Graham Lynne - Nadmorska przygoda.pdf

(661 KB) Pobierz
LYNNE GRAHAM
Nadmorska przygoda
Tłumaczenie:
Paula Rżysko
Powered by TCPDF (www.tcpdf.org)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Dziękuję, to niesamowite  – wymruczała z  satysfakcją Zoe,
obracając w  dłoni najdroższą bransoletkę z  oferty sklepu.
Podziwiała odbijające się w  niej promienie słońca, które
wpadały przez okno limuzyny.  – Tak bardzo na to zasługuję.
Diamenty są idealną oprawą dla mojej urody.
Supermodelka wciąż wpatrywała się w  drogocenne
kamienie, które hipnotyzowały ją swoim blaskiem. Gio jeszcze
nigdy nie widział, żeby coś wprawiło ją w taki zachwyt. Cieszył
się, że to ich ostatnie spotkanie, a  jego podarunek ujawnił
chciwość Zoe. Dla Giovanniego Zanettiego chciwość była czymś
nie do przyjęcia, a  im bogatszy się stawał, tym częściej
rozpoznawał ją w swoich partnerkach.
Po raz pierwszy w  życiu zastanawiał się, jak by to było być
Panem Nikim Znikąd, a  nie miliarderem, właścicielem
imperium technologicznego, którego styl życia wzbudza wiele
zazdrości. Czy kobiety byłyby w  stanie docenić go bez
diamentów i  innych ekstrawaganckich rozrywek, które im
zapewniał? To było ciekawe pytanie.
Gio był przede wszystkim człowiekiem, który osiągnął
wszystko własnymi rękoma. Dorastał w  skrajnej biedzie. Jego
ojciec był dilerem narkotyków, a  matka ofiarą jego pięści. Od
zawsze był bardzo zaradny i  dał się oszukać tylko raz,
nieuczciwemu poszukiwaczowi złota.
W życiu został mu do zrealizowania jeszcze jeden, główny
cel. Nabycie domu rodzinnego jego zmarłej matki. Posiadłości
zwanej Castello Zanetti. Gdy jego mama sprzeniewierzyła się
swojej snobistycznej rodzinie i  wyszła za mąż za miejscowego
chuligana, została wyrzucona na bruk oraz wydziedziczona.
Chociaż rodzice Gia byli względem niego skrajnie
nieodpowiedzialni i nigdy nie czuł ich miłości, wciąż tęsknił za
uczuciem, którego nie było mu dane zaznać od najbliższych.
Pragnął mieć swój udział w drzewie genealogicznym przodków,
z  którymi mimo wszystko czuł się związany i  poniekąd
napawało go dumą, że pochodzi z  utytułowanej, szlacheckiej
rodziny, mimo że nigdy nie miał okazji poznać jej członków.
Czuł, że kupując posiadłość, w której wychowała się jego matka,
odzyska swoje korzenie.
Gdy Zoe przesunęła dłonią po jego szczupłym umięśnionym
udzie, napiął się z  niesmakiem. Ogarnęło go obrzydzenie.
Doskonale rozumiał, że jego hojny dar kupił entuzjazm
seksualny partnerki. Był przyzwyczajony, że kobiety ulegały
jego urodzie, jednak pod tym względem nie miał ani krzty
próżności. Gardził swoim odbiciem w  lustrze, ponieważ
przypominało mu ono o  brutalnym, toksycznym ojcu. Lśniące
czarne włosy, mocno zarysowana szczęka, klasyczny nos
i  uwydatnione kości policzkowe w  połączeniu z  niezwykłymi,
lodowo niebieskimi oczami sprawiały, że przyciągał wzrok
zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Tej samej nocy, na przyjęciu na Manhattanie, jego przyjaciel
Fabian przewrócił oczami i powiedział:
– Chyba nie doceniasz, że każda kobieta, której zapragniesz,
ulega ci bez słowa sprzeciwu.
– Gdybym nie był bogaty i  samotny, nie byłbym dla nich
nawet w  połowie tak pociągający  – odparł Gio z  wrodzonym
cynizmem i znudzeniem w głosie.
Zamiast wspaniałej wolności, jaką daje spacerowanie w jego
rzadko odwiedzanej posiadłości w  Norfolk w  Anglii, pomyślał
o  chłodnej, orzeźwiającej bryzie i  odosobnieniu. Potrzebował
przerwy. Gdy sobie to uświadomił, wyciągnął telefon
i  zadzwonił do dozorczyni, by przygotowała dom na jego
przyjazd. Planował pojawić się tam w najbliższy weekend.
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się przerażony i  pełen
przeprosin głos panny Jenkins, która przyznała się, że
w  ostatnim czasie skręciła kostkę i  nie będzie w  stanie spełnić
jego prośby. Obiecała, że znajdzie kogoś na swoje zastępstwo,
aby nadmorska rezydencja czekała w pełni gotowa na przyjazd
swojego gospodarza.
Gio wyraził swoje współczucie i  natychmiast zaproponował
starszej kobiecie zastrzyk gotówki, by ta mogła w spokoju dojść
do zdrowia i  znaleźć kogoś godnego na swoje miejsce. Bardzo
mu zależało na odpoczynku i  odcięciu się od świata biznesu
oraz kobiet zachłannych na jego majątek.
– Chodź, weterynarz poszedł już do domu… – Lea próbowała
wywabić Spike’a zza kanapy.  – Nie musisz się denerwować,
przeszedłeś już całe leczenie – mruknęła uspokajająco.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin