Cena altruizmu. George Price i - Oren Harman(3).rtf

(30212 KB) Pobierz
Cena altruizmu. George Price i poszukiwanie ?r?de? moralno?ci

 

Cena altruizmu. George Price i Oren Harman

                Prolog

              Kilku mężczyzn schroniło się przed deszczem w skromnej kaplicy cmentarza świętego Pankracego. Był 22 stycznia 1975 roku jeden z dobrze znanych posępnych londyńskich dni. Kaplica była pusta, a jej proste ławki oraz biały sufit i ściany nieco przypominały odpychają salę lekcyjną. Za moment mężczyźni ruszą za karawanem na krótki spacer alejką do kwatery przy East Road, gdzie w nieoznaczonym grobie spocznie ciało zmarłego[1].

              Mężczyzna w średnim wieku, z rozczochraną brodą, przeszedł powłócząc nogami przez drewniane drzwi pod kamienną iglicą. Jego czerwony nos był bezpośrednim świadectwem wypitych wiader whisky, a w opuchniętych oczach rysowało się ogromne zmęczenie. Więzienie było jego drugim domem, nie posiadał żadnych środków do życia, a szczęście omijało go szerokim łukiem praktycznie od urodzenia. Duży palec wystawał mu z dziurawych tenisówek, prezentując w pełnej krasie dawno nieobcinany paznokieć całkowicie pokryty brudem. Życie nie uśmiechnęło się do Kopciucha. Jedyną osobą, która kiedykolwiek prawdziwie o niego dbała, był George.

              Razem z brodaczem do kaplicy weszło czterech innych bezdomnych mężczyzn, którzy bę towarzyszyć zmarłemu w jego ostatniej drodze. Opatuleni byli w swetry oraz szaliki znalezione na śmietnikach i w schroniskach za małe, należące kiedyś do nieznanych im osób, ale stanowiące niezastąpioną ochronę przed siarczystym mrozem. Niektórzy nosili paski i skarpety podarowane im uprzejmie przez Georgea, a pozostali spodnie i płaszcze, na które hojnie rzucił groszem. Ten człowiek był prawdziwym świętym wymruczał jeden z nich, powstrzymując łzy, kiedy przechodził obok kilku samotnych genetyków z Uniwersytetu Londyńskiego, siedzących w krępującej ciszy. Wyraźny odór moczu nió się za tą ekipą żuli, kiedy przemieszczali się w kierunku ołtarza kaplicy, gdzie stała trumna. W świątyni znajdowało się w sumie dziesięć, może jedenaście osób. Było to ponure zakończenie równie ponurej sprawy[2].

              A tam, z przodu kaplicy, stało dwóch najwybitniejszych na świecie biologów ewolucyjnych, genialnych mężczyzn i cichych rywali. „George traktował swoje chrześcijaństwo zbyt poważnie” powiedział pan Apps, który ze względu na brak jakichkolwiek członków rodziny zmarłego, przewodniczył ceremonii w imieniu domu pogrzebowego Garstin. „To trochę tak, jak święty Paweł” szepnął pod nosem Bill Hamilton, ale na tyle głno, że John Maynard Smith musiał przygryźć wargę. Po czym zapadła cisza. George Price przybył z Ameryki, aby rozwiązać problem altruizmu i odkrył coś potwornego. Teraz już nie ż, samemu sprowadzając na siebie zagładę[3].

 

              Od zarania dziejów ludzkość rozważa zagadnienie moralności. Wszystko rozpoczęło się od pewnego wielkiego oszustwa: „ otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i o” tymi słowami wąż kusi Ewę w Rajskim Ogrodzie, namawiając ją do zjedzenia zakazanego owocu. Ale podczas gdy osąd zastąpił niewinność przy pomocy przebiegłci, nie trzeba było długo czekać, zanim pojawiły się trudne pytania. Niebawem Kain rzucił się na swojego brata Abla, zabijając go, aby dać upust własnej zazdrości. Kiedy Pan zapytał Kaina, czy wie, gdzie znajduje się Abel, ten odpowiedział: „Czyż jestem stróżem mojego brata?” To pytanie będzie odbijać się echem na wszystkich ścieżkach historii, stając się niepokojącym towarzyszem ludzkości[4].

              Potem pojawił się Darwin.

              Osoby pobożne wierzyły, że moralność została nadana z ry szóstego dnia tygodnia stworzenia, podczas gdy religijni sceptycy uważali, że narodziła się wraz z powstaniem filozofii. Teraz oba te podejścia musiały na nowo zmierzyć się ze swoją chronologią. „Ten, kto zrozumie pawiana napisał w swoim notatniku ojciec ewolucji, zapowiadając mający nadejść sposób myślenia uczyni więcej dla metafizyki niż Locke”[5].

              Brzmiało to jak przyznanie się do morderstwa. Jeśli wierzyćowom, które pod koniec XVIII wieku napisał szkocki geolog James Hutton, jakoby Ziemia była tak stara, że „nie znajdujemy śladów jej początku ani też perspektywy jej końca”; jeśli, zgodnie z tym, co twierdził sam Darwin, życie na Ziemi ewoluowało stopniowo przez eony, a proces ten zupełnie nie przypominał drabiny, lecz przyjmował postać drzewa; jeśli, tak samo jak w przypadku mięśni i piór oraz pazurów i ogonów, zachowanie i umysł zostały ukszttowane przez dobór naturalny jeśli to wszystko było prawdą, byłoby nie do pomyślenia nadal uważ, że ta charakterystyczna dla człowieka cecha jest zupełnie wyjątkowa. Niezależnie od tego, czy życie zostało „początkowo tchnięte w kilka form bą tylko w jedną” przez Stwórcę, jak sugerował Darwin, czyniąc ukłon w stronę ogólnie panującego przekonania w drugim wydaniu swojego dzieła O powstawaniu gatunków po tym, jak pominął je w pierwszym, moralność nie była w najmniejszym stopniu ludzkim wynalazkiem. Dużo starsza niż Biblia, a nawet wcześniejsza niż filozofia, moralność była w rzeczywistości starsza od Adama i Ewy[6].

              Dlaczego ameby budują kolumny z asnych ciał, poświęcając swoje życie w tym procesie, aby inne osobniki mogły wspiąć się po nich i zostać przeniesione, na odnóżach niewinnego owada bą też na skrzydłach wiejącego we włciwą stronę wiatru, z dala od niedostatku pożywienia do miejsc w nie obfitujących? Czemu nietoperze wampiry pod koniec nocnego polowania dzielą się krwią, przelewając ją bezpośrednio do pyszczków tych członków kolonii, którym nie udało się zdobyć wystarczającej ilości pokarmu? Z jakich powodów gazele stojące na straży stada podskakują po zauważeniu lwa, świadomie narażając się na niebezpieczeństwo, tworząc barierę pomiędzy resztą grupy i odnym myśliwym? I co ma to wszystko wspólnego z ludzką moralnością: czy nasze akty dobroci są w rzeczywistości pochodzenia naturalnego? Czy moralność ameby, nietoperza, gazeli i człowieka pochodzi z tego samego źa?

              Altruizm był zagadką. Stał w jawnej opozycji do podstaw koncepcji Darwina niczym niechciana drzazga w belce tej teorii. Jeśli natura jest bezwzględną areną krwawych walk na kł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin