Danuta Noszczyńska - Kufer babki Alicji.pdf

(1789 KB) Pobierz
Copyright © by Danuta Noszczyńska, 2009
Projekt okładki:
 
Anna Lenartowicz
Redakcja: 
Dorota Majeńczyk, Grażyna Nawrocka
ISBN 978-83-62405-56-5
Wydawnictwo SOL
Monika Szwaja • Mariusz Krzyżanowski
05-600 Grójec, Duży Dół 2a
wydawnictwo@wydawnictwosol.pl
ePub créé par l'Atelier Du Châteux
atelier@duchateaux.pl
Spis treści
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
1. Dyslajfia – specyficzne trudności w radzeniu sobie ze sobą
2. Pod ostrzałem realiów
3. Co, komu i z jakiej parafii?
4. Jeszcze jeden pazur na gardle
5. Kufer
6. Higieniczno-humanitarna metamorfoza Piotrka
7. Święta męczennica i umęczona jawnogrzesznica
8. Elektryczne dreszcze czy boczuś na cebulce?
9. Frau Kler
10. A jednak prawo pierwokupu
11. Mama mówi…
12. Nie ma zwłok… nie ma sprawy?
13. Sekret Trusiowej
14. Goła, bosa i o głodzie
Epilog
1. Dyslaja –
specyczne trudności
w radzeniu sobie ze sobą
Nie spałam już właściwie od dłuższej chwili, ale, próbując oszukać sa‐
mą siebie, nadal tkwiłam w mojej ulubionej sennej pozycji, nie otwiera‐
jąc oczu. Wtulona w  poduszkę, z  kolanami podciągniętymi niemal pod
brodę, na siłę próbowałam zatrzymać sen. Ten dziwny stan bytu-nieby‐
tu, w którym nic nie było naprawdę, a najgorszy nawet koszmar zawsze
kończył się ulgą przebudzenia. W moim przypadku było jednak inaczej:
od pewnego czasu każde przebudzenie stawało się koszmarem. Wraz
z  odzyskiwaniem czucia w  ciele, powolnym stwierdzaniem swojego je‐
stestwa, formatowaniem się na nowo mojego miejsca w  realnym świe‐
cie, przychodziła świadomość… I  kiedy On cichutko wysunął się z  po‐
ścieli, skupiłam się na miarowym oddychaniu i  unieruchomieniu skry‐
tych pod powiekami oczu. Bo czułam, że patrzy na mnie. Wsłuchuje się
w mój oddech, bacznie obserwuje moją twarz. Widać niczego z niej nie
wyczytał, bo zaraz potem usłyszałam cichą krzątaninę w  kuchni, szum
wody w łazience i wreszcie – zgrzyt klucza w zamku. Wtedy dopiero do‐
puściłam do siebie nachalnie dobijający się ze wszech stron stan jawy.
Znów pozwoliłam zawładnąć sobą upiorom przeszłości i  zaraz po Jego
wyjściu pobiegłam do kufra… Od pewnego czasu zamiast parzącej usta
kawy i pośpiesznej kąpieli miejsce moich porannych rytuałów zajął bez‐
denny jak piekielna czeluść, ciężki jak czyśćcowe męki, stary dębowy
kufer… Bywało, że bezpośrednio po przebudzeniu siadałam przy nim
w  kucki, upychając między nogami plączące się fałdy koszuli nocnej
i  z  niezmiennym łomotem w  klatce piersiowej uchylałam skrzypiące
wieko. W tym kufrze było wszystko. Ja, On. Moje dotychczasowe życie,
o  ironio, teraz, z  perspektywy ostatniego półrocza, takie… uporządko‐
wane i proste. I jakkolwiek stosunkowo niedawno jeszcze wydawało mi
się, że nie można pogmatwać sobie życia bardziej, niż ja pogmatwałam
Zgłoś jeśli naruszono regulamin