Heretycy, Buntownicy, Wizjonerzy Karol Jałochowski
WSTĘP
Są dwie szkoły wywiadu popularnonaukowego. To znaczy na pewno jest ich więcej, ale ja pamiętam tylko o dwóch.
Zgodnie z pierwszą dziennikarz spędza długie tygodnie na lekturze literatury fachowej, studiuje życiorys bohatera lub bohaterki i przystępuje do rozmowy przygotowany jak do egzaminu z rachunku tensorowego. Partnerska rozmowa, a może wręcz dyskusja, będzie porywająca, pełna zaskakujących zwrotów. Taki wywiad zainteresuje wszystkich, tylko nie czytelników.
Druga szkoła zakłada starannie zaplanowaną ignorancję, oczyszczenie umysłu ze złogów wiedzy i przystąpienie do rozmowy z ciekawością dziecka, które nie poszło jeszcze do szkoły. Taki wywiad zainteresuje być może niektórych czytelników, ale śmiertelnie znuży bohatera lub bohaterkę.
Rozmowy opublikowane w zbiorze, który oddajemy w Państwa ręce, rozpięte są gdzieś między zaleceniami szkoły pierwszej i drugiej, zapewne z przewagą tej drugiej. Starałem się bardzo, by nie zniechęcić pełnią swej ignorancji ani dawców wiedzy, ani jej odbiorców.
Łatwo zauważyć, że te same pytania padają w różnych rozmowach. Oficjalnie wynika to z mojej chęci poznania poglądów różnych osób na te same frapujące tematy, kluczowe dla przetrwania życia, Wszechświata i całej reszty. Ale tak między nami muszę przyznać, że lepsze pytania albo nie przychodziły mi do głowy, albo przychodziły za późno, albo przychodziły na czas, tylko zapominałem, że już je kiedyś zadałem, i to wielokrotnie. Niektórzy twierdzą, że dobra pamięć to najważniejsze narzędzie w pracy dziennikarza. Muszę się z tym zgodzić i chętnie bym go używał, gdybym tylko pamiętał.
Pierwotnym impulsem do rozmów był zawsze temat, lecz jeszcze bardziej osoba, która była tego tematu odkrywcą, opiekunem, akuszerem. Nauka uprawiana jest przynajmniej na razie nie przez roboty, a przez ludzi, i dzięki temu jest żywa, zmienna, nieprzewidywalna. Zupełnie jak oni sami, ale jednocześnie od nich większa bo stabilizowana popperowskim kryterium falsyfikowalności. Kilka spotkań z uczonymi, których Państwo za chwilę poznacie (albo poznacie lepiej), dało początek dłuższym znajomościom. Kilka przerodziło się w przyjaźnie. Wszystkie bardzo mnie zmieniły, tak po ludzku.
Wybór bohaterów jest daleki od przypadkowego. Wszyscy wywarli realny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Mówimy i myślimy ich ideami, czasem świadomie, a czasem nieświadomie. Formułowane przez nich hipotezy, teorie, wizje przeniknęły do sfery życia codziennego i wtopiły się w tło cywilizacji. Wszyscy oni są też nosicielami nieuleczalnego wirusa przekory, sprzeciwu, rebelii lub wręcz programowej herezji wobec zastanego krajobrazu intelektualnego trochę jak Pippi, albo jak Ronja, córka rozbójnika, tyle że z doktoratem.
Zapytają Państwo, dlaczego w spisie treści są nazwiska prawie samych tylko „chłopaków”. I słusznie. Sam się nad tym wielokrotnie zastanawiałem. I gdybym miał ryzykować odpowiedź, to brzmiałaby ona zapewne jakoś tak: wtedy gdy większość moich rozmówców osiągała szczyty wydajności twórczej, czyli trzydzieści, czterdzieści lat temu, sama obecność kobiet w nauce była wciąż czymś dość wyjątkowym. Mimo wszelkich pozytywnych zmian, które zaszły od czasów, gdy pozbawiane były one praw do głosowania i studiowania, kontekst akademicki pozostawał niezmiennie domeną męskiej dominacji. Osobność, bunt, herezja nie były tym rodzajem ekstrawagancji, na którą kobiety mogły sobie pozwolić, chcąc utrzymać stanowisko (o ile je w ogóle miały). Ale i mężczyznom nie było czasem wiele lepiej.
Większość bohaterów zdołała się, owszem, odnaleźć w ramach szeroko rozumianej akademii. Kilku z nich dostało nawet Nobla. Nierzadko jednak odnajdywali się z niejakim trudem, bo System, dawniej bardziej wyrozumiały dla jednostek wykraczających poza schematy, coraz częściej rządzi się księgowością punktacji, priorytetów, liczb cytowań, aplikacji i grantów. Dzisiejszym „starszakom”, kiedy byli młodzi, było łatwiej. Współczesne środowisko akademickie przypomina niekiedy wręcz, jak mawia Gregory Chaitin (rozmowa na stronie 247), fabrykę parówek. Niektórzy bohaterowie wybierali więc indywidualny tryb dociekania, trudniejszy i bardziej ryzykowny.
Dziękuję Wam Heretycy, Buntownicy, Wizjonerzy z całego serca. Za zaufanie, za czas, za hojne transfery pozytywnej energii. Za niezwykłe podróże na krańce poznania.
Ktoś powiedział, że bycie dziennikarzem lepsze jest niż praca. Nie pamiętam, kto to był, ale miał rację.
Karol Jałochowski
PS. Teksty znajdujące się w tej książce to rozszerzone i uaktualnione wersje rozmów, które w latach 20102018 ukazywały się w „Polityce”. Jerzemu Baczyńskiemu, Jackowi Poprzeczce, Leszkowi Będkowskiemu, Andrzejowi Gorzymowi i Edwinowi Bendykowi, kapitalnym redaktorom tego tygodnika, z którymi miałem/mam przyjemność w związku z nimi pracować, dziękuję za nieustające wsparcie.
PODRÓŻE
w nieznane
DAVID KRAKAUER
FREEMAN DYSON
JAMES D. WATSON
Co w tej pustyni jest takiego, że tak przyciąga pewien rodzaj ludzi? To specjalne odczucie! Ja je mam, pan je ma! Urodziłem się na Hawajach, dorastałem w Portugalii i Londynie, po czym przyjechałem tutaj, by powiedzieć: To jest to! O co chodzi? O góry? O surowość? Pustkę? Przejrzystość? Czystość powietrza? Klarowność światła? Jest w nim niemal metaliczny blask, wibracyjna jakość. Potencja bo nic nie stoi na przeszkodzie między okiem a obiektem mówi David Krakauer, kiedy już zaczynamy schodzić z Picacho Peak, góry, która wyrasta niemal w centrum Santa Fe.
Santa Fe w Nowym Meksyku to przedziwne miejsce. Na zachodnich mapach pojawiło się już na początku XVII wieku, kiedy Don Pedro de Peralta, hiszpański gubernator regionu, ustanowił tę małą miejscowość leżącą na południowym krańcu Gór Skalistych stolicą prowincji. Zawsze przyciągała ludzi o specyficznej, wszędobylskiej naturze umysłu. Kusiła miłośników tajemnych mocy kryształów, poszukiwaczy czakramów, odkrywców niezbadanej potęgi umysłów, badaczy pierwotnych kultur, hipisów, a potem posthipisów, artystów, a także, coraz częściej, teksańskich milionerów wszystkich.
Od ponad ćwierć wieku miasteczko jest również mekką specyficznego sortu naukowców, którzy z racji swoich międzydyscyplinarnych zainteresowań stymulacji intelektualnej szukają w Santa Fe Institute pierwszym i najważniejszym na świecie ośrodku badań nad zjawiskami złożonymi. To akademicka utopia wcielona bez dożywotnich etatów, bez grantó...
sapw