Rozdział 13-14.pdf

(694 KB) Pobierz
~ 124 ~
Rozdział 13
Trista wyczuła, jak wrócił do siebie, uwalniając się ze wspomnień. Mocniej go
przytuliła, ściskając go tak, jakby jej dotyk mógł mu ulżyć w bólu.
Jej partner… jej Keen… chciała płakać z jego powodu, z powodu ofiar tamtego
koszmaru.
„Och, Keen…” Wtuliła się w jego klatkę piersiową, próbując ukoić go swoją
obecnością. Nie mogła sobie nawet wyobrazić horroru, który sprezentował dwójce
nastolatków, ani piekła, w którym żył od tamtej pory.
Wyszeptał kilka słów, ale były one zniekształcone przez niedźwiedzia. Odkaszlnął,
jego ciepły oddech owiał jej szyję, po czym znów spróbował się odezwać. „”Oni nie umarli.
Myślałem, że ich… wtedy… na początku….” Jego serce zamarło na chwilę. „Ale nie zabiłem
ich. Jessa jest… A Quinn…”
Łzy leciały jej z oczu. Stracił kontrolę, ale była wdzięczna za to, że nikogo nie zabił.
Tak bardzo, bardzo wdzięczna. Serce jej pękało, ale jednocześnie czuła ulgę.
„Cieszę się.”
„Ona nie była silnym niedźwiedziem. Jest przerażona.”
„Ale wciąż żyje?”
„Tak.” Wyksztusił. „Quinn wyjechał razem z rodziną. Myślę, że tata spłacił Jessę.
Ona…” Wzruszył ramionami i ścisnął ją mocniej, tak, że prawie zabolało. Prawie, ale nie
całkiem. „Miała dużo operacji plastycznych, ale wygląda lepiej niż… wtedy. To boli, Tris.”
„Co?” Trista położyła ręce na jego plecach, wzmacniając uścisk.”
„Wiedzieć… Czuć… Odesłali mnie na przeszkolenie.” Potrząsnął głową. „To nie
znaczy to, co wszyscy myślą.” Westchnął. „Gdybym nie stracił wtedy kontroli, wybiliby mi to
z głowy.”
Trista nie miała już serca. Rozsypało się w pył i zostało rozwiane przez wiatr. Była
stracona. Każdy jej fragment pękał dla niego. „Co z twoimi rodzicami? Z twoją rodziną?”
Keen roześmiał się ostro i zgrzytliwie. „Skoro wcześniej ich nie obchodziłem, to potem
też nie. Nie.” Potrząsnął głową. „Byłem sam. Sam musiałem sobie wszystko poukładać,
a potem wróciłem, gdy mnie wypisano. To znaczy, kiedy znalazłem sposób na to, jak żyć bez
ich tak zwanego wsparcia. Wróciłem do domu po dwóch latach, dojrzalszy i silniejszy niż
wcześniej. Ale znalazłem na to sposób.”
„Kobiety.” Mruknęła, a on kiwnął głową.
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 125 ~
„Potrzebowałem ich, ale nie mogłem się przywiązywać. Nie tak, jak do Jessy… A teraz
mam ciebie, Tris.” Wstrząsnął nim dreszcz. „Jeśli kiedykolwiek…”
„Nie.” Nie mogła wyobrazić sobie dotykania innego mężczyzny, a co dopiero
uprawiania z nim seksu. Po co, skoro miała Keena?”
„Straciłem tutaj dusze, Tris, i zniszczyłem czyjeś życie. Gdybyś…” Potrząsnął głową.
„Nie wiem, czy bym to przeżył.”
„Wiesz, że masz mnie.” Ale nie miał. Wypowiedział słowa, które ich ze sobą związały,
ale ona ich nie powtórzyła. Leżeli obok siebie w łóżku, całowali się, ale nie zrobili tej jednej
rzeczy, która miała związać ich ze sobą na zawsze.
Słowa łączyły też jego i Jessę, ale ostatecznie nic nie znaczyły.
Keen potrzebował czegoś więcej, potrzebował aktu wiary i więzi, której nie mogło
zerwać nic, poza śmiercią. A nawet wówczas by go nie zdradziła.
Trista prześledziła sztywną linię jego kręgosłupa, pozwalając dłoniom przesuwać się
po okrytych materiałem mięśniach, aż dotarła do jego talii. Powoli cofnęła swój dotyk,
ignorując jego pełen pragnienia jęk, gdy się odsunęła. Ale go nie opuszczała. Nigdy by tego
nie zrobiła.
Zamiast tego delikatnie wzięła jego dłoń, chowając w swojej. Była duża, a gdy trzeba
było, to śmiertelna. Wyglądało na to, że jego wewnętrzny niedźwiedź często się tak czuł.
Z wyjątkiem sytuacji, gdy był blisko kobiety. Udowodni mu więc, że jest wszystkim, czego
potrzebuje.
A to wymagało ugryzienia.
„Chodź.” Lekko go pociągnęła.
„Co robisz?”
Uśmiechnęła się do niego, lekko wyginając kąciki ust i modląc się, żeby to, co chciała
zrobić, mu pomogło. „Oddaję ci duszę.”
Keen potknął się o własne nogi, a ona czekała, aż się wyprostuje, zanim pociągnęła go
dalej. „Tris, nie możesz…”
„Mogę.” Nie mogła pozwolić sobie na zwątpienie w to, że może mu pomóc. To była
jedyna nadzieja, jaka jej została, jeśli naprawdę chcieli być razem.
Był czas, żeby w pełni zostać jego. I zrobi to bez wahania.
Kiedy spojrzała na niego przez ramię, na tego dużego mężczyznę, który patrzył na nią
czarnymi oczami, już nie mogła doczekać się tego, co miało nadejść.
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 126 ~
Słońce rozświetlało ciemność, witając ich swoimi promieniami, aż cali mogli skąpać
się w jego cieple. Pozwoliła, by matka natura ją ukoiła. Wsunęła się w ramiona Keena
i przytuliła do niego. Oczekiwanie na to, co miało nadejść, sprawiało, że jej ciało zrobiło się
gorące, jej sutki stwardniały, a wnętrze zrobiło się śliskie i mokre. Tak, jej ciało pragnęło go
mimo tego, co jej powiedział. Tak, jak jej serce.
W głębi był dobrym niedźwiedziem i jeszcze lepszym mężczyzną. Była pewna, że
w jego przeszłości było jeszcze kilka innych incydentów. Słyszała o przeszkoleniach
w przypadku utraty kontroli. Mogłaby przytoczyć z pół tuzina przepisów dotyczących tego, co
się wówczas przydarzyło i jak należało postąpić z Keenem. Wysłanie na przeszkolenie było
najgorszą karą. Zastanawiała się, kto go wtedy bronił, kto reprezentował go przez
południowowschodnim Itanem. Nienawidziła tego, jak bardzo zawiedli tego młodego chłopca.
Bo w wieku czternastu lat był jeszcze chłopcem.
Ale te myśli zniknęły, bo Keen patrzył się na nią. Czuła się tak, jakby w środku nocy
pochłonęła ją śmiercionośna burza.
Przesunęła dłońmi po jego klatce piersiowej, śledząc mięśnie ukryte pod koszulką,
zapamiętując każde wgłębienie i każdy kształt. Jego ciało było mocne i twarde, jak u każdego
innego mężczyzny. Ale w odróżnieniu od tych innych mężczyzn, on należał do niej.
Jej wędrówka zabrała ją do skraju jego spodni, a od celu oddzielał ją jedynie rozporek.
„Keen?”
Czerń jego tęczówek była ciemniejsza od nieba o północy. „Tris…”
Biorąc jego zachrypnięty głos za przyzwolenie, ostrożnie rozpięła rozporek. Dźwięk
rozpinanego zamka uniósł się echem nad jeziorem.
„Nie powinniśmy…”
„Właśnie, że powinniśmy.” Odparowała mu. „Będziemy się kochać, Keenie Abramsie.
Tu i teraz.” Stanęła na palcach, żeby go pocałować. „Powiedziałam ci. Straciłeś tutaj duszę,
część ciebie była zepsuta, co przeniosło się na innych. Im nie pomogę, tylko ich ukochani mogą
to zrobić. Ale tobie mogę pomóc, jeśli mi pozwolisz.” Odsunęła się kawałek, ale dłoń wciąż
trzymała na skraju prowadzącym do jego twardości. „Pozwolisz mi, Keen?”
„Tak.” Powiedział chrapliwie, ale wyraźnie.
Jego głos odbijał się echem pomiędzy drzewami. To i zbliżające się parowanie, mogło
go uleczyć. Musiał tylko wziąć to, co mu dawała. Patrzyła się na niego z oczekiwaniem
w oczach. Czekała. Mijały chwile, a oni wciąż skupiali się na sobie. A potem, w końcu,
zamrugał, gdy jedna łza potoczyła się w dół jego policzka i spadła na jej rękę.
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 127 ~
Jego zgoda sprawiła, że jej serce podskoczyło. Wypełniała ją nadzieja i duża doza
uczucia do Keena. Uczucia… nie, jeszcze nie była to miłość, ale zdecydowanie było blisko.
Zanim zdążyła się poruszyć, przenieść uwagę na jego ciało i sprawić mu rozkosz,
wyszeptał ostatnią prośbę, którą chciała spełnić.
„Proszę.”
***
Keen nigdy w życiu niczego tak nie pragnął. Nigdy nie pragnął czegoś tak bardzo, jak
teraz płonął dla Tristy. A ona oddawała mu się bez żadnych zastrzeżeń i wahań. Powąchał
powietrze, szukając dowodu na to, że kłamała, ale go nie znalazł.
Jej zapach był czysty, słodki, zabarwiony pożądaniem. Był znajomy, tak samo
pachniała, gdy kładli się spać i budzili rano. Ich pocałunki były pełne pasji, a ich ciała
rozgrzane.
Dzisiaj nie mógłby się już zatrzymać. Oddawała mu się, oznaczy ją jako swoją, a potem
nigdy…
Zadrżał, gdy wspomnienia zagroziły, że znów przejmą górę, wciągając go w otchłań
nienawiści i rozpaczy. „Tris…”
„Tutaj. Zawsze tutaj.”
Nagle jej dłoń wsunęła się w jego bokserki, jej palce zawinęły się dookoła jego członka
i przesunęły w górę i w dół. Tym razem zadrżał z rozkoszy i rosnącego pragnienia.
„Cholera…” Jęknął, gdy jej delikatne palce wysyłały drobne, rozkoszne fale, po jego
ciele.
Przesunęła dłoń po jego długości, wciskając ją głębiej w jego spodnie tak, by mogła
dotknąć jego czubka. Potem znów przesunęła ją w górę. Powtórzyła ten ruch powoli, bez
pośpiechu, żeby sprawić mu rozkosz.
Jemu.
Nie,
warknął jego niedźwiedź. To nie będzie jednostronne. Ona była jego partnerką.
Partnerką. Zasługiwała na to, żeby mieć z tego równie dużo frajdy, co on.
„Tris.” Złapał ją za nadgarstek, zatrzymując jej ruchy.
„Keen?” Szepnęła bez tchu.
„To ma być dla nas. Dla obojga.” Zachęcił ją, żeby go puściła, po czym pociągnął ją do
miejsca, w którym stali zanim weszli do jaskini pełnej bólu i krwi. Wbił wzrok w ziemię,
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 128 ~
zauważając małe kamienie i gałązki zaśmiecające okolicę. Warcząc poprowadził ją w stronę
ścieżki, którą szli wcześniej, z powrotem do lasu. Nie zwiąże się z nią na żwirze. Nie ma mowy.
Dopiero odmowa Tristy sprawiła, że się zatrzymał. Zamarła i szarpnęła się. „Gdzie
idziemy?”
„Do domu.” Potrząsnął głową. „Nie sparuję się z tobą na gołej ziemi.” Wziął ją
w ramiona. „Jesteś więcej warta niż coś takiego. Zasługujesz na miękkie łóżko, słodkie słowa
i…” Na kogoś lepszego niż on.
Trista spojrzała przez ramię, a potem na niego. „Możemy oboje uleczyć się nawzajem,
Keen.” Wysunęła się z jego ramion i cofnęła. „Niech jezioro zmyje naszą przeszłość. Kiedyś
zmyło ci twarz, niech teraz zajmie się resztą.”
Patrzył się na spokojną wodę, przypominając sobie dzień, gdy czerwona plama została
zmyta przez delikatne fale, które wzbudzał wiatr.
„Jak…” Przełknął gulę w gardle i wrócił do Tristy. „Jak mam tobie pomóc, Tris?”
Uśmiech na jej twarzy zaskoczył go i rozjaśnił mrok w jego serce. „Muszę liczyć na to,
że nie pozwolisz mi się utopić.”
Utopić. Chciał zatonąć w jej miękkości, przytulić ją do siebie. W środku był
potrzaskany, pęknięty, zniszczony i… po raz pierwszy czuł promyk nadziei, że może być
prawie normalny. Prawie. Nie miał złudzeń, że nagle stanie się doskonały i spokojny, jak jego
bracia. Ale z pomocą Tristy, będzie sobie radził. Tego był pewny.
Więc pozwolił jej zaprowadzić się na brzeg, zatrzymać nad samą wodą, a potem
ściągnąć z niego koszulkę. Kiedy go rozbierała, on rozbierał ją. Rozpinał jej guzik po guziku,
aż w końcu ich ramiona splątały się i któreś z nich musiało się zatrzymać. Głosował na Tristę.
Chciał rozebrać swoją partnerkę, odkryć każdy cal jej jasnego, kształtnego ciała.
„Pozwól mi…” Odsunął jej dłonie i sięgnął do ostatniego guzika. Gdy nie mógł go
rozpiąć, rozerwał koszulę. „Cholera.”
Rumieniec pokrył jej ciało, powoli rozchodząc się od policzków, na szyję, a potem na
resztę ciała, aż pokrył piersi i słodki brzuch. Śledził go, aż zniknął pod jej spodenkami. Potem
ponownie skupił uwagę na jej piersiach i okrywającym go koronkowym skrawku materiału.
Przesuwając wzrokiem od jej piersi do twarzy, sięgnął po nią. Między jej piersiami nie było
zaczepów, ale to go nie powstrzymało. Na prośbę swojego niedźwiedzia, wysunął pazur. Jego
ludzka dłoń odsunęła nieco materiał, a jego niedźwiedzia łapa rozcięła jedwabny materiał.
Tłumaczenie: malwa-larwa
Zgłoś jeśli naruszono regulamin