Lewandowski Konrad - 1 Magnetyzer.pdf

(1221 KB) Pobierz
Konrad T. Lewandowski
Magnetyzer
Wujkowi Fedorczykowi, ułanowi 1920 roku, który dożył 97 lat
i zawsze mnie ogrywał w warcaby;
Babci Irenie, która potrafiła zrobić pełny obiad w 20 minut,
bez instantów;
Cioci Marysi, łączniczce AK, mojej matce chrzestnej;
I szeregowemu Słoniowi, który zdobył austriacki sztandar
pod Górą Kalwarii.
Autor
SPIS TREŚCI
1. Zapach octu
2. Majowa jutrzenka
3. Trzecia wartość logiczna
4. Moskiewski magnetyzer
5. Prosto do Wisły!
6. Pod podszewką zacności
7. Odpowiednie słowa
8. Atak kosynierów
9. Kuszenie patrioty
10. Zwiad Wieniawy
11. Wyzwanie
12. Gra z diabłem
13. Wilcza Wyspa
14. Wirydiana
15. Między księdzem a rabinem
16. Psychologia bez „ale”
17. Dziki Zachód
18. Parada niespodzianek
19. Dzieło życia
20. Korektor
21. Paradoks dziadka
1
Zapach octu
Kolejka elektryczna linii EKD z narastającym wizgiem rozpędza-
jących się motorów przecięła ulicę Chałbińskiego i energicznie ło-
skocząc, pomknęła Nowogrodzką ku stacji końcowej przy Marszał-
kowskiej. Policjant kierujący ruchem zagwizdał, machnął ręką i na
torach dostojnie zaklekotały dwie dorożki. Z donośnym warkotem
minęła je ciężarówka z reklamą proszku „Persil pierze wszystko” na
drewnianej burcie.
Jerzy ruszył na drugą stroną Nowogrodzkiej, stwierdzając ze
zdziwieniem, że spora część oczekujących na przejściu dla pieszych,
przeważnie dzieciaków, ale też niemało dorosłych, wcale nie ruszy-
ło się z miejsc. Widać przyjezdni z prowincji, przyszli popatrzeć na
elektryczny pociąg i czekali teraz na rychły powrót składu. Wybu-
dowana w zeszłym roku, podmiejska kolej dojazdowa, łącząca Pod-
kowę Leśną i Grodzisk ze śródmieściem Warszawy, wciąż jeszcze
budziła duże zainteresowanie. EKD była zdecydowanie szybsza od
tramwaju, a dodatkowy respekt budziły futurystyczne kształty wa-
goników.
W grupie gapiów zwietrzyła interes podwórkowa śpiewaczka
w postrzępionej, zielonej spódnicy i pąsowej chuście na głowie,
taszcząca na ramieniu obdrapaną harfę, kiedyś zapewne złoconą.
Artystka przystanęła pod murem kamienicy, wcisnęła stopkę harfy
między chodnikowe płyty i szarpnęła struny, wydobywając z nich
skoczną melodię, której po instrumencie z dystyngowanymi, filhar-
monijnymi tradycjami zgoła trudno się było spodziewać:
Czy znacie mnie panowie, I piękne damy?
Jam Anka z rogu Sowiej, Gdzie norę mamy!
- 5 -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin