MARCEL MOSS-UTRACENI.pdf

(1453 KB) Pobierz
W Polsce co roku znika bez śladu osiemnaście
tysięcy osób. To tak jakby w jednej chwili
wyparowali wszyscy mieszkańcy Łańcuta.
PROLOG
WIGILIA, ROK 2016
– Tato? – jęknęła cicho Sandra. Klęczała na podłodze w kałuży krwi.
Obok leżał nieruchomo jej ojciec. Martwe spojrzenie Wiktora Miltona
zatrzymało się na wiszącym tuż nad nim srebrnym żyrandolu.
Z otworu pośrodku jego czoła sączyła się krew. Sandra potrząsała
martwym ciałem, prosząc ojca, by się do niej odezwał. Drżała, a po
policzkach spływały jej rzęsiste łzy.
– Zostaw go – odparła spokojnym, pozbawionym emocji głosem
Beata Milton. Siedziała na dywanie, opierając się plecami
o kremową sofę. – Nie widzisz, że nie żyje? Trzeba zadzwonić po
policję…
Sandra spojrzała na matkę, która sprawiała wrażenie oderwanej od
rzeczywistości. I pomyśleć, że jeszcze kilka minut wcześniej, zanim
napastnicy wybiegli z domu i uprowadzili jej młodszą córkę, kobieta
krzyczała tak głośno, że Sandrze wydawało się, iż lada moment
popękają wszystkie szyby w oknach.
– Tato… – Sandra szarpnęła mężczyznę za ramię. – Boże, obudź
się, błagam…
– On nie żyje – powtórzyła beznamiętnie jej matka – a moja biedna
Lenka jest teraz w rękach tych potworów.
Roztrzęsiona
Sandra
podbiegła
do
szklanego
stolika
i zakrwawioną dłonią zgarnęła z blatu swój smartfon. Wybrała numer
alarmowy i wezwała pogotowie oraz policję. Rozłączyła się, osunęła
na podłogę i wybuchnęła płaczem. Zaczęło do niej docierać, co się
właśnie stało. Już nic nigdy nie będzie takie jak dawniej.
Oprzytomniała, gdy usłyszała dźwięk domofonu. Poderwała się
z miejsca i podbiegła do drzwi. Nie wiedziała, ile czasu upłynęło od
wezwania pomocy. Gdy wróciła do salonu, zobaczyła matkę leżącą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin