Andrzej Trepka Wizjoner kosmosu Konstanty Ciołkowski OD AUTORA Pomiędzy datami urodzin i śmierci Konstantego Ciołkowskiego (1857—1935) mieści się prężny okres dziejów, który bezpośrednio torował drogę naszej współczesności — z jej bogactwem nurtów tryskających nowością działań, metod i środków — która kształtuje wiek astronautyki, cybernetyki, bio-technik: naszą przyszłość W tym okresie żyło wielu ludzi, których twórczość była zapowiedzią tych wspaniałych przemian. Ciołkowski pod pewnymi względami przerósł to grono: myślami opanował wiek dwudziesty pierwszy, a liczne jego koncepcje mierzą znacznie da-Jej. Uczony i romantyk — żył niejako w ukryciu. Głuchotą odseparowany od kontaktów z otoczeniem, z natury powściągliwy, nie narzucał się hałaśliwie z niezwykłością swych pomysłów — których słuszność wtedy dostrzegało bardzo niewielu. My już umiemy ocenić ten posiew, ale żniwny pokos w znacznej mierze dedykujemy potomnym. Wraz z gwałtownym rozwojem astronautyki nazwisko Ciołkowskiego — dawniej w Polsce mało znane — stało się modne jako pewien symbol. Ta pozycja, choć lepsza od zapomnienia, nie powinna zadowalać. Symbol — to uświęcona, nieprzystępna, prawie zadekretowana wielkość. Ileż takich zakrzepłych ucieleśnień zasług, kamiennym wzrokiem patrzy na nas z wysoka w uroczystych szatach i w dostojnych pozach! Czcimy ich — bo tak wypada. Rzadko ich kochamy, rzadziej znamy ich dzieła, jeszcze rza 5 dziej rozumiemy. Dlatego fałszywie i dowolnie wyobrażamy sobie to — co przedstawiali swoją osobowością. Symbol, to „brązowanie” prawdziwych ludzi — zamiast szczerej, serdecznej wdzięczności za ich twórczy trud uwznio-ślający naszą codzienność. Ciołkowski szczególnie zasłużył, abyśmy go obronili przed takimi zabiegami. A ponieważ brą-zowników nigdy nie brakuje — tu i ówdzie zaczęto wypisywać, że wszystko, cokolwiek do lat trzydziestych powiedziano na święcie w kwestii rakiet i możliwości lotów kosmicznych, pochodzi wyłącznie od Ciołkowskiego. Nie wystarczy tylko obalić te mity, które zamiast oddać należny szacunek wielkiemu człowiekowi — brzmią jak szyderstwo. Ci specjaliści od płaskich panegiryków nie potrafili nam ukazać innej strony medalu — może jeszcze donioślejszej niż stwierdzenie, że Ciołkowski wzniósł matematyczny fundament pod opracowanie mechaniki lotu sztucznych ciał kosmicznych, że zaprojektował konstrukcję miast krążących w próżni, że postawił lub rozwiązał mnóstwo zarówno szczegółowych jak i ogólnych problemów technicznych, nieodzownych w astronautyce. Myślę nie tylko o tym, że ponadto wnikliwie opracował zagadnienia wchodzące w skład takich dyscyplin, które wówczas jeszcze nie istniały — m.in. geochemii, biogeochemii, egzobiologii, nauki o psychozoach (jeszcze w tej chwili bezimiennej!), że wszechstronność jego umysłu wycisnęła niezatarte znamię w kilkunastu dziedzinach nauk, do których zaglądał na prawach gościa; że w dziewiętnastym wieku pisał o siłowniach słonecznych i izotopach, a w latach dwudziestych o odrzutowcach. Te oraz pokrewne problemy oczywiście zostały poruszone w książce. Ale nie tylko one. Podejmując się napisania biografii Ciołkowskiego — uznałem za konieczne rozpatrzenie jego osobowości od strony, której poświęcił najwięcej serca i której nie spuszczał z oczu w nurcie półwiecza pisania o silnikach rakiet, o ich paliwie, o trajektoriach lotu, o sposobach lądowania na Księżycu bądź bu 6 dowania „latających wysp” wokół Ziemi jak również wokół Słońca. W rozumieniu Ciołkowskiego — to były środki do celu. A cel, któremu poświęcił swoje pracowite życie — odbija się w mnóstwie wypowiedzi rozproszonych po jego książkach i artykułach, także we wspomnieniach współczesnych o nim. Najdobitniej sprecyzował go krótko przed śmiercią: „Interesowałem się przede wszystkim tym, co uwolni ludzkość od trosk, da jej potęgę, siłę, bogactwo, wiedzę i zdrowie”. Chociaż chodzi o astronautykę — nie ma tu mowy o technice. Zagłębiając się w tok takich przemyśleń pioniera lotów kosmicznych zdałem sobie sprawę, że powinno się go rozpatrywać — w pewnej mierze — na tle filozofii astronautyki. Powtarzam: w pewnej mierze. To i tak powiedziane zuchwale — zważywszy, że filozofia astronautyki dotąd nie istnieje. Jak więc pogodzić tę sprzeczność? Nie kusząc się o określenie wizji tej przyszłej panoramy myśli — wystarczy logiczne przypuszczenie, że będzie ona powiązana zarówno z filozofią człowieka jak i z filozofią przyrody. W takim ujęciu problem brzmi: Po co lecimy w kosmiczne niebo? Ciołkowskiemu nie wydawało się to pytanie ani trochę abstrakcyjne. Choć pisał dużo i wnikliwie o przyrodzie Wszechświata — widział w niej tylko tło godne człowieka: odkrywcy, zdobywcy, gospodarza. Również z punktu widzenia człowieka ważne były dla niego przyszłe kontakty z pozaziemskimi cywilizacjami. To, czego już dokonaliśmy w astronautyce — w ogólnym zarysie pokrywa się świetnie z przewidywaniami Ciołkowskiego. Pamiętajmy jednak, że to dopiero sam wstęp — i dla niego, i dla nas. Jakże wyjątkowo bliski, duchowo dzisiejszy musi nam się wydać uczony i wizjoner, którego marzona przyszłość jest w swoim zasadniczym trzonie również naszą przyszłością! Z kart teoretycznych opracowań zagadnień rakietowych, tak pomocnych w astronautycznym starcie, wzrok pierwszego futu 7 rologa nieodmiennie wznosi się ku dniom, kiedy Księżyc już od dawna jest siódmym kontynentem Ziemi — i w gospodarce, i w świadomości ludzi; kiedy człowiek, zadomowiony w całym Układzie Słonecznym, spełnia zwiadowcze loty transgalaktycz-ne i zasiedla coraz nowe regiony Wszechświata. Gdzież nam do tych czasów! A przecież musiały wydawać się Ciołkowskiemu bardzo normalne, kiedy pisał U progu stulecia w jaki sposób „będziemy kierowali biegiem planetoid tak, jak się powozi końmi”. * * * W bibliografii wymieniam — spośród publikacji radzieckich — tylko pozycje książkowe, bądź pióra Ciołkowskiego, bądź też w całości jemu poświęcone. Uwzględniam natomiast wszystkie polskie pozycje o Ciołkowskim, do jakich dotarłem (prócz wydań typu encyklopedycznego). Dodatkowo sporządziłem „Wyszczególnienie niektórych publikacji Ciołkowskiego”, obejmujące 213 tytułów jego prac — naukowych, popularnonaukowych oraz zbeletryzowanych. Chodziło mi o ukazanie Czytelnikowi szerokiego wachlarza zagadnień — naukowych, filozoficznych i społecznych, którym Ciołkowski poświęcił sześdziesiąt lat żmudnych dociekań. Niemałych trudności przysporzyła mi przy pisaniu tej książki nieznajomość języka rosyjskiego; nie udało mi się natomiast zdobyć ani jednej interesującej mnie pozycji drukowanej w językach zachodnich. Z tych kłopotów wybawiła mnie ofiarna pomoc mojej żony Haliny, która przetłumaczyła dziewięć rosyjskich książek oraz mnóstwo drobniejszych tekstów, czuwała nad poprawnością transkrypcji rosyjskich nazwisk i miejscowości oraz poczyniła wiele cennych uwag w dyskusji nad tekstem, za co składam jej gorące podziękowanie. Za udostępnienie mi rosyjskich książek dziękuję personelowi Biblioteki Domu Radzieckiej Kultury w Warszawie, oraz kolegom Krzysztofowi Boruniowi, Lechowi Jęczmykowi i Januszowi Wojciechowskiemu. Szczególnie serdeczne podziękowanie wyrażam p. Je 8 rzemu Saccwiczowi, który bezinteresownie przetłumaczył mi i wręczył w maszynopisie obszerne teksty pism Ciołkowskiego oraz zapoznał mnie z treścią licznych innych jego prac, udostępnił wiele dokumentalnych zdjęć — a co najcenniejsze, jako uczeń Ciołkowskiego z lat 1919—1921 w długich kameralnych pogawędkach przekazał mi wiele osobistych wspomnień i impresji związanych z życiem prekursora astronautyki. Andrzej Trepka Rozdział I POCHODZENIE CIOŁKOWSKIEGO Po mieczu, Konstanty Ciołkowski miał samych przodków Polaków. Po kądzieli Rosjan i — w mniejszym stopniu — Tatarów oraz Ukraińców. Polscy jego protoplaści gospodarzyli od wieków majątkiem Wielki Ciołków na Wołyniu. Ród wywodził się zapewne z Podola, na co wskazuje wzmianka w szesnastowiecznym herbarzu Bartosza Paprockiego o Ciołkowskich „u Kamieńca Podolskiego”. Nie znamy rozmiarów ich późniejszej, wołyńskiej ojcowizny, położonej w powiecie rówieńskim. Włości na pewno nie umywały się do magnackich dóbr, ale te czarnoziemy nie były też zapewne szaraczkową schedą. Zarówno one, jak i znaczenie nazwiska — sprawiały, że Ciołkowscy herbu Jastrzębiec buńczucznie się nosili na sejmach i sejmikach. Najstarsza wzmianka odszukana przez biografów* w archiwach objaśnia, że szlachcic Jaków Ciołkowski na sejmie elekcyjnym w 1697 roku wichrzył przeciwko wybraniu Augusta II Sasa któlem Polski, obstając przy kandydaturze księcia Conti, wysuwanego przez Francję. Nie był aż tak znaczącą personą, * Zarówno tu, jak i w dalszym ciągu książki, mówiąc po prostu o biografach postaci Ciołkowskiego i recenzentach jego dzieł — mam na myśli autorów radzieckich, o ile nie zaznaczam innej ich narodowości. 11 by jego wichrzenie poskutkowało przeciwko brutalnej presji Rosji i Austrii. Natomiast nam pozwala to wywnioskować, że żyjący dwa wieki później ojciec astronautyki nie był pierwszym wizjonerem w rodzie... Pradziadek Konstantego Ciołkowskiego — Felicjan, żyjący na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego stulecia — był ostatnim, który gospodarzył na rodzinnym Wielkim Ciołkowie. Szczegółów jego życia nie znamy. Można tylko ręczyć, że był dobrym patriotą. Może dostał się do niewoli rosyjskiej wraz z Kościuszką pod Maciejowicami, może był konfederatem barskim — co bardziej prawdopodobne z uwagi na strony, które zamieszkiwał. Na pewno nie był targowiczaninem ani innym renegatem, bo tacy później albo żyli we wzgardzie i dostatkach w sponiewieranej Ojczyźnie, albo blisko dworu Katarzyny II. Felicjan Ciołkowski natomiast trafił do Wiatki* będącej stosunkowo najbliżej ziem polskich położonym rosyjskim miastem, które gromadziło kilka pokoleń zesłańców. Nie wiemy jak odbył tę tułaczkę — pieszo czy w kibitce, sam czy z rodziną. Jego żoną była Polka. Czy towarzys...
Aizococ