Rozdział 09-10.pdf

(680 KB) Pobierz
~ 84 ~
Rozdział 9
Keen zabrał ją do pensjonatu po drugiej stronie jeziora, dokładnie naprzeciwko domu
klanu. Jezioro Grayslake rozdzielało ich o ponad dziesięć mil,
32
ale wciąż byli blisko.
Trista stała na balkonie ich pokoju, patrząc przez wodę, na małe kropki, którymi były
domy klanu. Teraz wydawały się maleńkie, nieistotne, a jednak to, co się tam wydarzyło,
zadecydowało o jej przyszłości.
Keen poruszał się po ich pokoju, który wynajęli na tydzień, z możliwością przedłużenia.
Poleciła mu mały hotel, był tańszy, ale nie chciał słuchać. Nie zamierzał trzymać swojej
partnerki w jakimś podrzędnym miejscu. I były to jego słowa, a nie jej.
Przyzwyczaiła się do podrzędnych miejsc. Pasowały do niej bardziej niż ładnie
umeblowany pensjonat. Rama łóżka zrobiona była z mocnego drewna. Powierzchnie lśniły
w słabym świetle tak, że można było dostrzec ślady niedawnego polerowania. Na pościeli
leżała narzuta, jedwabista i gładka w dotyku.
Delikatne krzesła musiały być antyczne i kosztować więcej, niż zarabiała w rok.
A łazienka… Tradycyjna, prawdopodobnie oryginalna z początków dziewiętnastego
wieku. Płytki z granitowymi blatami, wspaniały zlew na cokole. Ale to, co najbardziej do niej
przemawiało, to masywna wanna na nóżkach. Chciała się w niej zanurzyć z kapciami
i zrelaksować się, pozwolić, żeby lęki, które nosiła w sobie przez całe życie, zostały zmyte
przez ciepłą wodę.
Zamiast tego stała na balkonie i patrzyła na drugą stronę jeziora na dom, w którym była
cała przeszłość Keena. Część niej czuła, że jest tam też jego przyszłość.
Przyszłość bez niej.
Głos Keena dudnił tłumiony przez ściany, a jego obecność wciąż ją uspokajała.
Przeklęła siebie za to, że czuła się przy nim lepiej.
Nie powinna na nim polegać ani pragnąć jego bliskości. Ale polegała i pragnęła.
Schyliła się i oparła ramiona o balustradę, przenosząc część ciężaru ciała na drewno.
Słyszała, co mówił dzięki tej odrobinie zwierzęcia, jaką w sobie miała.
„Helena? Tak… Potrzebuję… Doceniam… Dzięki…. Tak, tobie też.” Jego słowa były
krótkie, ale po tonie głosu domyśliła się, że nie rozmawia ze zwykłą przyjaciółką.
32
10 mil to jakieś 16 kilometrów
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 85 ~
Zazdrość, gorąca i paląca, rozpaliła jej ciało od stóp po czubek głowy. Paliła ją od
środka, a jej bestia rechotała w ramach sprzeciwu. Nie była pewna dlaczego, skoro nie byli
sparowani, przynajmniej nie tak do końca. Byli czymś tylko trochę więcej niż znajomymi.
Spróbowała okiełznać swoje emocje, chowając je głęboko w sobie. Chwilę później
przyszedł do niej Keen, lekkim krokiem mówiącym jej, że napięcie, które wcześniej czuł,
zniknęło. Śledziła jego ruchy, gdy szedł przez pokój do łazienki, spuszczał wodę w toalecie,
a potem szedł w jej stronę.
Wiedziała, że Keen stanął obok, ale nie odwróciła się do niego, ani nawet nie dała znać,
że wie o jego obecności. Gdyby to zrobiła, to zrobiłaby mu awanturę z zazdrości
o Helenę. Więc po prostu dalej wpatrywała się otaczający ich krajobraz.
Dobiegł do niej dźwięk jego głębokiego wdechu, a potem wypuszczanego powoli
powietrza. Podszedł do niej powolnymi, spokojnymi krokami. Jego ciepło otoczyło ją, chociaż
jej nie dotykał.
„Tris?”
Tris. Jej mama tak ją nazywała. A teraz już wiedziała, co się z nią stało. To był koniec.
Już nie była zaginiona, tylko martwa.
Z powodu wilka. Chciała zadzwonić do północnowschodniego Strażnika, zgłosić
złamanie prawa przez Reida. Pomagała niedźwiedziemu Strażnikowi wiele razy przez te
wszystkie lata, a on w zamian też jej nieco pomagał, ale mogła go chyba poprosić o przysługę?
Tylko, że to nie Reid to zrobił, prawda? Zrobił to Morgan.
Bękart.
Jego ciepło zbliżyło się do niej. Poczuła, jak wyciąga w jej stronę ręce. Jego dotyk
początkowo był nieśmiały, jego dłoń przesuwała się po jej plecach. „Nie potrafię czytać
w myślach, więc musisz ze mną rozmawiać.”
Nie musiała. Rozmawianie, dzielenie się i odkrywanie… Wszystko to kończyło się
zniszczonymi marzeniami. Więc nic nie powiedziała.
„Nie chcesz rozmawiać?” Nie odpowiedziała. „Wyczuwam pociąg, strach, niepokój.”
Przesuwał dłonią po jej kręgosłupie, a ona walczyła, żeby nie zadrżeć z rozkoszy. „I zazdrość.
Nie masz powodu do zazdrości, Tris. Helena jest…” I znowu to imię.
To imię.
Poczuła smutek,
tym większy, że teraz znała prawdę. „Ej, nie załamuj się teraz.” Mruknął. Wziął ją od tyłu
w ramiona. Trzymał ją mocno, a ona walczyła z potrzebą oparcia się o niego.
„Keen…” Nie wiedziała, co powiedzieć. Zniszczył jej idealnie zorganizowane życie
w mniej niż dobę.
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 86 ~
„Chcę cię chwilę potrzymać, a ty mi na to pozwolisz. Potem coś zjemy, a potem
znajdziemy miejsce do zamieszkania. Pensjonat jest ładny, ale potrzebujemy domu.”
Dotyku jego ust na jej czole nie mogła pomylić z niczym innym, podobnie jak poczucia
słuszności, które sprawiło, że się uspokoiła i oparła o niego.
Zebrała się na odwagę i odchyliła głowę, żeby spojrzeć w jego oczy. „Nie wiem jak.”
„Co
jak?”
Wyszeptał. Powoli podniósł jedną rękę i zatknął jej włosy za ucho.
Polegać na tobie. Wypowiedziała w swojej głowie, ale po chwili pomyślała, że pieprzyć
to, bo w pewnym momencie i tak będzie musiał zobaczyć wszystkie jej połamane fragmenty.
„Być z kimś. Polegać na kimś.” W jej oczach zebrały się łzy. Przełknęła gulę, która
zebrała się w jej gardle. „Polegałyśmy na sobie. Pomagałyśmy sobie. Ale mimo to byłyśmy
same.”
Jego następne słowa powiedziały jej, że już teraz za dużo o niej wiedział. „Ale teraz już
nie jesteś. Nigdy więcej, Tris. Jesteś moja, a ja zawsze opiekuję się tym, co moje. Zawsze.”
Jej ojciec nigdy jej oficjalnie nie uznał, przez co wiele wycierpiała. Dzień po dniu ona
i jej matka walczyły o ich nędzne życie, bo tak naprawdę były tylko zwierzyną. Mogły
prowadzić lepsze życie poza okręgiem akurat tych trzech miast, ale jej ojciec wstrzymywał ich
podróże. Nie chciał Tristy, ale nie chciał też, żeby odeszła.
Ten niedźwiedź nie dość, że walczył z Itanem swojego klanu, to wygrał i ogłosił, że
należy do niego.
Po raz pierwszy w życiu czuła się bezpieczna. I może, ale tylko może, mogła się o niego
oprzeć.
„Okej.” Wyszeptała próbując uwierzyć Keenowi.
Powoli, traktując ją jak przestraszonego jelenia, opuścił głowę. Zrozumiała, co chciał
zrobić, bo pragnienie malowało się na całej jego twarzy i w jego spojrzeniu, ale nie mogła
znaleźć w sobie siły, żeby się sprzeciwić. Nie, tak naprawdę, to nie mogła się doczekać, aż ją
pocałuje.
Jego usta musnęły jej, miękkie niczym skrzydła motyla. Powtórzył to, ale z nieco
większym naciskiem. Delikatne i kojące spotkanie ich ust zaczęło robić się nieco bardziej
natarczywe. Jej zwierzę poruszyło się, mrucząc i sięgając po więcej, a jej ludzka połowa poszła
za bestią.
Powoli przesunęła dłońmi po jego ramionach, aż mogła złączyć je na jego szyi. Stanęła
na palcach, żeby wzmocnić ich uścisk. Zamruczał, a ona przesunęła językiem po jego dolnej
wardze. Jęknęła i ścisnęła go mocniej.
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 87 ~
Pocałunek stawał się coraz gorętszy, a ich języki plątały się ze sobą w tańcu. Zatonął
w jej ustach, a ona w jego. Próbowała jego smaków, które kusiły ją od chwili, gdy się poznali.
Otaczało ją ciepło jego ciała, a jej krągłości stykały się z jego twardymi mięśniami. Jej ciało
reagowało na jego bliskość.
Była podniecona, a jej wewnętrzna hiena prychała czując jego bliskość. Jej sutki
stwardniały, napierając na jej stanik, a jej wnętrze rozgrzewało się i wilgotniało coraz bardziej.
Gruby, długi członek Keena napierał na nią, pokazując jej, że on reagował podobnie na
ich pocałunek. Jego reakcja zachęcała ją, żeby kontynuowała, żeby go drażniła. Wchłaniała
jego jęki tak, jak on wchłaniał jej. Dźwięk ich ciężkich oddechów mieszał się z pluskiem wody
i dźwiękami natury.
W końcu Keen odsunął usta, ale wciąż trzymał ją w uścisku. Z cichym jękiem
spróbowała jeszcze raz delikatnie musnąć jego usta, a on jej na to pozwolił. Był taki dziki, taki
zabójczy, ale ją traktował jakby była ze szkła.
Potem pocałunek się skończył, a jego usta już nie dotykały jej ust. Wtuliła się w jego
klatkę piersiową, a jej hiena napierała na nią, żeby się o niego otarła i oznaczyła swoim
zapachem. Była zaskoczona, gdy to Keen się o nią otarł. Znieruchomiała na chwilę, gdy jego
policzek muskał czubek jej głowy, a potem zaczął głaskać jej twarz i szyję. Mijały sekundy,
a żadne z nich nie przestało pocierać drugiego, dopóki oboje nie byli zadowoleni, że pachną
sobą nawzajem.
W końcu przestali, powoli wracając do rzeczywistości. Do ich małego świata wdarły
się dźwięki z zewnątrz. Świergot ptaków, ciche kołysanie wody, szum drzew. Dźwięki kojące
i spokojne. Pośpiech, który towarzyszył Triście przez całe jej życie, przestał istnieć. Tu, na
terytorium wroga, wreszcie odnalazła spokój.
Zabawne, jak czasami układało się życie.
„Gotowa na jedzenie?” Wyszeptał.
Szczerze mówiąc, nie była gotowa się ruszyć. Nie chciała przerywać zaklęcia, które na
nich rzucił. Ale wiedziała, że musi. W chwili, w której przycisnęła swoje usta do jego,
zadecydowała o ich przyszłości. Ich życia zostały nierozerwalnie połączone przez jego słowa,
które następnie zostały przypieczętowane pocałunkiem.
Była gotowa zostawić przeszłość za sobą. Nie całą – nie mogła wybaczyć ani
zapomnieć o wielu sprawach – ale dla niego postanowiła odsunąć od siebie swoje lęki.
Przełknęła gulę, którą miała w gardle. „Tak.”
Tłumaczenie: malwa-larwa
~ 88 ~
***
Keen wysiadł z samochodu i pośpieszył do drzwi pasażera. Trista właśnie je otwierała,
więc wyciągnął dłoń, żeby pomóc jej wysiąść. „Musisz pozwolić sobie pomagać.”
Spojrzała na niego krzywo, ale pozwoliła pomóc sobie wysiąść. Była taka drobna, niska
i malutka. Takie małe nic.
Jego
małe nic.
Cholera, ale to było dobre. Lepsze nawet niż kiedy po raz pierwszy posmakował jej ust.
Nie mógł się doczekać, aż znów to zrobi.
„Sama sobie świetnie poradzę z wyjściem z ciężarówki.”
Wykorzystując to, że trzyma ją za rękę, pociągnął ją tak, że wpadła w jego ramiona.
„Tak, ale wtedy ja nie mógłbym zrobić tego.” Mruknął. Powoli, tak, jak wcześniej,
schylił się i musnął jej usta. Pocałunek był delikatny, szybki i zdecydowanie niewystarczający.
Ale sprawił, że jego partnerka zarumieniła się, a jej serce przyśpieszyło. Żyła na jej szyi
pulsowała, a on zastanawiał się, czy jej skóra jest równie słodka, co jej usta.
Miał nadzieję, że kiedyś pozwoli mu to sprawdzić. Nawet się nie łudził, że zrobi to już
dzisiaj. Musiał się jeszcze tyle o niej dowiedzieć, zburzyć tyle ścian. Ale wierzył, że niedługo
mu się to uda.
Jego członek podskoczył.
Tak, niedługo, na przykład o dwudziestej czwartej zero jeden. Czyli oficjalnie jutro.
Tak, to brzmiało świetnie dla niego i jego niedźwiedzia.
Splątał palce z jej i delikatnie pociągnął ją w stronę baru mlecznego. Była to jedyna
taka miejscówka w ich mieście, więc podawano w niej zarówno to, co lubili ludzie, jak
i niedźwiedzie. Właściciele, Nellie i Edward, byli słodką parą, która wzięła Lauren pod swoje
skrzydła. Było to idealne miejsce, bo Trista będzie mogła poczuć się w nim swobodnie. Było
to też najlepsze źródło plotek w ich miejscowości. Przedstawi Tristę jako swoją partnerkę,
dostanie aprobatę ze strony Nellie i Edwarda i dobrze zje. Wszystko za jednym zamachem.
W chwili, w której weszli do środka, otoczył ich zapach burgerów i frytek, a nad
dudniącym gwarem rozmów, rozległ się krzyk Edwarda „zamówienie!”
Kelnerka podbiegła do okienka i zabrała z niego talerze, które Edward ustawił na
srebrnej tacy. Potem znów zaczęła biec i nagle Keen zrozumiał, dlaczego Vanowi tak się nie
podobało, że Lauren tu pracuje. Gdy okazało się, że Lauren jest w ciąży, zrezygnowała z pracy.
Cóż, właściwie to Van zrezygnował w jej imieniu. A potem rozpętała się wojna.
Tłumaczenie: malwa-larwa
Zgłoś jeśli naruszono regulamin