Spotwarzana przeszłość. Czyli o żydowskich zbrodniarzach wojennych.doc

(948 KB) Pobierz

Roman Kafel

CZYLI 0 ŻYDOWSKICH ZBRODNIARZACH WOJENNYCH

U/             

mSm

Wrocław 2019

Edytor
Józef Białek

Redakcja

Zbigniew Nowicki

Korekta
Anna Zielińska

Projekt okładki

WOJCIECH TROJANOWSKI

Skład i łamanie
Serafin

Copyright © 2019 by Wydawnictwo Wektory

Wszelkie prawa zastrzeżone,
żadna część tej książki nie może być

POWIELANA I ROZPOWSZECHNIANA.

W JAKIEJKOLWIEK FORMIE I W JAKIKOLWIEK
SPOSÓB (ELEKTRONICZNY. MECHANICZNY)

WŁĄCZNIE Z FOTOKOPIOWANIEM. NAGRYWANIEM NA TAŚMĘ
LUB PRZY UŻYCIU INNYCH MEDIÓW. BEZ PISEMNEJ ZGODY WYDAWCY.

ISBN 978-83-65842-15-2

WYDAWNICTWO „WEKTORY’’
UL. ATRAMENTOWA 7
BIELANY WROCŁAWSKIE
55-040 KOBIERZYCE

www.WydawnictwoWektory.pl

DYSTRYBUCJA:

TEL. 693 977 999; E-MAIL: INFO@WYDAWNICTWOWEKTORY.PL

Spis treści

Wstęp               9

I.              Za Austrii              13

II.              Ofiarny stos                            23

III.              Przed wojną              37

IV.              Wojna              79

V.              Emigracja              99

VI.              Zagłada              113

VII.              Pomoc              119

VIII.              Wybawcy              139

IX.              Funkcjonariusze              153

X.              Opór              169

XI.              Rewolta warszawskiego getta              173

XII.              Partyzantka żydowska              193

XIII.              Niezałatwione sprawy              209

Posłowie

225

Służba despotyzmowi i fałszowi
To patriotyzm, wszarzy

Albert Camus

Tak naprawdę.niewiele pomaga Żydom stałe
wypominanie i protesty przeciwko Narodowi,
od którego doznali najmniej krzywd.

Sir H. Rumbold, ambasador
Wielkiej Brytanii w Polsce

Niniejszą pracę poświęcam Zosi - mojej żonie
autor, kwiecień 1996

WSTĘP

Urodziłem się u stóp Karpat, zaraz po II wojnie
światowej, której złowrogi cień towarzyszy mi całe
życie. Dzieciństwo wypełniały opowieści krewnych
i sąsiadów o łapankach, partyzantce AK, Niemcach, UPA, Żydach,
Ruskich i UB-owcach. Opowieści te zawsze miały swoją chronologię. Od tamtego czasu posługuję się tą chronologią na swój własny,
prywatny użytek, dopasowując do siebie wydarzenia, którymi
zajmuję się już jako dorosły.

Kiedy miałem cztery lata, patrząc z rynku Rymanowa na
zrujnowany duży budynek z łukowymi otworami okien, zapytałem
mego ojca:

-              Tato, a to co?

-              Synagoga, synku.

-              A co to jest synagoga?

-              To kościół dla Żydów.

-              Tato, a co to Żyd?

-              Nie co, ale kto... Boże Ty mój - westchnął ojciec - gdyby
ktoś parę lat temu powiedział mi, że będę musiał tłumaczyć swojemu dziecku, co to jest Żyd i że nie będę mógł mu pokazać w Rymanowie Żyda, myślałbym, że zwariował.

Stojący na przystanku świadkowie tego dialogu poważnie
kiwali głowami. Brzdąc, nie mogłem pojąć, jak można było spalić
ludzi.

-              Dlaczego? Po co? Za co?

-              Za nic, dziecko, za nic. Za to, że byli Żydami.

Spotwarzona przeszłość...

 

Był to dla mnie wstrząs, który wrył się bardzo głęboko w moją
psychikę. Oceniając z dystansu lat, jestem coraz bardziej pewny,
że wpłynął na całe moje życie. Wpłynął na to, że odbieram świat
na swój własny specyficzny sposób, starając się odpowiedzieć na
pytania, jakie stawia życie.

Poświęciłem dość dużo czasu, aby znaleźć jak najwięcej in-
formacji o owej spopielonej społeczności. I wydawało mi się, że
znalazłem wszystko, co możliwe, że wiem wszystko, że posiadam
pełną informację, mogę zamknąć ten rozdział mego życia i tę nie-
naturalną ciekawość. Miałem informacje, ale nigdy nie miałem
do czynienia z Żydami, z żywymi ludźmi. Zajmowałem się tym
tematem jak czymś martwym i odległym. Jak badaniem historii
starożytnego Babilonu, Kartaginy, Rzymu.

Los rzucił mnie do Ameryki, gdzie przeżyłem drugi szok.

Jeden z moich klientów wyciągnął na powitanie rękę, na
której wytatuowany miał obozowy numer. Kiedy dowiedział się,
że jestem Polakiem, stał się bardzo serdeczny. Poznał z innymi;
ich stosunek do mnie był taki sam.

Pewnego dnia zupełnie przypadkowo spotkałem go z jego
synami. Pierwszy raz zetknąłem się z taką wrogością - świetnie
skrywaną za parawanem amerykańskiej grzeczności. Wrogość
ta emanowała z dwóch młodych, wykształconych mężczyzn z taką
siłą, że można było ją fizycznie czuć. Podzieliłem się moim spostrzeżeniem ze znajomym.

-              Widzisz, oni Polskę znają tylko ze szkół. A człowiek zaganiany nie ma czasu na prostowanie pewnych rzeczy.

-              Jakich rzeczy? Prostowanie czego?

Zacząłem od nowa.

Tym razem o tamtym czasie opowiedzieli Żydzi i ich własna martyrologiczna literatura. Polskie obozy koncentracyjne,
bliska współpraca Polaków z nazistami. Polacy gorsi niż Niemcy
Polacy znajdujący samozadowolenie w udręczeniu Żydów. Polska

 

wstęp

nienawiść. Polski zwierzęcy antysemityzm. Wspomnienia, pamiętniki, filmy (wiele filmów) Shoah, Wichry wojny, Lista Schindlera
etc. Ta wersja wydarzeń postawiła na głowie wszystko, co na ten
temat dotychczas słyszałem od moich bliskich i rodaków, wszystko, czego dowiedziałem się z polskiej literatury. Czyżby celowo
karmiono mnie - nas - fałszem? Dlaczego? Po co?

Za wszelką cenę postanowiłem dotrzeć do prawdy. Ale gdzie
znaleźć prawdę?

Po dość długim okresie poszukiwań i przekopywania się
przez literaturę żydowską dotarłem do źródeł opowiadających
jeszcze jedną, ale jakże inną wersję tamtego czasu. Wersję przeraża-
jącą, skrywaną skrzętnie i z bojaźnią. Spisane relacje i dokumenty,
zatrzęsienie dokumentów. Już niewielka ich część wywołuje zdu-
mienie i grozę. Ofiary zza grobu dają świadectwo prawdzie. Ich
prawdzie. To tylko część ujawnionych dokumentów; inne spoczy-
wają w archiwach i do dziś nie wiadomo, czy kiedykolwiek ujrzą
światło dzienne. Dokumenty pilnie strzeżone w archiwach rodziny
Goodman w Londynie, Efisz w Zurichu, Sternbuch w Montreux
oraz Griffel i Weissmandel w USA.

O              tamtym czasie opowiadają dokumenty, źródła, świadko-
wie, Żydzi, których chlebem duchowym były Tora i Talmud. Żydzi,
którzy wybrali godną śmierć zamiast spodlonego życia. Żydzi,
którzy pozostali wierni Przymierzu. Żydzi, którzy chcą prawdę

o              tamtym czasie zachować dla swego narodu. Niejednokrotnie
są to ludzie, których dopiero ta właśnie prawda doprowadziła
z powrotem do ich żydowskich korzeni.

Jest to opowieść o żydowskich zbrodniarzach wojennych,
gorszych niż Niemcy.

Gorszych niż polscy szmalcownicy.

Gorszych, bo swoich - żydowskich.

Gorszych, bo do dziś nie rozliczonych i nie ukaranych.

Tę wersję Wam opowiem.

1.

Za Austrii

Na początku był biedny, ale szczęśliwy i barwny
świat austriackiej Galicji. Świat kolorowych jarmar-
ków w Rymanowie. Świat pełen Żydów, Łemków,
Polaków, handlujących, kłócących się i upijających w szynkach,
katolickich i żydowskich, rozpoznawanych po tym, że w jednych
przegryzano kiełbasą, a w drugich gęsiną. Świat ten tworzył całość,
a zarazem podzielony był według boskiego porządku, którego
nigdy nawet nie przyszło do głowy komukolwiek negować.

Najbardziej eksponowanymi postaciami zawsze byli pro-
boszcz, rebe i pop.

Słuszności tego podziału dowodził fakt, że niebezpieczny
pożar kościoła, który groził zagładą całego miasta, został cudem
opanowany: nie wspólnym wysiłkiem gaszących (nawet wtedy
nie pamiętano jakiej narodowości, bo gasiły wszystkie), ale dzię-
ki wspólnym modłom tych trzech duchownych - tam na miejscu,
przy ogniu. Na oczach wszystkich ucichł wiatr, ogień przygasł.

Dalej szli adwokaci, sędziowie, lekarze, nauczyciele, urzędni-
cy, policjanci - ci, do których zwracało się „pan”. Słowo „pan” wy-
jaśniało wszystko. Nikt nie wyobrażał sobie nawet, by do sędziego
powiedzieć Moszku albo do policjanta Józefie. Panowie chodzili
do tych samych szynków, ale oczywiście do innej izby. Pili lepsze
trunki, zagryzali gęsiną albo kiełbasą.

Za nimi plasowali się rzemieślnicy i właściciele sklepi-
ków, więksi gospodarze, młynarze, handlarze bydła i koni. Ci znali

Spotwarzona przeszłość.

*             

się w całej okolicy, handlowali najczęściej, pili zawsze i od czasu
do czasu bili się. Nie o żadne wyznanie, język czy narodowość

-              Panie zachowaj. Bili się honorowo, po pijanemu, o rzeczy jak
najbardziej realne. A to, że w ferworze targu nazwał dorodnego
byczka cherlawym albo nie chciał wypłacić do końca, albo wręcz
oszukał jeden drugiego: a to podmienił materiał, zmienił fason
butów albo za zgodzoną świnię podstawił innego wieprzka. W bi-
jatyce więcej było szamotaniny niż razów, bo nikt nie pozwalał
się bić, bo jakże to wypada; wszyscy rozdzielali zwaśnionych,
co zresztą w oparach gorzały nie zawsze prowadziło do pokoju,
a nieraz wręcz odwrotnie.

Ważną rolę odgrywały słowa. Słowa - wyzwiska. Parszywy
Żydzie, głupi goju, myszygenie, szmoku, czubaryku, ślipyj Lachu.
Słowa te, wbrew pozorom, nie były wcale obraźliwe - ot rodzajniki,
aby wiadomo było kto, z kim i komu. To dopiero później rozpo-
częły się roztrząsania, czy parchu to obraźliwie, czy nie {o goju - co
po hebrajsku znaczy ścierwo - jakoś nikt nie wspomina). Owszem,
dla akademików było to obraźliwe, bo w zasadzie oni parchów nie
mieli. Tam na jarmarku rzadko kto ich nie miał i to bez względu
na wyznanie, więc nie było się o co obrażać.

Ci, którym mówiono „pan”, tytułowali się nawzajem mece-
nasie, doktorze, hrabio.

Salon tworzył swoją etykietę z proszę, przepraszam, panie hra-
bio, panie doktorze, a jarmark swoją. Przepychając się wśród wozów,
cieląt, świń i straganów, otrząsając z buta gówno czy wyciągając bat
z oka, używało się innych form grzecznościowych, typu: ty głupi
goju, ty myszygene, ty szmoku, ty parchu, ty czubaryku, ty bucu, ty, ty.

Na samym dole, jak zawsze, była biedota. Robotnicy kontrak-
towi, sezonowi, rolni, parobcy, woźnice, pomocnicy, służący/służą-
ce, żebracy. Ich jedynym celem było - nie być głodnym i przeżyć.

Owa grupa społeczna, zazwyczaj pomijana i niesłusznie
lekceważona przez wszystkich, także przez historyków, odgrywała,

I. ZA AUSTRII

*

moim zdaniem, od wieków rolę najważniejszą, rolę niejako rasowe-
go, biologiczno-genetycznego katalizatora. Wśród niej bowiem ro-
dziło się dość dużo dzieci. Nie zawsze chcianych czy ślubnych, ale
za to dorodnych. Nikt się też nie dziwił, skąd w rodzinie Aarona
pojawiło się jasne chłopię z niebieskimi (jak Jaśkowe furmanowe)
oczkami lub w rodzinie zacnego gospodarza czarnowłosa i ciem-
nooka dziewczynka, podobna na dodatek do biednego, ale jakże
przystojnego Mońka-blacharza.

Blondaska obrzezywano, czarnulkę chrzczono i życie toczyło
się swoim torem. Czy był czas na roztrząsanie takich drobiazgów?
Zresztą, po co roztrząsać? Jaki by to miało cel?

Na tym poziomie nikt nie prowadził dyskusji o wielkiej
polityce, o różnicach rasowych i wyznaniowych. Co prawda
przewodnicy duchowi starali się tłumaczyć sytuację, ale ponieważ
to i tak zgadzało się z zastanym boskim porządkiem, wszyscy byli
szczęśliwi. Żyd - że jest Żydem; za nic by nie oddał swego żydostwa.
Uważał się za potomka Dawida, syna Narodu Wybranego. Umiał
czytać i pisać, znał Torę i Talmud. Gdzież tam mu się równać do
takiego ciemnego Polaka, niewiele różniącego się od inwentarza,
który hodował, bijącego swoją babę i bachory, żrącego trefną
kiełbasę i upijającego się do nieprzytomności.

Polak cieszył się, że jest Polakiem, a nie Żydem. Był kato-
likiem, modlił się w tym samym kościele co dziedzic, starosta.
To on był panem tej ziemi, kmieciem - nie tam jakiś przybłęda
Żydek, wypędzony - i słusznie - z Ziemi Świętej za straszliwy
grzech odrzucenia Zbawiciela. Za straszne słowa samopotępie-
nia starszyzny żydowskiej - wedle Ewangelii: „Krew Jego na nas
i na syny nasze”- musi pokutować. Za ojce swoje musi ubierać
się w śmieszne chałaty, tałesy, nosić brodę, jeść śledzie, śmierdzieć
czosnkiem i mieć stado rozwrzeszczanych bachorów, które zamiast
paść krowy, drą się w haderze cały dzień. No i co by taki nie robił,
i tak wyląduje w końcu w piekle.

Spotwarzona przeszłość.

#             

Ustalony porządek rzeczy, Żyd - Żydem, Polak - Polakiem,
Rusin - Rusinem, tak jak kobieta jest kobietą, a mężczyzna -
mężczyzną. Co prawda dochodziło czasami do zadrażnień, ale
nigdy zatargi takie nie powstawały oddolnie. Zawsze znalazł się
albo nadgorliwy ksiądz, albo rew czy pop, albo jakiś inny aka-
demik i mieszali ludziom w głowach. Dlatego też lud wiedział,
że po dopuszczeniu się pospolitego wykroczenia sięgać trzeba
do wzniosłych usprawiedliwień. „Pobiłem Żyda, bo ukrzyżował
Chrystusa” - a co? Miał się przyznać przy wszystkich w sądzie,
że pobity Moniek chciał go zastąpić przy pomaganiu pani sędzi-
nie w „rozpalaniu pieca”?

Nikt z „normalnych” ludzi nie pamiętał od kiedy w Rymano-
wie mieszkali Żydzi. Wiedzieli to natomiast ksiądz i rabin, ale kto
by tam im o takie rzeczy głowę zawracał? I nikt z „normalnych”
ludzi nie pamiętał, aby te dwa światy mieszały się ze sobą w jaki-
kolwiek inny sposób niż dopuszczony boskim prawem, krewkością
lędźwi, czyli ustalonym porządkiem rzeczy.

Dwa światy obce kulturowo i religijnie (z upływem wieków
coraz mniej różne antropologicznie), ale za to oddzielone językiem,
pismem, obyczajem, a przede wszystkim wzajemną tolerancją
i poszanowaniem odrębności, poszanowaniem prywatności.
Egzystowały te światy obok siebie jak oliwa z wodą. Na jarmarku
mieszały się tak, że nie można było rozróżnić, co jest co. Po jar-
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin