Krzysztof Wielicki. Pieklo mnie nie chciało - Dariusz Kortko, Marcin Pietrasz(1).rtf

(30901 KB) Pobierz
Krzysztof Wielicki. Piek?o mnie nie chcia?o

             

             

             

             

              Redakcja: Jacek Świąder

              Korekta: Agata Nastula

              Projekt graficzny okładki: Krzysztof Rychter

              Fotoedycja: Marta Błażejowska

              Przygotowanie zdjęć do druku: Łukasz Irzyk

              Zdjęcia (odwołania do numerów stron dotyczą wydania papierowego książki): okładka: Agencja

              Forum; Archiwum Krzysztofa Wielickiego str.: 19, 25, 26, 29, 31, 32, 34, 37, 38, 54, 60, 66, 69, 70, 73, 75, 82, 87, 88, 92, 94, 100, 102, 106, 110, 117, 121, 124, 126, 131, 134, 137, 138, 143, 146, 148, 151, 152, 154, 157, 158, 161, 164, 167, 168, 171, 174, 179, 182, 188, 192, 194, 196, 199, 203, 214, 218, 221, 233, 238, 240, 241, 245, 266, 278, 285, 286, 296, 299, 300, 304, 308, 311, 329, 330, 339, 342, 344, 348, 352, 355, 360, 363, 366, 374, 377, 378, 380, 382, 388, 389, 390, 393, 394, 395, 396, 399, 400, 403, 406, 414, 416; Bogdan Jankowski str.: 16, 42, 50, 57, 80, 93; Agencja Forum str.: 44, 78, 97, 140, 250, 255; Artur Hajzer str.: 169, 385, 422; Janusz Majer str.: 128; Mariusz Sprutta str.: 208, 212, 314, 326, 334; Fundacja Wielki Człowiek str.: 224, 228, 234; East News str.: 271, 275, 317, 403; PAP str.: 260; Jerzy Porębski str.: 293, 338, 342; Archiwum Aliny Markiewicz str.: 346, 368; Piotr Snopczyński str.: 350; Grzegorz Celejewski str.: 4; Maciej Pawlikowski str.: 8, 11, 13, 47; Bogdan Kułakowski str.: 21, 22; Ryszard Pawłowski str.: 64; Zbigniew Terlikowski str.: 320; Dariusz Załuski str.: 371; Piotr Kaleta str.: 418.

              Opracowanie graficzne: ProDesGraf

              Redaktor prowadząca: Magdalena Kosińska

             

              ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa

              Copyright © Agora SA, 2019

              Copyright © Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski, 2019

              Copyright © Krzysztof Wielicki, 2019

              Wszelkie prawa zastrzeżone

              Warszawa 2019

              ISBN: 978-83-268-3235-2 (epub), 978-83-268-3236-9 (mobi)

             

              Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im

              przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym.

             

              Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

              Szanujmy cudzą własność i prawo!

              Polska Izba Książki

              Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

             

             

              SPIS TREŚCI

              Wstęp

              Rozdział 1. Będziesz szedł, nie wiem, jak długo, ale w końcu dojdziesz

              Rozdział 2. Za wysokie progi, kolego Wielicki

              Rozdział 3. Podróże wciągają, wspinaczka uzależnia

              Rozdział 4. Śmierć kolegi boli, ale niczego nie zmieni

              Rozdział 5. Trywialna walka z czasem i odruchami wymiotnymi

              Rozdział 6. Cienka czerwona linia między rozsądkiem a szaleństwem

              Rozdział 7. Piekło mnie nie chciało, niebo zignorowało

              Rozdział 8. Wszystko stawiamy jakby na głowie

              Rozdział 9. Można się różnić pięknie, a można wcale nie pięknie

              Rozdział 10. Potęga przyciągania szczytu, który jest na wyciągnięcie

              ręki

              Rozdział 11. Każdy sam nosi swój plecak (lepiej, żeby nie był za ciężki)

              Rozdział 12. Jest łatwiej, gdy niebezpieczeństwo dzieli się na dwa

              Rozdział 13. Przy głodzie wrażeń bardzo łatwo można wpaść w nałóg

              Rozdział 14. Wypadków można unikać, jeśli siedzi się w domu i

              nigdzie nie wychodzi

              Rozdział 15. Rozum nakazuje przerwać, ale serce rwie się do góry

              Rozdział 16. Trzeba korzystać z wagi i układać na szalkach zyski i straty

              Zamiast zakończenia

              Bibliografia

             

              Krzysztof Wielicki w Rzędkowicach. Październik 2019 roku.

             

             

             

              WSTĘP

              Wiosna to najpiękniejsza pora roku, w ogrodzie jeszcze raz wszystko

              budzi się do życia. Sprzątanie po zimie, sadzenie... Przebiśniegi z trudem

              pokonują jeszcze zmrożoną ziemię. Siedzę na tarasie z kieliszkiem wina,

              myślę o latach spędzonych w górach, o wyzwaniach, które wciąż są

              przede mną. O swoim życiu – czy było szczęśliwe?

              Pomysł napisania biografii człowieka, który wciąż żyje i ma kalendarz

              wypełniony po brzegi, wydawał mi się z początku dziwny. Ostatnie

              nagrody – za moje dokonania górskie, za przebieg kariery – uświadomiły

              mi jednak, że ważny rozdział w moim życiu został już zapisany.

              Nie zamierzam jednak odejść na górską emeryturę. Mam nadzieję,

              że doświadczenia, które zdobyłem w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat,

              mogę teraz przekazać młodszemu pokoleniu – ludziom, którzy dopiero

              zaczynają przygodę z górami i będą się mierzyć z podobnymi jak ja

              problemami, dylematami i wyborami.

              Życie to ciągła walka, to sukcesy i porażki. Raz wracasz z tarczą, a raz

              na tarczy. Często się zastanawiam, co sprawia, że człowiek jest skłonny

              narażać życie, łamać bariery, przekraczać granice? W imię czego to robi?

              Myślę, że jedyną dobrą odpowiedzią jest pasja, albo raczej głębokie

              uzależnienie, z którym żyjemy aż do śmierci.

              Jaką cenę płacimy za to uzależnienie? Jak wiele mojego życia

              spędziłem w górach, a jak mało zostało go dla mojej rodziny? Czy było

              warto? Setki pytań, na które nie zawsze potrafię znaleźć mądre

              i jednoznaczne odpowiedzi. Zmieniają się one zresztą z wiekiem

              i nabywaniem doświadczeń. Wpływają na nas ludzie, których

              spotykamy. Dziś jestem pewien, że każdy z nas ma do dyspozycji wagę

              i na jej szalkach kładzie wyzwania, ryzyko i koszty podejmowanych

              decyzji.

              „Musisz urodzić się we właściwym czasie” – zauważył słynny brytyjski

              himalaista Chris Bonington na stokach góry Kala Pattar, patrząc na setki

              namiotów wypraw komercyjnych, które zamierzały zdobywać Everest.

              Wiele z tych osób z pewnością wejdzie na najwyższy szczyt Ziemi, ale nie

              doświadczą tego, co było udziałem uczestników pionierskich wypraw.

              Miałem szczęście, bo urodziłem się we właściwym czasie. Przez wiele

              lat Polacy z zazdrością patrzyli, jak Brytyjczycy, Włosi, Niemcy, Anglicy

              czy Japończycy zapisywali się w historii, zdobywając najwyższe góry.

              A gdy polscy wspinacze mogli już dołączyć do tego elitarnego grona,

              z zapałem zaczęli zapełniać ostatnie puste kartki opowieści o pionierskich

              wyprawach. Ich dokonania zostały nazwane złotą erą polskiego

              himalaizmu. Miałem zaszczyt być częścią tej historii.

             

              Krzysztof Wielicki

             

              Podczas zimowej wyprawy na Everest zaczynają krwawić palce u stóp odmrożone wcześniej

              na Annapurnie Południowej. – Uznałem to za cenę, jaką muszę zapłacić. Cel był tak wielki, że nie

              miałem zamiaru rezygnować z tak trywialnego powodu jak ból palców – mówi Krzysztof

              Wielicki.

             

             

              ROZDZIAŁ 1

              BĘDZIESZ SZEDŁ, NIE WIEM, JAK

              DŁUGO, ALE W KOŃCU DOJDZIESZ

              Teraz albo nigdy. Pozostali po kolei rezygnują: Andrzej Zawada

              wykończony, Ryszard Szafirski po nocy na Przełęczy Południowej opada

              z sił, Andrzej „Zyga” Heinrich nie chce próbować, Marian Piekutowski

              nie da rady iść do góry. Zakopiańczycy Ryszard Gajewski i Maciej

              Pawlikowski schodzą. Reszta od dawna siedzi w bazie. Zaczynają się

              pakować.

              Oficer łącznikowy, mister Sharma, przypomina Andrzejowi Zawadzie,

              kierownikowi polskiej zimowej wyprawy na Mount Everest: – Jutro

              ostatni dzień zezwolenia.

              Do góry idą tylko Leszek Cichy z Warszawy i Krzysztof Wielicki

              z Tychów. Bardziej doświadczony jest Cichy, wspina się już od dziesięciu

              lat. W 1975 roku wszedł częściowo nową drogą na Gaszerbrum II, ma

              więc na koncie ośmiotysięcznik. Ale nie zimą. Rekord wysokości

              Wielickiego to Pik Komunizma w Pamirze, 7495 metrów. Rok wcześniej

              wszedł nową drogą na szczyt Annapurny Południowej, ale to tylko 7219

              metrów. Też latem. Na ośmiu tysiącach nigdy nie był.

              15 lutego 1980 roku pozwolenie się kończy, a Cichy z Wielickim siedzą

              w obozie trzecim. Szczyt jest o 1698 metrów wyżej – daleko. Iść, nie iść?

              Andrzej Wawrzyniak, polski ambasador w Nepalu, przekazuje przez

              radio wiadomość do bazy pod Everestem: władze zgodziły się przedłużyć

              o dwa dni pozwolenie na zdobycie szczytu. Mister Sharma chwali się

              w bazie: – To moja zasługa!

              *

              Zdążą?

              Warto spróbować. Albo teraz, albo koniec marzeń. Wielicki: – Czuliśmy

              się jak kamikadze, jak niewolnicy misji gotowi do jej wypełnienia.

              16 lutego, sobota. Budzą się wcześnie rano. Nie muszą się naradzać,

              wiadomo, że pójdą. Nastroje dobre, samopoczucie wyśmienite.

              Konieczne rytuały: gotowanie kawy, gorącej herbaty do termosu,

              przypinanie raków. Czują się mocni.

              – Zaplanowaliśmy z Krzysiem Wielickim, że zabierzemy tylko po jednej

              butli z tlenem. Lżej i szybciej – tłumaczy Leszek Cichy. – Nawet jedna

              butla sporo ważyła, około siedmiu kilogramów. Do tego reduktor, maska,

              radio Klimek z baterią, dodatkowe dwa i pół kilograma. Było co nosić.

              Mieliśmy więc każdy po butli czterolitrowej, po dwieście atmosfer.

              Policzyliśmy: ponad osiemset litrów tlenu na głowę. Jeśli będziemy

              zużywać dwa litry na minutę, wystarczy nam na czterysta minut, czyli

              około siedmiu godzin. Dość, by wejść na szczyt. A potem? Schodzić jak

              najszybciej.

              Do Przełęczy Południowej docierają w cztery godziny, choć zwykle

              idzie się sześć. Nie czują zmęczenia. Na przełęczy rozbijają namiot. –

              Zimą, kiedy wywiewa śnieg, odkrywają się tam ogromne zapasy

              wszelakiego dobra wyniesionego przez poprzednie ekipy – wspomina

              Wielicki. – Człowiek chodzi po Przełęczy Południowej jak hiena i szuka.

              Tu chleb się znajdzie, tu galaretki, butle z tlenem, butan.

              Uczta na wysokościach: liofilizowany kotlet cielęcy, pasztet, chrupki

              chleb.

              Potem połączenie przez radio z bazą. Prognozy są pomyślne: słaby

              wiatr, zachmurzenie umiarkowane, ale w namiocie temperatura wynosi

              minus czterdzieści dwa stopnie. Wielicki: – Na noc przygotowaliśmy

              sobie tlen, ale nie mogłem przyzwyczaić się do spania w masce. Tlen się

              skrapla, kapie na nos i usta, maska uwiera, wymusza pozycję na plecach.

              Czwarta rano. Znów gotowanie wody, herbata do termosów, śniadanie,

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin