PISMA WYBRANE Stefan isielewski DZIENNIKI ISKRY Dzięki panu Ludwikowi Bohdanowi Grzeniewskiemu, wnikliwemu czytelnikowi i autorowi przypisów, dzięki zespołowi Wydawnictwa „Iskry” i jego prezesowi Wiesławowi Uchańskiemu, oddaje-my dziś w Państwa ręce dzienniki naszego Ojca. Tom zawiera całość dzienników spisanych odręcznie w 16 zeszytach w latach 1968—1980. Pomimo pokus i sugestii nie dokonaliśmy w tekście oryginalnym żadnej zmiany, żadnej ingerencji uważając, że byłoby ironią losu, gdyby człowiek, który przez całe życie walczył z wszelkimi formami cenzury i domagał się chociażby białych plam w miejscach, gdzie ingerowała cenzura, został po śmierci ocenzurowany przez swoje dzieci. Oddajemy w ręce Państwa zapis wydarzeń, wrażeń i ocen poczyniony przez naszego Ojca w przekonaniu, że będzie to źródło wiedzy o tamtym czasie. Czy powinniśmy uzasadniać bądź usprawiedliwiać oceny i sądy zawarte w tekście, a które z perspektywy czasu wydać się mogą zbyt surowe? Stefan Kisielewski — Kisiel — bronił się sam, bronił prawa do własnego zdania, do własnych sądów, bronił wreszcie prawa do błędu, o czym przypomina we wprowadzeniu Ludwik B. Grzeniewski. Naszym obowiązkiem było udostępnienie Czytelnikom pełnego tekstu. Winni jesteśmy jedynie niezbędne wyjaśnienia. Otóż Ojciec, o czym sam pisze w posłowiu, nigdy nie wracał do napisanych tekstów. Zapisane zeszyty trafiały w „dobre ręce”, gdzie doczekać miały i doczekały lepszych czasów. Oceny czy sądy pisane pod wpływem bieżących wydarzeń nie były po latach korygowane ani „szlifowane”. Dzienniki stanowią zapis trudnych czasów, postaw ludzi, dostarczają wreszcie wiedzy o ich autorze. Jeśli przyczynią się do pogłębienia wiedzy o tamtym okresie, a zwłaszcza wywołają dyskusje, to spełni się zapewne intencja ich autora, a naszego Ojca, Stefana Kisielewskiego. Krystyna Kisielewska-Sławińska, Jerzy Kisielewski Wprowadźcie Opracowanie przypisów do „Dzienników” Stefana Kisielewskiego, obejmujących lata 1968—1980, jest zadaniem niełatwym. Tekst „Dzienników” tyczy materii świeżej, wiele osób żyje. Tożsamość postaci — szczególnie gdy idzie o krąg przyjaciół — jest przeważnie oczywista, podana w ten czy inny sposób przez Autora. Materia „Dzienników” odznacza się pewną prawidłowością. Gdy Kisiel zaczynał pisanie (31 maja 1968 roku), było to po tak zwanych wypadkach marcowych. I po całkowitym zakazie druku. Kisiel - zakneblowany — miał nieodpartą potrzebę wyrażania i utrwalania swoich opinii. Jednocześnie obawiał się, że dzienniki wpadną w ręce władz bezpieczeństwa i posłużą za swoisty materiał dowodowy przeciwko niemu. Stąd z jednej strony wielka odwaga w sprawach ogólnych i ostrożność w sprawach personalnych i osobistych. Ciekawe, jak z biegiem lat — szczególnie po objęciu władzy przez Gierka i stopniowej erozji systemu - pióro Autora staje się swobodniejsze, kamuflaż mniejszy. Przyjąłem zasadę, że objaśnienia powinny wyłącznie ułatwiać Czytelnikowi lekturę — i nic więcej. Kisiel był namiętnym lektorem i komentatorem ówczesnej prasy. Nie miałoby najmniejszego sensu obciążanie tekstu dokładną bibliografią gazetowego chłamu. Stąd daję przypisy tylko do tych publikacji, które zrobiły na Kisielu — z tych czy innych powodów — szczególne wrażenie. Nie jest to wydanie krytyczne, tylko książka do czytania. Jej Czytelnik powinien zresztą mieć pod ręką „Abecadło Kisiela”. Tam znajdzie sądy o ludziach bardziej wyważone, pisane z perspektywy końca PRL. Pedantów historycznych należy odesłać do książki Marty Fik „Kultura polska po Jałcie. Kronika lat 1944—1981”. A także do rozlicznych leksykonów typu „Kto jest kim w Polsce”. 7 — Przytoczę parę granicznych dat. 29 lutego 1968 roku Stefan Kisielewski wystąpił na nadzwyczajnym zebraniu Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich w sprawie „Dziadów”. Padła formuła o panującej w Polsce „dyktaturze ciemniaków'” (jakże ciekawy jest autokomentarz w dzienniku!). Z datą 3 marca ukazał się w' „Tygodniku Powszechnym” ostatni felieton Kisiela zatytułowany „Opozycja na ślepo” (1968, nr 9). Przełomową datą w życiorysie z tych lat był dzień 11 marca 1968 roku. Tego dnia pisarz został pobity przez „nieznanych sprawców'” w bramie jednego z domów przy Kanonii na Starym Mieście, w momencie gdy szedł w odwiedziny do jednego z przyjaciół tam mieszkającego. (Przy sposobności chcę sprostować błąd Marty Fi-kówmy, która w książce „Kultura polska po Jałcie” podaje, że było to „na Rynku Starego Miasta”). Co powinien wiedzieć Czytelnik przystępujący do lektury? Przede wszystkim musi pamiętać o pewnym prywatnym szyfrze stosowanym przez Autora i zapamiętać, „kto jest kto” spośród rodziny i w' kręgu przyjaciół. A więc „Lidia” to żona Autora - pani Lidia Kisielewska. „Wacek”, „Jerzyk” i „Krysia” — to synowie i córka (Wacław i Jerzy Kisielewscy oraz Krystyna Kisielewska, dziś Sławińska). Z kolei najbliżsi przyjaciele: „Zygmunt” lub „Zygmunt M.” — Zygmunt My-cielski, „Paweł” lub „Pawełek” — Paweł Hertz, „Henio” — Henryk Krzeczkowski, „Andrzej” lub „Andrzej M.” — Andrzej Micewski. „Władek B.” lub „Bartosz” — Władysław Bartoszewski, „Stach” — Stanisław Stomma, „Jerzy” — to Jerzy Turowicz lub czasami Jerzy Andrzejewski. Stosunek do przyjaciół - chociaż to przyjaciele wierni — bywa kapryśny. Trudno: jest to rezultat zażyłości, ale i owoc chwilowych nastrojów Kisiela. Co należało do zadań, jakie sobie postawiłem? Rozszyfrować tylko to, co Kisiel szyfrował ze względu na czas historyczny i okoliczności, w' jakich przyszło mu pisać. Do mnie należą wyłącznie wtręty w tekst, ujęte w nawias kwadratowy, oraz przypisy pod tekstem. W przypisach starałem się ukazać, jak wyglądała w tych latach uparta walka Stefana Kisielewskiego o publikację własnych poglądów. Stąd odesłanie Czytelników do tekstów drukowanych pod rozlicznymi pseudonimami. Jeszcze jedno wyjaśnienie. Kisiel często zasłaniał literkami, 8 — o kim pisze, gdv pisał rzeczy przykre lub ostre. Nie mogę brać odpowiedzialności za te sądy! Dlatego — choćbym i wiedział, o kogo idzie — nie rozszyfrowuję nazwisk ludzi żyjących (a czasem i nieżyjących), gdy Kisiel sam kryptonimuje opinie, a bywają one bezwzględne, może nawet niesprawiedliwe. Są też „Dzienniki” specyficzną historią pięciu „dzieł” lub „romansów” Stefana Kisielewskiego - jak je nazywał. Były one w tych latach wydawane w Paryżu przez Jerzego Giedroycia nakładem Instytutu Literackiego i sygnowane pseudonimem „Tomasz Staliński”. Kisiel konsekwentnie wypierał się swojego autorstwa zarówno w rozmowach, jak też na łamach dziennika (w miarę upływu czasu i rozluźniania gorsetu coraz mniej konsekwentnie). Ale dopiero w listopadzie 1980 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” odkrył karty: „Jako Tomasz Staliński wydałem w Paryżu aż pięć powieści” („Tygodnik Powszechny” 1980, nr 44). Dziś może to wydawać się przesadną ostrożnością! Gdyby jednak znaleziono „dowód na piśmie” przyznania się do autorstwa „Stalińskich”, to w ówczesnych warunkach mogło grozić procesem i wyrokiem więzienia (istniały precedensy Jana Nepomucena Millera i Melchiora Wańkowicza). Czytelnik dzisiejszy musi mieć w pamięci spis i kolejną numerację „Stalińskich”, gdy wgłębia się w lekturę zapisków Kisiela, które stanowią nieoczekiwany aneks do pisanych w tym czasie powieści tajemniczego Tomasza Stalińskiego. Oto ten spis: 1) „Widziane z góry”, Paryż 1967, Instytut Literacki, Biblioteka Kultury, tom 148. 2) „Cienie w pieczarze”, Paryż 1971, Instytut Literacki, Biblioteka Kultury, tom 199. 3) „Romans zimowy’”, Paryż 1972, Instytut Literacki, Biblioteka Kultury, tom 221. 4) „Śledztwo”, Paryż 1974, Instytut Literacki, Biblioteka Kultury, tom 243. 5) „Ludzie w akwarium”, Paryż 1976, Instytut Literacki, Biblioteka Kultury, tom 263. We wrześniu 1985 roku dłuższą rozmowę o Stalińskim i jego książkach nagrał w Paryżu z Kisielewskim — Wi ciech Skalmowski. Ogłosił ją po latach w „Kulturze” (1996, nr 1/2). Czytelników odsyłam do tego tekstu. — 9 ~ „Moje błędy świadczą o mnie” — brzmiał tvtuł felietonu Kisiela w- „Tygodniku Powszechnym” (1966, nr 35). „Stąd walczę w tvch felietonach zawsze o prawo do błędów” - wyjaśniał przekornie. Prawo do odmiennego poglądu nie oznacza apologii błędów rzeczowych. W" paru miejscach pozwoliłem sobie na sprostowanie faktów, w niczvm nie ingerując w tekst autorski. Ludwik Bohdan Grzeniewski 1968 ZESZYT 1 31 maja Nareszcie po długim okresie chmurnego zimna trochę słońca. Waham się, czy pisać czy też pojechać na rowerze lub opalać się na słońcu. Pisanie „dla siebie” rzecz złudna, trudna, choć czasem w- perspektywie lat owocna. W ybieram kompromis: godzinę poopalam się na balkonie, a potem będę pisał. Przy śniadaniu przedłużam lekturę gazet — są pod znakiem Francji. Decyzja de Gaulle’a pozostania i rozwiązania parlamentu głupia i niebezpieczna. Innej się po jego wielkomocarstwowej megalomanii nie spodziewałem: jego pogarda dla partii opozycyjnych, ruchów społecznych, parlamentaryzmu etc. do złudzenia przypomina naszą Sanację. Tępawy korespondent „Życia Warszawy” po raz pierwszy pisze, że robotnicy komuniści krytykują wy dawanie forsy na force de frappe. Przed Komunistyczną Partią Francji stoi ciekawy problem: polityka zagraniczna de Gaulle’a odpowiada Rosji i jej satelitom, ale pociąga za sobą olbrzymie koszta na własną energię nuklearną i rezygnację z dobrodziejstw amerykańskich inwestycji. Co wybierze KPF? Ciekawe! W” ogóle widzę we Francji trzy wyjścia: 1) de Gaulle tłumi wszystko siłą (wojsko) i rządzi dalej jak Piłsudski, 2) komuniści podburzają masy i doprowadzają do Frontu Ludowego (co wtedy z polityką zagraniczną?!), 3) tworzy się rząd centrolewicy Mendes-Fran-ce’a lub Mitteranda, który powraca do tradycyjnego proamerykani-zmu, wypuszcza Anglię do Wspólnego Rynku, rezygnuje z mrzonek. Trzecie najrozsądniejsze, ale rozsądek nie zawsze wygrywa. Miałem już zacząć pisać, gdy przyniesiono paczkę książek z P\X’M [Państ...
Aizococ