimi na spacery, wozili je do szkoły
i  kupowali swoim księżniczkom lalki. Chciała choć raz pojechać na wakacje, na których jej pytanie
o drobne na cukierki nie skończyłoby się wykładem z filozofii. Matka jednak kochała tego człowieka –
Anna zrozumiała to dopiero po latach. Mąż był całym jej światem, rodziną, której nigdy nie miała.
Zawsze wracał do domu, nie bił, nie krzyczał… nie znęcał się nad dzieckiem i nie tykał alkoholu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin