Żuk Sulimir St. - Warszawa w ogniu - 44. Powstanie Warszawskie na mojej drodze życia (2010).pdf

(7530 KB) Pobierz
WARSZAWA
W
OGNIU
-
44
Sulimir
Stanisław
Żuk
Sulimir
Stanisław
Żuk
Warszawa
w
ogniu
-
44
Powstanie
Warszawskie
na
mojej
drodze
życia
Niniejsze
opowiadanie
będę
przeplatał
wspomnieniami
z
wcześniejszych
przeżyć.
Mam
nadzieję
że
czytelnik
mi
wybaczy.
Przeżycia
te
istotnie
zaważyły
na
moich
późniejszych
losach.
Informacje
o
okładkach.
Str.
1
Pomnik
małego
powstańca
stojący
na
miejscu
honorowym
przy
murze
obronnym
na
starym
mieście
w
Warszawie.
Autorstwa
Jerzego
Jar­
nuszkiewicza,
który
honorowo
oddał
swój
projekt
inicjatorom
tego
pomnika,
harcerzom
Chorągwi
Warszawskiej.
Postać
małego,
uzbro­
jonego
chłopca
ufundowana
została
ze
składek
społecznych
w
hołdzie
młodzieży
Warszawy
walczącej
w
Powstaniu.
Str.
4
Informacja
o
autorze.
Wydawca
i
autor
Sulimir
Stanisław
Żuk
Wydanie
drugie
rozszerzone
i
uzupełnione
Wydano
nakładem
autora
Wszelkie
prawa
zastrzeżone
ISBN-978-83-924746-1-7
Projekt
i
druk:
www.asd-drukarnia.pl
Motto
Kto
przeżył
powstanie
Warszawskie
-
44
i
umie
obserwować
-
ten
wie.
jaką
potęgą
wzorce
historyczne...
Kto
miał
kontakt
z
młodzieżą
„Szarych
Szeregów",
kto
widział
te
oczy
szczęśliwe
pełne
dumy
z
kontynuacji
wielkich
legendarnych
tradycji
-
ten
nie
zapomni
ich
nigdy...
Witolił
Kula
Rozważania
o
Historii...
Wypędzenie
Jasna
księżycowa
noc.
Gładka
bici
śniegu
sprawia
wrażenie,
jakby
otaczało
nas
spokojne
lśniące
morze.
Księżyc
płynie
po
niebie
i
zagląda
we
wszystkie
zakamarki
przyrody.
Iskrzące
się
gwiazdy
na
czarnym
niebie
mrugają
i
mówią
nam.
że
nie
jesteśmy
sami.
Gdzieś
tam
bczkresnie
daleko
może
też
ktoś
patrzy
na
nas?
Któż
potrafi
opisać
słowem
ten
cudowny
urok
zimowej
nocy
na
Podolu.
Chyba
tylko
taki
wielki
poeta,
jak
ten
który
urodził
się
nad
Ikwą.
Ale
jego
już
nic
ma,
już
nic
nie
napisze.
Stanowisko
na
dachu
pozwala
mi
obser­
wować
okolicę
wokół
naszego
domu.
Było
to
konieczne,
aby
wiedzieć,
czy
ktoś
nie
pożądany
nie
zbliża
się
do
nas.
Horyzont
pokrywają
łagodne
góry
Woroniaków.
Za
nimi,
pomiędzy
3
nimi
i
przed
nimi,
jaśnieją
czerwone
luny
pożarów.
Palą
się
polskie
domy
i
wsie.
Każda
łuna
i
pożar
to
przecież
czyjeś
nieszczęście,
czyjeś
łzy,
czyjś
ból,
czyjaś
męczeńska
okrutna
śmierć.
Ludobójstwo
faszystowskich
bandytów
spod
znaku
U
PA
nie
zna
granic
okrucieństwa.
Polacy
giną
w
straszliwych
męczarniach.
Z
da­
leka
słychać
głębokie
dudnienie
ciężkich
dział,
to
zbliża
się
front
wschodni,
nadchodzi
znowu
czerwona
zbrodnicza
nawała.
Jest
pierwsza
połowa
marca
1944
ale
mróz
trzyma
jeszcze
mocno.
Nasz
dom
jak
twierdza1,
przygotowany
do
obrony.
Opancerzone
lub
zamurowane
drzwi.
Okna
zabite
deskami.
Broń
ukryta
w
wielu
schowkach
w
każdej
chwili
gotowa
do
użycia.
Okoliczne
bojówki
UPA
wiedziały
o
tym
i
nie
śpieszyły
się
z
atakiem
na
nas.
Jednak
większych
sił
i
zdecydowanego
oblężenia
nie
wytrzymalibyśmy
długo.
W
pewnym
momencie
zauważyłem
na
lśniącym
śniegu
biegnącą
postać.
Przewracała
się,
wstawała
i
brnęła
dalej.
Zapadała
się
w
głębokim
śniegu,
ale
pracowicie
podnosiła
się
i
biegła
w
naszym
kierunku.
Jeśli
ktoś
do
nas
przychodził
w
tak
ciężką
zimę,
to
tylko
w
dzień,
a
nic
w
nocy.
Napad
w
pojedynkę
to
nic
możliwe,
może
jakiś
zwiadowca.
Zbiegłem
na
dół,
obu-
1.
Patrz
str.
159.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin