Łukasz Klinke, Arkadiusz Bartosiak
ANDRZEJ SEWERYN. JA
PROWADZĘ
Copyright © by Andrzej Seweryn, Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke
Wydanie I
Warszawa MMXIX
Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie
do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie
udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób
upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub
podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.
Spis treści
Dedykacja
1. Dobra zmiana
2. Ja to nie ja
3. Wykastrowana przepiórka
4. Stara bieda
5. Rozejdźmy się!
6. Miłość in blanco
7. Mot à mot
8. Piczek– –zasadniczek
9. Casanova z przydrożnych rowów
10. Toast za sztukę
11. Części intymne
12. Avignon! Avignon!
13. Tryb roboczego szaleństwa
14. Agent SB, pułkownik KGB
15. Fanatyk wolności
16. Widzę, staję się, jestem
17. Ja prowadzę!
18. Dziennik telewizyjny
19. Słowa, gesty, uśmiechy
20. Tacy jak ja będą zawsze
21. Światła i smugi
22. Podanie do benzemy
23. Ledwie oświecony barbarzyńca
24. Biedni i bogaci
25. Kieliszek z Bogiem
26. Mocniej! Andrzej, mocniej!
27. Une femme c’est du travail
28. Dwanaście godzin ćwiczeń na werblu
29. Rentgen całego życia
30. Śniadanie mistrzów
31. Któregoś dnia oślepniesz
Wczesne role
Wybrane nagrody i wyróżnienia
Przypisy
Mojej rodzinie
Rozdział, w którym przekonujemy się, że śpiewać każdy może
Kto zaczyna?
Raczy pan żartować.
Gombrowicz twierdził: „Im mądrzej, tym głupiej”.
My z tych głupszych. Będziemy unikać bałwochwalczej adoracji.
Macie coś do mnie?
Odnosimy wrażenie, że rozmowy z panem zbyt często prowadzone są na
kolanach. To przeszkadza w czytaniu.
Widzę, że na waszą miłość liczyć nie mogę.
Na nienawiść też pan nie zasłużył.
To się jeszcze okaże. À propos miłości, jeśli będziemy rozmawiać o kobietach,
robimy to delikatnie...
Wielokrotnie mówił pan, że za mało żonom dawał, a za dużo brał. Gdyby
było inaczej, byłby pan dzisiaj tutaj, gdzie jest?
Odpowiedź politically correct brzmi: „Mam nadzieję, że tak”.
Cięcie. Plener.
Szczerze? Podejrzewam, że nie. Obawiam się, że gdybym był lepszym mężem,
byłbym mniej zajętym aktorem. Cierpkie, ale prawdziwe. W przyrodzie idealne
życie rodzinne w połączeniu z idealnym życiem zawodowym występują
niezmiernie rzadko. Moja żona Kasia doskonale to rozumie. Kompleksy,
trudności i życiowe błędy kształtują nas bardziej niż radości i sukcesy. Warto
o tym pamiętać. Podobnie jak o mojej odpowiedzi politically correct. ( Śmiech).
Postaramy się nie zapomnieć.
Polecam notowanie. Nic nie przywraca pamięci tak, jak dobra notatka. Dlatego
w trakcie naszej pracy chciałbym od czasu do czasu zaglądać do swoich
zapisków, które prowadzę od wielu lat — w notesach, kalendarzykach
i zeszytach. Znajdziemy tam wątki, które wzbogacą tę książkę. Uruchomią moje
myśli i wspomnienia. Pamiętam, że Krysia Janda miała sceptyczny stosunek do
moich notatek. Śmiała się: „Bo ty to sobie, kurwa, wszystko zapisujesz!”.
Denerwowało ją nawet to, że notowałem w kalendarzach daty urodzin
znajomych, a potem dzwoniłem do nich z życzeniami. Zeszyt „Moja praca”,
w którym od samego początku zapisuję wszystkie swoje aktorskie dokonania,
Krysia nazwała ironicznie Mein Kampf Seweryna. Ale to raczej nie do książki.
Dlaczego?!
Nie uważacie, że to zbyt osobiste?
Nie.
Może i racja. Jeśli nie teraz, to kiedy? Zastrzegam jednak, że jeśli spytacie, czy
pokazałem komuś uta na balkonie, wytnę w autoryzacji!
Szkoda. Czegoś takiego nikt o panu jeszcze nie przeczytał.
I nie przeczyta, bo to nieprawda. Ale cieszę się, że już na początku naszej
rozmowy popisujecie się, panowie, czarnym humorem. Obyśmy utrzymali ten
styl do końca.
Co pan zapisał w swoim kalendarzu w dzisiejszej rubryce, oprócz naszego
spotkania?
Już sprawdzam. Proszę bardzo: „Ogłosić w teatrze informację o zaangażowaniu
od 1 marca koleżanki Strączek, kolegi Bosaka i kolegi Cywki; zapłacić szewcowi;
kupić prezent dla kogoś, kto naprawił nam rozbitego aniołka; porozumieć się
z dyrekcją na temat propozycji spektaklu Wojtka Pszoniaka i przeprowadzić
analizę kilku innych jego projektów”.
Z dyrekcją?
Z dyrektorem administracyjno-ekonomicznym Markiem Szyjką i dyrektorem
artystycznym profesorem Januszem Majcherkiem. Bez Marka nie byłoby mojego
Teatru Polskiego. Jest najlepszym w tym kraju specjalistą od prowadzenia takiej
instytucji. Od dziewięciu lat nie było między nami żadnych sporów. Rozumiemy
się doskonale. Podobnie z Januszem, który dołączył do nas jakiś czas temu.
Wracam do kalendarza… O 9 rano miałem lekarza, ale to zostawmy. O godzinie
12 robiłem włosy do nowego serialu. Jak wyszło? Zostawili mi jasne po jednej
stronie. Trochę głupio, prawda?
Inaczej.
Uspokajali mnie, że robota jeszcze nieskończona, mają dołożyć ciemnego. Niech
dokładają… Wracam do kalendarza. Spójrzcie, jest tu informacja, że byłem
poproszony przez Danusię Kuroń i Piotra Tymę ze Związku Ukraińców w Polsce,
żebym 15 i 16 czerwca był na debacie w Kijowie, ale obawiam się, że nie będę
mógł, bo wtedy gram. Na dole jest jeszcze zapisek: „Zwrócić uwagę na
przedstawienie Maranatha, czyli Chryste wróć! w naszym repertuarze”.
Następnie jesteście panowie, a potem o 21.30 premiera Pożaru w Burdelu
w TVN-ie. A jutro są urodziny Daniela Olbrychskiego.
Gęsto.
To jest nic. W czwartek było lepiej. Po pierwsze notatka: „Nie golić się!!”. O 10
spotkanie z prorektorem Akademii Sztuk Pięknych. Rozmawialiśmy o letnich
warsztatach, które będę prowadził w Radziejowicach. W tym roku zajmiemy się
Wyspiańskim. O 11 zebranie dotyczące administracyjnych zaniedbań w teatrze.
Trzeba było postawić pewne sprawy na ostrzu noża. 12.45 — spotkanie
z koleżanką Jarosik, aktorką, której bardzo podoba się Teatr Polski. Potem
koleżanka Barszczewska, a o 13.30 koleżanka Kurzak. To był przedostatni
rozdział tak zwanych rozmów sezonowych z aktorami, podczas których
wyjaśniamy sobie, jak widzimy naszą dotychczasową współpracę i co
z przyszłością. Czasami to my, czyli dyrekcja, proponujemy, żeby się rozstać, ale
bywa też odwrotnie.
Kto odejdzie?
Andrzej Mastalerz.
Bo popiera PiS?
Absolutnie nie! Wiem, że prowokujecie, ale być może będę się musiał bronić
przed tego typu zarzutami, bo opuszcza nas też Marcin Kwaśny.
Czyli buduje pan prawdziwie „lewacki” teatr.
Wreszcie to do was dotarło! ( śmiech). Z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim
na czele, którzy wystawiają u nas Króla Twardocha. Dla niektórych wszystko
będzie jasne, macie rację. Wróćmy do czwartku… O 14.30 nagrywałem w Trójce
audycję o zdjęciu z a sza Dziadów i Marcu ’68. Potem przyjechałem do domu,
zjadłem obiad i wpadł do nas Janek Holoubek, z którym dwie godziny
pracowałem nad tekstem mojej roli w reżyserowanym przez niego serialu Rojst.
A jeszcze wcześniej miałem inne spotkanie, podczas którego zastanawialiśmy
się, czy 6 i 7 października mogę grać w spektaklach z Jackiem Cyganem. I tu
zatrzymałbym się na chwilę, żeby opowiedzieć o moim największym zaskoczeniu.
Jacek Cygan to uczynił.
Co?
To, że sam siebie zaskoczyłem! Mianowicie — ja śpiewam ( śmiech). Rzecz
jeszcze parę lat temu nie do pomyślenia, absolutnie wykluczona. A teraz biorę
udział w naszym przedstawieniu Cygan w Polskim. Życie jest piosenką.
Występujemy również z Jackiem w koncercie czterdziestolecia jego pracy
twórczej:
Filharmonia
Bałtycka,
Szczecińska,
Zabrzańska…
Czasami
w koncertach biorą udział wielkie postaci polskiej sceny muzycznej, a ponieważ
nie było mnie tutaj aż trzydzieści trzy lata…
Nie wie pan, kim one są!
No właśnie. Kompromitacja! Ostatnio spotkałem się z liderem tego wielkiego
zespołu na „P”. Grają już chyba ze czterdzieści lat… Zabijcie mnie, znowu nie
pamiętam nazwy.
Perfect?
...
sapw