Irena Omegard - Krakowscy kryminalni.pdf

(1255 KB) Pobierz
Irena Omegard
Krakowscy
Kryminalni
Kto pierwszy dotrze do prawdy.
Irena Omegard
„Krakowscy kryminalni”
Redakcja: Sonia Włodek
Okładka: Orfeusz
ISBN 978-83-67572-14-9
Wydanie II
Wydawca: Krople Czasu Studio Wydawnicze
Kontakt: wydawnictwokropleczasu@gmail.com
Spis treści
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
Krakowscy kryminalni
Rozdział 1 Cmentarne godziny
Rozdział 2 Początki śledztwa
Rozdział 3 Najlepsi z najlepszych
Rozdział 4 Kobiecy spisek
Rozdział 5 Trudne początki
Rozdział 6 Pierwsze sukcesy
Rozdział 7 Wątpliwości
Rozdział 8 Matematyczne zwycięstwo
Rozdział 9 Szantażyści
Rozdział 10 Podejrzenia
Rozdział 11 Przyjaciele i wrogowie
Rozdział 12 Gorzej niż źle
Rozdział 13 Kobiece rozterki
Rozdział 14 Informacje na wagę złota
Rozdział 15 Wagary policjantek
Rozdział 16 Stypa
Rozdział 17 Podejrzenia
Rozdział 18 Atak
Rozdział 19 W kręgu podejrzeń
Rozdział 20 Winni i niewinni
Rozdział 21 Wygrani i przegrani
Rozdział 22 Pokrętne odpowiedzi
Rozdział 23 Wet za wet
Rozdział 24 Złe kobiety
Rozdział 25 Odpowiedzi
Rozdział 26 Nowe policyjne życie
Rozdział 1
Cmentarne godziny
T
elefon głośno dzwoni i nie zamierza przestać.
– Wstawaj, Kazik! Co za facet. Nic go nie rusza.
– Czego chcesz, Lauro?! Wiesz, która jest godzina?! Zwariowałaś? Kobieto, ty mnie
wykończysz. Wróciłem po północy. Ledwie co przyłożyłem głowę do poduszki.
Obracam się w stronę mojej ślubnej.
– To nie ja jestem tyranem. Odbierzesz wreszcie ten telefon?
Gramolę się z łóżka. Niech to wszystko jasny piorun strzeli! Nie dadzą człowiekowi pospać.
Do poniedziałkowego poranka pozostało jeszcze kilka godzin.
– Czego tam? – warczę do telefonu.
– Panie komisarzu! – dochodzi mnie głos aspiranta Norberta Zerwińskiego. – Trupa mamy.
Leży sobie za Leninem. Psiakrew! Za Sędzimirem. Znaczy się…
– Zdecyduj się wreszcie, Berciku. Gdzie leży ten nieboszczyk? Nie zamierzam zwiedzać
całego Krakowa. Co ja turysta jestem? Zresztą to nie jest dobra pora na zwiedzanie.
– Panie komisarzu, on leży za dawnym pomnikiem. Obok huty… znaczy się w Nowej Hucie.
– Czy to oznacza, Berciku, że radiowóz już po mnie jedzie?
– Tak, będzie za pięć minut.
Odkładam nieszczęsny telefon. Ruszam do łazienki. Twarz w lustrze przypomina jakieś
monstrum. Niby mam czterdzieści dwa lata, ale spoglądając w lustro, czuję się, jakbym miał
dwa razy tyle.
– Co ty ze sobą zrobiłeś? Biedny jesteś, Kaziu. Wszyscy czegoś od ciebie wymagają. Jak nie
ślubna żoneczka, to nieślubny zawodowy wspólnik – użalam się nad sobą, wykonując poranną
toaletę. Może choć trochę to pomoże mojemu steranemu ciału. Spoglądam na siebie
z niechęcią. Za dwadzieścia lat mój metr dziewięćdziesiąt wzrostu zacznie mnie ciągnąć
do ziemi. Pierwsze siwe włosy nie nastrajają optymistycznie. Moje życie zawodowe i prywatne
odciska piętno na wyglądzie.
Zaglądam do pokoi dzieci. Wszystko jest w porządku. Bliźniaki, jak zawsze, mają mocny
sen. Omijam sypialnię. Nie zamierzam po raz kolejny budzić swojej cudownej żony. Wychodzę
z mieszkania. Zbiegam po schodach. Dwa piętra to mały wysiłek. Samochód czeka. Tego mogę
być zawsze pewien. Dokładność posterunkowego Janka Cieślika przeszła do legendy już
dawno temu. Brakuje mu tylko wpisu do księgi Guinnessa.
– Nieźle się zaczyna, prawda, panie komisarzu? – dochodzi mnie zadowolony głos Cieślika.
– Dawno nie mieliśmy porządnego trupa.
– Rany boskie, Cieślik! Co ty gadasz? Dopiero znaleźliśmy ciało mordercy, tego Kuchcika.
Był nieporządny? Jakie są twoje kryteria wyboru? Dziel i dziel? Dziel i łącz? A może: dziel i co
Zgłoś jeśli naruszono regulamin