5. Siła protektora - J. L. A.pdf

(2796 KB) Pobierz
Mówi się, że jeśli życie daje ci cytryny, powinieneś zrobić lemoniadę.
Jednak gdy życie daje ci wkurzonego boga, który chce cię dopaść,
przygotuj się na wojnę, mając nadzieję na raj
– Alex (Alexandria) Andros
CHOMIKO_WARNIA
Rozdział 1
Czucie wróciło najpierw do stóp, później do nóg. Skóra zaczęła mrowić, przez co
zacisnęłam palce. Nadal czułam w ustach słodycz nektaru. Ciało bolało mnie, jakbym ukończyła
triatlon i pojawiła się na mecie jako ostatnia.
Albo jakby jeden bóg skopał mi tyłek, a inny go połatał.
Tak czy inaczej…
Ruch obok mnie sprawił, że zbliżyłam się do czegoś ciepłego i twardego. Wydawało mi
się, że usłyszałam swoje imię, ale brzmiało, jakby wołano mnie z drugiego końca świata.
Poruszałam się z prędkością trzynogiego żółwia, więc minęła dłuższa chwila, nim
otworzyłam oczy, minimalnie unosząc powieki. Kiedy wzrok przywykł do słabego światła,
rozpoznałam żółte ściany i wszystkie tytanowe wykończenia pomieszczenia w internacie szkoły
w Południowej Dakocie, tego samego pokoju, w którym spędziłam z Aidenem wiele czasu bez
snu, zanim Dominic przyniósł wieści o ocalałych z Boskiej Wyspy. Wszystko się wtedy
zmieniło, a wydawało się, że miało to miejsce lata temu.
Wielki ciężar osiadł na mojej piersi, przyciskając ją aż do kręgosłupa. Dominic nie żył.
Tak samo jak dziekan i jego strażnicy. Była to sprawka Aresa, który udawał instruktora
Romviego. Przez cały ten czas wróg czaił się wśród nas. Moja niechęć do niego była legendarna,
zanim odkryłam, kim naprawdę jest. A teraz? Nienawidziłam go każdą komórką mojego
apolionowego jestestwa. Jednak mój wstręt do Romviego, Aresa, czy jak ten dupek się nazywał,
się nie liczył. Tak wielu zginęło, a bóg wojny wiedział, gdzie przebywałam. Co powstrzymywało
go przed powrotem? I przed zabiciem jeszcze większej liczby osób?
Ponownie usłyszałam swoje imię, ale tym razem głośniej i wyraźniej, jakby
wypowiadający je znalazł się bliżej. Obróciłam się w kierunku dźwięku i otworzyłam oczy.
Kiedy ponownie je zamknęłam? Byłam jak nowo narodzony kociak, czy coś w tym stylu.
Daimony w całym kraju drżały ze strachu. Boże, ależ byłam beznadziejna.
– Alex.
Moje serce zgubiło rytm, po czym przyspieszyło, gdy rozpoznałam głos. Ach, znałam go.
Znały go moje serce i dusza.
– Otwórz oczy, Alex. No dalej, kochanie, otwórz oczy.
Naprawdę chciałam to zrobić, ponieważ dla niego zrobiłabym wszystko. Walczyłabym
z hordą półkrwistych daimonów. Wmieszałabym się w konflikt z furiami. Złamałabym
kilkanaście zasad dla jednego zakazanego pocałunku. Ale czy otworzyłabym oczy? Najwyraźniej
to było zbyt wiele.
Ciepłą silną dłonią objął mój policzek. Dotyk był inny niż mamy, ale równie mocny
i boleśnie czuły. Dech ugrzązł mi w gardle.
Aiden pogłaskał kciukiem moją żuchwę w ten cudownie znajomy sposób, przez co
zachciało mi się płakać. Właściwie powinnam zacząć szlochać, ponieważ nie mogłam sobie
wyobrazić, przez co przeszedł, gdy zostałam zamknięta z Aresem w gabinecie. Jeśli się nad tym
zastanowić, powinnam się wzruszyć, gdy zobaczyłam mamę. Czułam wilgoć w oczach, ale łzy
nie płynęły.
– Już dobrze – powiedział ochryple, wyczerpany z nadmiaru emocji. – Apollo mówił, że
potrzeba czasu. Poczekam, ile będzie trzeba. Będę czekał wiecznie, jeśli będę musiał.
Te słowa sprawiły, że moje serce związało się w mocny supeł. Nie chciałam, by Aiden
czekał nawet sekundę, a co dopiero całą wieczność. Pragnęłam – nie – musiałam go zobaczyć.
Musiałam mu powiedzieć, że było dobrze, bo było, prawda? No dobra, może nie do końca, ale
chciałam złagodzić stres w jego głosie. Chciałam poprawić mu nastrój, ponieważ nie mogłam
pomóc mamie i wiedziałam, że sobie też nie zdołam.
Częściowo czułam się pusta.
Martwa.
No właśnie, czułam się martwa w środku.
Frustracja, niczym kwas, zalała moją krew. Zacisnęłam palce na miękkiej pościeli
i westchnęłam głęboko. Mój towarzysz znieruchomiał, jakby wstrzymywał oddech i czekał,
następnie odetchnął drżąco.
Serce mi się ścisnęło.
Na bogów, nie wymagano ode mnie chodzenia po linie, a jedynie otwarcia oczu.
Frustracja szybko przeszła w gniew – głęboką wściekłość, która smakowała goryczą.
Moje serce przyspieszyło i wtedy zdałam sobie sprawę z obecności sznura. Nie było go na
Olimpie, ale wrócił. Początkowo go nie czułam, bo docierał do mnie tylko ból mięśni i kości, ale
sznur łączący mnie z Pierwszym wibrował jak milion pszczół i nasilał się stale, aż mogłabym
przysiąc, że widziałam w mojej głowie, jak bursztynowy miesza się z niebieskim.
Seth?
Odpowiedź nie nadeszła w postaci myśli czy uczuć, ale jako przypływ energii tak czystej,
że przypominała piorun. Wlała się we mnie siła, gwałtowny przypływ witalności dotarł do
każdego zakończenia nerwowego. Wzmocniony został każdy dźwięk w pomieszczeniu. Mój
własny oddech – teraz nieco równiejszy – jak i głęboki, powolny oddech chłopaka obok mnie.
Drzwi otworzyły się i zamknęły na korytarzu. Słyszałam przytłumione, ale wyraźne głosy. Moja
skóra ożyła. Glify przesuwały się po całym ciele.
Nie rozumiałam tego, ale wiedziałam, że Seth pożyczał mi swoją moc, jak zrobił to
w Catskills, gdy po raz pierwszy walczyłam z furiami. Twierdził, że nie wiedział, co się stało,
zwalił to na karb adrenaliny, ale przecież… przecież kłamał na temat tak wielu rzeczy.
Teraz jednak mi pomagał, co nie miało sensu, skoro łatwiej mu było poradzić sobie ze
mną w tym stanie, ale nie zamierzałam zaglądać darowanemu koniowi w zęby.
Uniosłam powieki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin