Andrzej Seweryn. Ja prowadzę - Arkadiusz Bartosiak
Mojej rodzinie
1. Dobra zmiana
Rozdział, w którym przekonujemy się, że śpiewać każdy może
Kto zaczyna?
Raczy pan żartować.
Gombrowicz twierdził: Im mądrzej, tym głupiej.
My z tych głupszych. Będziemy unikać bałwochwalczej adoracji.
Macie coś do mnie?
Odnosimy wrażenie, że rozmowy z panem zbyt często prowadzone są na
kolanach. To przeszkadza w czytaniu.
Widzę, że na waszą miłość liczyć nie mogę.
Na nienawiść też pan nie zasłużył.
To się jeszcze okaże. À propos miłości, jeśli będziemy rozmawiać o kobietach,
robimy to delikatnie...
Wielokrotnie mówił pan, że za mało żonom dawał, a za dużo brał. Gdyby
było inaczej, byłby pan dzisiaj tutaj, gdzie jest?
Odpowiedź politically correct brzmi: Mam nadzieję, że tak.
Cięcie. Plener.
Szczerze? Podejrzewam, że nie. Obawiam się, że gdybym był lepszym mężem,
byłbym mniej zajętym aktorem. Cierpkie, ale prawdziwe. W przyrodzie idealne
życie rodzinne w połączeniu z idealnym życiem zawodowym występują
niezmiernie rzadko. Moja żona Kasia doskonale to rozumie. Kompleksy,
trudności i życiowe błędy kształtują nas bardziej niż radości i sukcesy. Warto
o tym pamiętać. Podobnie jak o mojej odpowiedzi politically correct. ( Śmiech).
Postaramy się nie zapomnieć.
Polecam notowanie. Nic nie przywraca pamięci tak, jak dobra notatka. Dlatego
w trakcie naszej pracy chciałbym od czasu do czasu zaglądać do swoich
zapisków, które prowadzę od wielu lat — w notesach, kalendarzykach
i zeszytach. Znajdziemy tam wątki, które wzbogacą tę książkę. Uruchomią moje
myśli i wspomnienia. Pamiętam, że Krysia Janda miała sceptyczny stosunek do
moich notatek. Śmiała się: Bo ty to sobie, kurwa, wszystko zapisujesz!.
Denerwowało ją nawet to, że notowałem w kalendarzach daty urodzin
znajomych, a potem dzwoniłem do nich z życzeniami. Zeszyt Moja praca,
w którym od samego początku zapisuję wszystkie swoje aktorskie dokonania,
Krysia nazwała ironicznie Mein Kampf Seweryna. Ale to raczej nie do książki.
Dlaczego?!
Nie uważacie, że to zbyt osobiste?
Nie.
Może i racja. Jeśli nie teraz, to kiedy? Zastrzegam jednak, że jeśli spytacie, czy
pokazałem komuś uta na balkonie, wytnę w autoryzacji!
Szkoda. Czegoś takiego nikt o panu jeszcze nie przeczytał.
I nie przeczyta, bo to nieprawda. Ale cieszę się, że już na początku naszej
rozmowy popisujecie się, panowie, czarnym humorem. Obyśmy utrzymali ten
styl do końca.
Co pan zapisał w swoim kalendarzu w dzisiejszej rubryce, oprócz naszego
spotkania?
Już sprawdzam. Proszę bardzo: Ogłosić w teatrze informację o zaangażowaniu
od 1 marca koleżanki Strączek, kolegi Bosaka i kolegi Cywki; zapłacić szewcowi;
kupić prezent dla kogoś, kto naprawił nam rozbitego aniołka; porozumieć się
z dyrekcją na temat propozycji spektaklu Wojtka Pszoniaka i przeprowadzić
analizę kilku innych jego projektów.
Z dyrekcją?
Z dyrektorem administracyjno-ekonomicznym Markiem Szyjką i dyrektorem
artystycznym profesorem Januszem Majcherkiem. Bez Marka nie byłoby mojego
Teatru Polskiego. Jest najlepszym w tym kraju specjalistą od prowadzenia takiej
instytucji. Od dziewięciu lat nie było między nami żadnych sporów. Rozumiemy
się doskonale. Podobnie z Januszem, który dołączył do nas jakiś czas temu.
Wracam do kalendarza… O 9 rano miałem lekarza, ale to zostawmy. O godzinie
12 robiłem włosy do nowego serialu. Jak wyszło? Zostawili mi jasne po jednej
stronie. Trochę głupio, prawda?
Inaczej.
Uspokajali mnie, że robota jeszcze nieskończona, mają dołożyć ciemnego. Niech
dokładają… Wracam do kalendarza. Spójrzcie, jest tu informacja, że byłem
poproszony przez Danusię Kuroń i Piotra Tymę ze Związku Ukraińców w Polsce,
żebym 15 i 16 czerwca był na debacie w Kijowie, ale obawiam się, że nie będę
mógł, bo wtedy gram. Na dole jest jeszcze zapisek: Zwrócić uwagę na
przedstawienie Maranatha, czyli Chryste wróć! w naszym repertuarze.
Następnie jesteście panowie, a potem o 21.30 premiera Pożaru w Burdelu
w TVN-ie. A jutro są urodziny Daniela Olbrychskiego.
Gęsto.
To jest nic. W czwartek było lepiej. Po pierwsze notatka: Nie golić się!!. O 10
spotkanie z prorektorem Akademii Sztuk Pięknych. Rozmawialiśmy o letnich
warsztatach, które będę prowadził w Radziejowicach. W tym roku zajmiemy się
Wyspiańskim. O 11 zebranie dotyczące administracyjnych zaniedbań w teatrze.
Trzeba było postawić pewne sprawy na ostrzu noża. 12.45 — spotkanie
z koleżanką Jarosik, aktorką, której bardzo podoba się Teatr Polski. Potem
koleżanka Barszczewska, a o 13.30 koleżanka Kurzak. To był przedostatni
rozdział tak zwanych rozmów sezonowych z aktorami, podczas których
wyjaśniamy sobie, jak widzimy naszą dotychczasową współpracę i co
z przyszłością. Czasami to my, czyli dyrekcja, proponujemy, żeby się rozstać, ale
bywa też odwrotnie.
Kto odejdzie?
Andrzej Mastalerz.
Bo popiera PiS?
Absolutnie nie! Wiem, że prowokujecie, ale być może będę się musiał bronić
przed tego typu zarzutami, bo opuszcza nas też Marcin Kwaśny.
Czyli buduje pan prawdziwie lewacki teatr.
Wreszcie to do was dotarło! ( ...
sapw