Przykazanie 1.docx

(30 KB) Pobierz

Brat Tadeusz Ruciński

Dekalog.

I.              Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus

Tak czasem mówię do dzieci zawieszając głos przed tym Imieniem. One nie bardzo wiedzą co odpowiedzieć, bo przecież często słychać „Niech będzie pochwalony”. Kto? I taka myśl z wiersza Księdza Twardowskiego, że spotkały raz Jezusa dorosłe dwa gawrony, nie przyszło im do głowy powiedzieć „Pochwalony”

Czy spotykamy Boga, który wciąż nam mówi: „do widzenia!” i każe Go wypatrywać, każe się Go spodziewać może w najmniej oczekiwanych miejscach.

I znów mówię czasem dzieciom, że biorę dwa, trzy słowa z Ewangelii i czynię z nich jakby takie szkiełko prze które oglądam świat i ten świat jest wtedy całkiem inny niż w telewizji. I dlatego chciałbym wam właśnie zaproponować takie przepytywanie pozornych oczywistości, bo pozwalamy sobie narzucać tak zwaną narrację. A kto opowiada nam świat, ten ma władzę nad naszym umysłem, nad nasza wyobraźnią i nad naszym sumieniem. Dlatego waśnie wciąż słyszymy jakby zadawane za nas pytania. Przepytuje się polityków, przepytuje się naukowców, przepytuje się duchownych, stawia się ich często tak agresywnie pod ścianą i tak zwani dziennikarze uzurpują sobie prawo do reprezentowania nas w tych pytaniach. Czy na pewno są to nasze pytania? I czy są to pytania, które my powinniśmy zadać. Czy może raczej one dlatego są takie nachalne, takie agresywne żebyśmy nie zadawali pytań stokroć bardziej koniecznych, które właśnie stąd można wynieść, z Biblii. Żeby spojrzeć i jeszcze raz ujrzeć świat na nowo i zadać mu takie pytania, których się on bardzo boi. Bo te pytania by obnażyły mnóstwo mniemań, mnóstwo iluzji, mnóstwo zakłamań. I dlatego też chciałbym właśnie spojrzeć na jedną sprawę, która od lat już brzmi w całym świecie i prawie nikt jej nie przepytuje.

Taką fraszkę kiedyś ukułem, że

              „Kto prawo do zbyt wielu praw sobie rości,

              ten otwiera drogę niesprawiedliwości”.

Bo zobaczcie. Im więcej teraz praw, tym mniej sprawiedliwości. I gdybyśmy spojrzeli , policzyli te słowa w prawie Bożym, w Dekalogu, to zależy, która wersja, byłoby ich niespełna kilkadziesiąt. A ile teraz mnoży się set tysięcy słów w prawach Unii Europejskiej. I to jeszcze takich słów, tak hermetycznych, tak skomplikowanych, że już prócz świetnych prawników nikt nie jest w stanie w tym gąszczu już się obeznać. I tu trzeba sobie jedną sprawę uświadomić, że gdy słyszymy o najrozmaitszych prawach to nie są one dla człowieka, tylko one są przeciwko człowiekowi. Bo przyjrzyjmy się dokładnie kiedy się mówi o prawach dzieci to - w domyśle – przeciw rodzicom. Kiedy się mówi o prawach ucznia to przeciw nauczycielowi. Bo nikt nie mówi o prawach rodziców, czy nauczycieli. Kiedy się mówi o prawach kobiet to na pewno przeciwko mężczyznom. Kiedy o prawach mniejszości to na pewno przeciw większości. Kiedy o prawach gejów, to wiadomo, że przeciw zdrowym, heteroseksualnym mężczyznom. I dalej, kiedy się mówi o prawach zwierząt, które się chce teraz w głębokiej ekologii zrównać z ludźmi a nawet wynieść ponad ludzi, to są to prawa przeciw człowiekowi. Kiedy się grzmi o prawach ateistów, czy neutralnych światopoglądowo to na pewno jest to wymierzone przeciw wierzącym. I kiedy w końcu się mówi o prawach człowieka, to choć to tak ładnie brzmi, to jest to wymierzone przeciwko Bogu, bo Bóg te prawa wymyślił już tysiące lat temu. Tylko, że dla człowieka a nie przeciwko człowiekowi. Bo diabeł to jest dia-bolos, ten, który dzieli, ten który skłóca, ten, który napuszcza jednych na drugich, ten który przeciwstawia i wtedy, wśród tego gąszczu praw, mamy państwo bezprawia i wymiar niesprawiedliwości.

Moja znajoma poetka, Małgorzata Nawrocka, napisała taki świetny wiersz, posłuchajcie”

„Człowiek wiele dziś praw ma, do higieny, do diety,

Pani prawo do pana, pan do innej kobiety,

Prawo sadu, wyboru, prawo do wypowiedzi

Do trzech metrów posesji mają prawo sąsiedzi.

Obywatel ma prawo do zrzeszenia i renty

Panna z dzieckiem do wniosku o dom i alimenty

Uczeń prawo sprzeciwu, aktor prawo do kłamstwa

Politycy – zależy, do ogłady lub chamstwa,

Mąż ma prawo zaszaleć, żona – skoczyć na boki

Każdy – mówić o bliźnim i ferować wyroki

Złodziej lekko zarobić, model handlować twarzą,

Mędrzec bzdury pleść w radio, spiker – klepać co każą

Prawo prawem pogania ciążąc jak anatema

Tylko Pan Bóg wymagać dzisiaj prawa już nie ma.

 

I tu właśnie pytanie, czy Pan Bóg ma jeszcze prawo do nas, ludzi? I czy my mamy jeszcze prawo odnieść się do Jego praw, kiedy dziej się bezprawie.

I czy mamy jeszcze prawo bronić tych praw danych nam i zadanych. I tak jak ostatnio powiedziałem jeśli chcemy mieć prawo do tych praw i dać Panu Bogu prawo do siebie i do świata i do środowiska, które zostało zawłaszczone przez grinpis to musimy te prawa tak dobrze poznać, żeby potem uznać je za swoje aż do głębi sumienia i wyznać je tam, gdzie są łamane. Gdzie się je wykoślawia, przekręca,. Znać – uznać i wyznać.

I dlatego sięgnijmy dzisiaj do pierwszego przykazania: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”.

I tu od razy nawiązuję do tego, co ostatnio mówiłem, że kiedy się pyta kogoś o przykazania to zwykle wymienia: nie kradnij,  nie cudzołóż, nie kłam. Cała ta reszta bez pierwszego przykazania to jest taka można powiedzieć gadanina. Hamurabi miał podobne, jeszcze inni mogliby wymyśleć. Nie, nie, pierwsze przykazanie jest” podstawą tych wszystkich. Bez niego to się wszystko rozsypie. O co w tym przykazaniu chodzi? Przede wszystkim o to, co od strony grzechu św. Tomasz z Akwinu nazwał, że grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu dzieje się wtedy, kiedy człowiek – stworzenie Boże – odwraca się od Stwórcy a zwraca się ku stworzeniu przyznając mu to, co jest tylko Bogu należne, czyli dzieje się wtedy bałwochwalstwo, izolatria.

I tu trzeba sobie tez od razu to powiedzieć, że jedna z najsilniejszych, najbardziej podstawowych potrzeb w człowieku to jest potrzeba religijna. Na tej potrzebie bardzo wielu inżynierów społecznych potrafi sobie swoją pieczeń upiec, między innymi teraz specjaliści od marketingu, budowy marketów sięgają właśnie o tej potrzeby upodabniając markety do świątyń konsumpcji. Bo człowiek jest z natury religijny, czyli musi coś otaczać kultem, czasem obojętnie co. To mogą być żywioły, to mogą być symbole, to mogą być posągi, to może być jakiś furer, wódz, musi człowiek coś otaczać kultem.

Drugie. Musi coś dla tego poświęcać. To jest najgłębsza potrzeba. Nawet kiedy się poświęcało dzieci wrzucając w wielkie, rozżarzone brzuszysko molocha. Dalej, tenże człowiek musi tworzyć wokół tego rytuał, ceremonię. Ale przede wszystkim to czyni siebie na obraz i podobieństwo tego czemu cześć oddaje. Czemu oddaje najwięcej czasu, czemu najwięcej poświęca, z czym najczęściej obcuje. I właśnie człowiek staje się na obraz i podobieństwo Boga lub bożka, którego wielbi. Jeśli chodzi o bożków to wystarczy spojrzeć choćby co robi władca i bóg pijaka, czyli alkohol z jego czcicielem. Pamiętacie tą scenkę z „Małego Księcia”, kiedy Mały Książę ląduje na planecie gdzie jest pijak i pyta: co robisz? Pijak mówi: piję

A dlaczego pijesz?

Żeby zapomnieć

A o czym zapomnieć?

Że się wstydzę

A czego się wstydzisz?

Że piję.

Madre było to stwierdzenie tego chłopca z tej przypowieści o naparstku, że bez Boga ludzie głupieją. Spojrzeć na narkomana, spojrzeć na erotomana, spojrz1eć na fana czegokolwiek, czy tam kogokolwiek i widać jak idol gardzi swoim wyznawcą, jak  go poniża, jak go rzuca można powiedzieć na najniższy poziom i jednocześnie spojrzeć – jeszcze starsi mają w pamięci jak Jan Paweł przyjeżdżając do każdego kraju klękał i całował ziemię. Klęczał i wszyscy wtedy zamierali. I nawet niewierzący myśleli, jaki wielki człowiek.  Bo klęczy. Nie przed byle czym. Przed niewidzialnym Bogiem. I ten Bóg nadaje mu wówczas ogromną wielkość. Bo to nie jest satrapa, bo to nie jest hegemon, głodny czci, głodny poddaństwa. Nie. On widzi w tym, kto klęka swoje odbicie, swoje podobieństwo, swoją wielkość. I chce aby ta wielkość rosła do nieba samego. I tu jest – można powiedzieć – sedno tego przykazania. I tu spróbujmy zadać sobie takie pytanie, które będzie nas jakoś orientowało: Jak my odnajdujemy się w wierności lub w sprzeczności z tym przykazaniem. Pytanie bardzo podstawowe: wobec kogo rozgrywasz swoje życie? Bo zawsze wobec kogoś. Czy wobec siebie samego, czy wobec innych, czy wobec Boga. I tu od razu spójrzmy w świetle właśnie tego bałwochwalstwa na takiego bożka, którego każdy z nas w sobie jakoś dopieszcza: „ja”. Ja, które jest czasem tak rozdęte, tak zadęte, że już innych nie widać, że już innych nie czuć, że już innych nie słychać. To jest takie uprawianie religii „ja-izmu”.. I ono się wyraża w tym, że wszystko dla mojej wygody. Wszystkie, nie tyle dla mojego zdrowia, co dla mojego zdrówka, zdróweńka, które tez się tak pieści jak małego boga. Wszystko dla mojej przyjemności, dla mojej rozkoszy. Wręcz eskalacji tych rozkoszy aż do perfekcji. Wszystko dla moich potrzeb, których jest coraz więcej – reklama podpowiada. Czasem potrzeb seksualnych, które już zapominają  po co jest współżycie, po co jest miłosne zespolenie małżeńskie, tylko dla wy-życia. I dalej: wszystko dla mojej kariery, wszystko dla mojej wiedzy, wszystko dla mojego jedzonka, bo już też się tak pieszczotliwie mówi o bogach kulinariów. Wszystko dla mojego znaczenia, dla mojego bogactwa, dla mojego szczęścia.

Często właśnie sięgam do przypowieści, do baśni. Jest tam jakaś wielka mądrość i symboliczność. Pamiętacie mit o Narcyzie, o tym chłopaku tak pięknym, że gardził wszystkimi zachwyconymi nim dziewczynami. A najbardziej jedną nimfą, która zwana była „Echo”, bo była tylko dźwiękowym odbiciem. A on odpychał, pomijał wszystkie. Tylko kiedy się zatrzymał nad lustrem wody to tak się zapatrzył w siebie, że dał się sobą opętać. Jedne wersje mówią, że utonął, inne, że go rozszarpały nimfy wodne a inne, że się zamienił w kwiat – narcyza. Ale jest coś takiego jak opętanie sobą samym. I teraz przemysł reklamiarski, on nieustannie taki refren nam podpowiada, żeby tylko o sobie myśleć, tylko sobą przesłaniać świat i Boga. I w takim opętaniu sobą samym i nawet dążeniem do swojego szczęścia człowiek jednego nie zauważa, co świetnie wyraził Jan Sztantygler w jednej fraszce, że „szczęście mnie mija, bo wciąż tylko: „mnie”, „mi”, „ja”. I to jest przekleństwo człowieka.

I druga jakby część tego pytania: ci inni, inni ludzie. Czy oni tez nie stanowią tutaj jakiejś strasznej bariery w moim widzeniu Boga, w mojej więzi z Bogiem, w mojej właściwej relacji. Bo popatrzcie,  właśnie w tej chwili nazywa się to, co się dzieje w popkulturze neopogaństwem, czyli nawrotem pogaństwa, ale już nie tego sakralnego, kiedy ludzie szukając Boga po swojemu jak gdyby uświęcali żywioły, tajemnice, moce. Nie.  To jest taki straszliwy jarmark z przysmakami z całego pogaństwa jakie kiedykolwiek zaistniało. I w tym jest mnóstwo bożyszcz. Bożyszcze. Choćby celebryci. Wystarczy być w gmachu telewizji na Woronicza żeby zobaczyć współczesnych bogów. Tam nawet sprzątaczki chodzą jak boginie. Bo to jest panteon współczesnych bogów. I właśnie ci ludzie uwierzyli, że są nad-ludźmi. I chcą być – można powiedzieć z całym wachlarzem geniuszy, wszystkich umiejętności, oszałamiającej urody, no właśnie, sięgnąć po boskość. Tylko jakąś kulawą, jakaś pokraczną. Ale miliony jest zapatrzonych w te posągi, w te ikony. Setki zdjęć, wizerunków, znajomość filmów, przebojów. Mówi się ulubieńcy, ale to są idole. Przed chwilą mówiłem, co idol czyni z człowieka, a przede wszystkim nim gardzi, z wyznawcy.

I teraz, ten panteon, tych bogów rozmnożył się bardzo. Iluż teraz najrozmaitszych pseudomędrców sięga po – można powiedzieć – cześć dla … Iluż szamanów, iluż uzdrowicieli. Ale w każdym z nas. Jeśli straci człowiek kontakt z Bogiem, właściwą relację, poczucie kim jest się przed Bogiem, to zawsze musi kogoś uwielbić. I ileż matek jest zapatrzonych w swoje dzieci jak w bożyszcza, bezkrytycznie, krzywdząco, ale jak w bożyszcza. Iluż ludzi, zwłaszcza młodych, kiedy się zakochuje, to traktuje tę drugą osobę jak boga, jak boginię: świata poza tobą nie widzę, wszystko ci oddam, zabiję się jak mnie opuścisz.

Popatrzcie jak ta potrzeba religijna, nie uwiedziona, nie właściwie pojęta, jak może zniszczyć człowieka. Stąd mądrość tego przykazania. Ale idąc właśnie dalej, w kierunku tych innych ludzi, patrzcie ile wysiłku wkładamy, ile trudu, żeby nas zaakceptowali. Inni. Nawet nie koniecznie ci, na których nam bardzo zależy, ale bliscy, kochani. Nie, Żeby mieć świetny wizerunek, żeby komuś, w kimś wzbudzić zazdrość, żeby ktoś mnie nie wyśmiał. Żeby ktoś mną nie wzgardził, ktoś mnie nie odrzucił, to wtedy pokłony, służba, cześć, nabożeństwa, ofiary dla niekwestionowanej monarchini świata – mody. Która nie tylko dotyczy fryzur, kreacji, czy jakiegoś tam aktualnego imagu, wszystkiego. I tutaj się nikt nie przeciwstawia właśnie tej dyktaturze.

              Będą piętnować jak to Kościół narzuca ciężary, jak to Kościół ma nieuzasadnione wymagania. Moda ma tysiące razy większe. I tysiące razy bardziej absurdalne. I właśnie ta moda również powoduje coś takiego, że ludzie nie chcą mieć swojego zdania, zwłaszcza zdania, które nie jest powszechnie nadawane. Króluje coś takiego, ja to nazywam: „się”, że tak „się” mówi, tak „się” ubiera, tak „się” myśli, tak „się” wybiera. Jakieś takie rozpylone, podyktowane nam zasady, które nie są moimi. Iluś ludzi teraz zanim do czegoś się przyzna, wygłosi jakieś swoje zdanie, to najpierw się musi rozejrzeć co inni. Co „się” teraz mówi, myśli, wyznaje, wielbi, czci. Stąd teraz padło to słowo „flaming” w liczbie mnogiej, i ono naprawdę ma potwierdzenie, że ludzie, aby tylko pozostać w grupie, aby tylko zostać w jakiś sposób przyjętym do grupy, aby tylko nie być odrzuconym są w stanie jak flamingi iść i walić się w przepaść. Właśnie nie przepytując tego co się im narzuca. Inni mogą właśnie starannie zasłonić rzeczywistość, Boga, zniekształcić sumienie. Ale w tym pytaniu padło również słowo „Bóg”, ale tutaj postawię znak zapytania – Jaki Bóg? Czy Bóg na mój obraz i podobieństwo, bo takich bogów jest teraz bardzo wiele. I do tego boga modlą się nasze potrzeby, modlą się nasze aspiracje, modlą się nasze tęsknoty za karierą, modlą się potrzeby większych pieniędzy, i tak dalej, sukcesu. Ale ten bóg nie może być pisany z dużej litery.

              Bo kiedyś Jan Paweł, mówiąc do młodzieży, powiedział bardzo ważne zdanie. Jakoś go nikt prawie nie cytował, że wielu, najpierw powiedział tak, że w obłąkanym świecie wielu ludzi nie zna Boga, ale wielu zna Go źle. To jest bardzo ważna uwaga. Bo jeśli, w wymiarze na przykład narodu, jeśli jakiś naród ma niewłaściwe pojęcie Boga to ma niewłaściwe prawa, niewłaściwą moralność, niewłaściwe obyczaje. Jeśli przed naszą Konstytucją nie zaistniało słowo „Bóg” to ją można wywrócić na ulicę(?), każda interpretacja będzie dobra. I sami już czasem nie wierzymy oczom, uszom, własnemu rozsądkowi. Dlatego trzeba zapytać w jakiego Boga ja wierzę? Czy to nie jest jeszcze czasem infantylna bozia od babci, cioci. Czy to może być ten świątek świąteczny, który, bez którego świąt, no trudno, bo trzeba go wtedy wydobyć razem z bombkami, ozdobami, akcesoriami świątecznymi. Czy to nie jest czasem poduszka pocieszenia? Albo chłopiec do bicia, jak przyjdzie dramat, tragedia, nieszczęście, to wtedy trzeba mu dołożyć: Jak tyś mógł mi to zrobić? Ale to też może być taka mamka, taki tatuńcio, nie ojciec. Albo taki ktoś na posyłki, filantrop. I dlatego właśnie tak bardzo ważne jest to, żeby wciąż pytać: Boże na ile Ty jesteś Bogiem Biblii, Ojcem Chrystusa, dawcą przykazań, Alfą i Omegą. Na ile moje projekcje, moje potrzeby, moje „widzimisię”, moje mniemania zniekształcają Twój obraz, zafałszowują? I wtedy moje życie, moja miłość, moja moralność, moje sumienie są tak krzywe, a czasem tak brzydkie jak moja ikona boga.

Jeszcze tutaj niezmiernie ważna rzecz. Właśnie w tym nurcie neopogaństwa. Może być bóg jako boskość, jako energia, jako magiczna moc, rodem z New age. I wielu ludzi w takiego boga wierzy. Boskość bez Boga. Gdzieś z kosmosu, gdzieś z wnętrza naszych czachramów, wibracje. Modlą się do tego boga i ofiary mu składają, i pytają go. Bo po co jest astrologia? Po co jest wróżenie z kart tarot, których nawet cyganki się boją dotknąć, a dzieciom się je rozsyła razem z czasopismem „wiich”. I spirytyzm, żeby wydrzeć tak zwane tajemnice co będzie. A diabeł, ojciec kłamstwa jest mistrzem w tym. Potrafi się nawet podszywać pod apostołów, pod proroków, pod świętych, bo już weszliśmy na jego drogę. Czyli stworzenie odwróciło się od Stwórcy a zwróciło się ku zdeprawowanym ludziom, mediom. I tutaj można by było mnożyć, choćby właśnie ileż przeciętny człowiek jest w stanie ofiarować dla zdrówka i zdróweńka? Zaprzeć zdrowy rozsądek, wieźć dziecko, swoje dziecko na drugi kraniec Polski, żeby je powierzyć szamanowi, czarownikowi, wiedźmie, bezkrytycznie. Bo wie pani, oni cos maja, to działa! Bo kogoś tam uzdrowili. Bywa. Uzdrowią jedno a straszliwie porażą drugie. Ktoś nagle odzyskuje zdrowie narządu a popada w depresje, w lęki, w nerwice. Tu jak się już złoży ofiarę to demon bierze coraz więcej. Stąd Katechizm teraz tak bardzo mocno stawia, właśnie na to jak nie należy sięgać po moce, których nikt nie jest w stanie określić. Moce poza Bogiem, moce przeciw Bogu, a przede wszystkim przeciw człowiekowi. I to jest gigantyczny przemysł, kiedy, stanąć w empiku przed tymi półkami z ezoteryką to jest tam więcej czasopism niż na półce z katolickimi czasopismami. I mają większe wzięcie, i większe nakłady. I tutaj, niestety, ale to muszę powiedzieć,  kobiety maja stokroć większą skłonność do tego niż mężczyźni. A jak kobieta w domu ma skłonność to da córce, to da wnuczce, to rozniesie po sąsiadkach. Chodzi do kościoła, odmawia różaniec nawet, ale co rozsiewa? Czym zaraża? I jak czasem mówi się o tym, to – a co w tym złego?

A co dobrego?

Stąd tutaj Bóg nie jest czarodziejem, nie jest emanacją kosmicznej energii, nie jest, żeby wyczarował nam to, co chcemy. Do Boga człowiek się modli: „Panie, daj mi Twoją prawdę, niech się dzieje Twoja wola, użycz mi moc Twojej łaski! I pozwól być w Twoim Kościele, abym doszedł do Twojej wieczności”.

I tu właśnie już przechodzę na ten pozytywny wymiar. I znów sięgam po takie jedno zdanie, kapitalne zdanie przy pierwszym przykazaniu, że adoracja jedynego Boga chroni współczesnego człowieka przed zupełnym rozbiciem.

Popatrzcie na politeizm, czyli wielobóstwo. Tam, gdzie wszyscy bogowie są ze sobą skłóceni, tak jakby w człowieku wszystkie władze też były skłócone ze sobą. Czasem, kiedy jest opętanie demoniczne to psychologowie mówią na takiego człowieka, że w nim jest osobowość mnoga, czyli banda demonów, którzy rozrywają tego człowieka na wszystkie strony. I w tej chwili, to nie chodzi nawet tylko o opętanie. My wszyscy jesteśmy teraz tak rozproszeni, zdezintegrowani, zatomizowani, że kiedy klękamy do modlitwy to nie możemy się pozbierać. Wszystko się odzywa takim jazgotem, taką kakofonią, takimi dysonansami, że trzeba czasem kwadransa, pół godziny, żeby  powoli, powoli wracał spokój, harmonia. Często bez spowiedzi to nawet nie ma o tym co marzyć. I cudowną sprawą jest to, że teraz w tylu kościołach jest całodzienna adoracja wystawionego Najświętszego Sakramentu. I są ludzie! Są ludzie, którzy jakimś instynktem prawie wyczuwają, że tam dopiero odzyskują siebie, tam dopiero przywraca im Ktoś pokój. Nie tylko spokój, ale pokój, który w głębi zaczyna wszystko harmonizować, jednoczyć.  I że tam dopiero właśnie człowiek przywraca, przywracana mu jest godność, wielkość, radość, pogoda ducha. Adoracja Jedynego Boga chroni współczesnego człowieka przed zupełnym rozbiciem.

Moja mama, która, od kiedy pamiętam,  zawsze się modliła. Nie jest dewotką, absolutnie. Ale podziwiałem tę jej modlitwę, spracowana, nas było sześcioro – na to miała zawsze czas. I niesamowitą uwagę, skupienie. Modliła się tak jak wtedy nauczono. I kiedy kilka lat temu w ich parafii ksiądz proboszcz otworzył kaplicę adoracji i zaprosił mojego ojca i moją mamę, żeby stanowili taką grupę adoracyjną, po kilku tygodniach mama mówi do mnie: wiesz co – z taką pretensją – dlaczego wyście nam tego przedtem nie przybliżyli. Dlaczego wyście przedtem nas tego nie nauczyli, bez tego, to znaczy z tym byłoby łatwiej nam żyć.

Nie wymądrzała się, odkryła co to znaczy wejść w promieniowanie Boga, poddać się Temu, który sięga do głębi ze światłem, pokojem, uzdrowieniem, Który czyni, przeistacza człowieka na swój obraz i podobieństwo.

I tak, jak zwykle takimi potrójnymi pojęciami tutaj pewne rzeczy nazywam, to takie trzy warunki takiego dojrzałego  stosunku, postawy wobec Boga. Trzy – tak jak trójnóg. Nie może być jedno krótsze, mniejsze. Muszą być w proporcji, w równowadze: mistyka, liturgia i etyka.

I tu nie chodzi o mistykę siostry Faustyny, o wizje, nie. O duchowe doświadczanie obecności Boga – w sobie, przed sobą, i w tych, których spotykamy, o czym już dzisiaj w tej homilii mówiłem, że Bóg mówi: „do widzenia”, zaskoczę cię, bo Mnie odkryjesz tam, gdzie się nie spodziewałaś, w kimś o kim nawet nie pomyślałaś i w takim zbiegu okoliczności, który tylko cudem można nazwać. Zaskoczę cię! I można chyba nawet odkryć taki uśmiech, taki nawet trochę filuterny uśmiech, bo On ma niesamowite poczucie humoru. Ale to się odkrywa w więzi, w bliskości. I mistyka to nie jest dla kamedułów, klarysek, nie! Wiele zwyczajnych matek, zwyczajnych babć, dziadków jest w stanie doświadczyć ogromnej bliskości Boga, tylko że wstydzą się o tym mówić, bo ich ktoś śmiechem zabije, że dewota, że bigot, że oszołom. Ale oni coś takiego noszą w oczach, w uśmiechach, w pogodnym takim spojrzeniu w niebo, czy komuś w oczy. Mistyka to modlitwa ale bardziej milcząca niż „zmawiana”. I czas dla Boga. Ja jestem, Ty jesteś, bądźmy sobie nawzajem. I taka uwaga, właśnie skierowana, że jesteś, jesteś, jesteś, tak jak się mówi w pierwszym zakochaniu: „bądź!” i nie odchodź. I wtedy się tworzy więź, najszczęśliwsza więź.

Liturgia. Owszem można zostać z takim może tylko pustelnikiem, sobkiem, Pana Boga tylko dla siebie, dla doznań. To też diabeł wszędzie kusi, dlatego musi być liturgia Kościoła, liturgia z bliźnimi, gdzie Bóg nie przychodzi poszczególnie, indywidualnie, tylko jak to jest w Prologu Ewangelii św. Jana: „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”. Bóg chce być pomiędzy. Wtedy ludzie inaczej patrzą na siebie, inaczej sobie przebaczają. Inaczej powstrzymują to, co złe w nich wobec drugich. Są w stanie wiele ścierpieć, wiele przebaczyć, bo wtedy On w nich to czyni. Liturgia, czyli Kościół z prawdą o Bogu, z łaską Bożą, nie energiami kosmicznymi, nie emanacjami, z łaską Bożą. I Bóg w kapłanie. Słyszymy ostatnio, przez te kilka tygodni tą nagonkę na kapłanów. W każdym stanie są grzesznicy, tylko, że proporcje są zupełnie inne. Ale ja często patrzę w co uderza nas przeciwnik bo to jest najcenniejsze. Jak uderzy w kapłanów to Kościół się zatrzęsie. Zostanie wtedy odjęta spowiedź, odjęta Eucharystia, odjęty chrzest, odjęty sakrament małżeństwa. Katastrofa. Stąd właśnie trzeba zgodzić się na to, że jesteśmy rodziną. Jeśli nawet jest grzesznik pomiędzy nami módlmy się o niego, za niego. Módlmy się wzajemnie za siebie i wtedy Bóg jest między nami.

I trzecie to etyka, czyli co wynika z tych dwu poprzednich. Bo można czasem pięknie się modlić, można czasem cudownie przeżyć liturgię i potem ludzie nie zauważą, tak jak ten chłopiec, że nigdy Boga u nich nie widziałem. Że w naszych rozmowach może Go nie być. W naszych wyborach, w naszych dowcipach opowiadanych, w naszych oglądanych najrozmaitszych filmach, stronach internetowych już Go tam może nie być. Dlatego, żeby była równowaga i owocność modlitwy i liturgii to jeszcze muszą być przykazania, zasady, prawa Boże u podstaw decyzji, zachowań, wyborów, stylu życia, stylu rozmawiania, stylu współegzystowania, stylu wychowania dzieci. I wtedy dzieje się Bóg, dzieje się. I cudownie jest odkrywać takie małżeństwa, takie rodziny, takie wspólnoty, takich  zakochanych gdzie On ma swoje miejsce i gdzie przynosi swoje szczęście.

Kończąc już, bo tu podaję takie przebłyski, wierząc, że słyszycie więcej niż ja mówię, a Bóg dopowiada polecam taką książeczkę, właściwie to są trzy, ale jedna, główna to jest „Halo, pan Bóg? Tu Anna”. Napisał jakiś Fynn, który na ulicach Londynu spotkał porzucone dziecko. I to dziecko, teraz to już nie wolno byłoby, bo mogliby się zająć tym urzędnicy i od razu byłoby posądzenie o molestowanie, uwiedzenie i tak dalej, ale wtedy jeszcze mógł przygarnąć, choć był starym kawalerem, mieszkał z matką. I to dziecko zadawało tak cudowne pytania o Pana Boga. I miało tak cudowne odkrycia, a nie mogło czegokolwiek nie odnieść do Boga. I takie jest zdanie w tej książce, że on pisze: „mama i Anna miały mnóstwo wspólnych sympatii i antypatii. Najprostszą i najpiękniejszą rzeczą, którą miały wspólną była chyba ich postawa wobec Pana Boga. Dla większości ludzi których znam, Bóg jest kozłem ofiarnym na którego zwalają winę za swoje niepowodzenie. „Bóg powinien był to zrobić” albo „dlaczego Bóg mi to zrobił”. Dla mamy i Anny przeciwności były po prostu okazją do działania. Brzydota była zawsze okazją do upiększania a smutek był okazją do uszczęśliwiania. Pan Bóg był u nich zawsze pod ręką. Ktoś obcy mógłby bez trudu uwierzyć, że Pan Bóg mieszka u nas. Właściwie mama z Anną tak uważały. Bardzo rzadko się zdarzało, że Pan Bóg w ten czy w inny sposób nie pojawił się w ich rozmowie”.

Zapytajmy siebie, również my duchowni,  czy my rozmawiamy o Panu Bogu? O duchownych – tak. O papieżu, to taki malowniczy, anegdotyczny. Ale o Panu Bogu – Żywym, Zagadkowym, Niespodziewanym, Zdumiewającym.  Bo jeśli matka kocha dziecko to nie może o nim nie rozmawiać. Jeśli mąż kocha żonę, no co któreś zdanie mówi, ze moja żona, moja córka, mój syn. A mój Bóg? Mój. Żeby potem był i nasz. I tam Anna, kiedy ja pastor zapytał: czy wierzysz w Boga odpowiada – tak. A wiesz kto to jest Bóg?

- Wiem

No więc kto to jest?

- Bóg to Bóg. I wiem jak kochać Pana Boga i ludzi, i koty, i psy, i pająki, i kwiaty, i drzewa.

Tu lista ciągnęła się długo. Całą mną.

Takie jest przykazanie. Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim umysłem, całym swoim sercem, cała swoją wolą. Pan Bóg jak idzie to idzie na całość. On nie chce ochłapów, bo chce dać więcej niż jesteśmy w stanie przyjąć. On ma gest!

Pan Jezus mówił do siostry Faustyny: „gniewam się, że o wiele za mało Mnie prosisz!”, że ścibolisz, a tu jest nieskończoność.

I tak zamykając już to o tej Annie to ona tak sobie skróciła to przykazanie Boga do takich kilku prostych słów. A Bóg rzekł: kochaj Mnie, kochaj ich, kochaj to wszystko a nie zapomnij przy okazji kochać i siebie.

Zdrowe podejście. I mógłbym powiedzieć: takiego zdrowia daj nam, Panie Boże! I takiego szczęścia, czyli „szczęść Boże!”. Amen

 

Boże, Stwórco, Panie, Prawodawco, ale przede wszystkim Ojcze jesteśmy Twoimi stworzeniami, stworzonymi na Twój obraz i podobieństwo, Twój obraz w nas żyje, czasem przykryty, przysypany, zasłonięty. Przywracaj go w nas i pozwól nam dostrzegać Ciebie, Twoje działanie, Twoje znaki, Twoją obecność, pobudzaj wtedy nasze serca, abyś w nas tętnił i abyśmy tym tętnieniem wypełniali nasze spotkania, nasze prace, nasze rozmowy, naszą miłość. I błogosław nam, tylko jak Ty potrafisz, abyśmy przez ten świat pełen zasadzek, pełen zagrożeń ale i szans i nadziei przechodzili razem z Tobą i abyś Ty przez nas mógł czynić to co cudownego możesz uczynić w nas, przez nas dla tych, którzy wciąż Ciebie szukają.

Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się Imię Twoje,

Przyjdź Królestwo Twoje,

Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi.

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj

I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom

I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin