Marek Stelar - Ukryci.pdf

(1509 KB) Pobierz
I
UPROWADZENIE
1
– Dasz się wyciągnąć czy jednak zostajesz w aucie?
Popatrzyła na syna, jedyną bliską osobę, jaka jej jeszcze pozostała na tym
świecie. Piotrek, nie odrywając wzroku od smartfona, pokręcił głową.
– Mięczak – powiedziała ciepłym głosem, żeby wiedział, że żartuje.
Wiedział, ale i tak nie chciała ryzykować. W jego wieku wystarczy jedna
mała iskra, żeby wybuchł pożar. A  w sytuacji, w  jakiej się znajdował,
czasem nie trzeba było nawet iskry i rozumiała to. Jej było ciężko, ale choć
tkwili w tym razem, jemu z pewnością było bez porównania ciężej.
– Uhm – potwierdził obojętnie.
– Skoczę najpierw do drogerii. – Wskazała przez szybę wielki, różowy
kaseton na budynku stojącym przy sklepowym parkingu. – Potem załatwię
Lidla. Chcesz coś specjalnego?
– Nie – odparł. – Albo wiesz co...? Kup mi piwo.
– Za trzy lata sam sobie kupisz, cwaniaku. – Uśmiechnęła się. – Na
pewno nie dasz się namówić?
Westchnął i spojrzał na nią tym swoim melancholijnym wzrokiem.
– Nawet jeśli zapytasz jeszcze sto razy, to odpowiedź za każdym razem
będzie taka sama, okej?
– Okej, okej. – Machnęła ręką i  sięgnęła do klamki. – Gdyby coś się
działo, dzwoń.
– Co ma się dziać? – Teraz w jego oczach było niebotyczne zdumienie.
Zmierzwiła mu włosy, a  on odsunął się lekko i  odruchowo poprawił
grzywkę. Poczuła w  sercu niewielkie ukłucie. Jej mały chłopiec odszedł
w  niebyt, spontaniczne przytulanie i  ciepłe gesty też, zamiast chłopca
w  domu miała już prawie mężczyznę, a  świadomość, że kiedyś odejdzie,
jak jego ojciec, bolała jak cholera. Tylko że w przypadku Piotrka to będzie
naturalne. Bolesne dla niej, ale naturalne. I tak mogła się cieszyć, że zdoła
to zrobić, bo jest silny.
Wysiadła z  samochodu i  zatrzasnęła drzwi. Obrzucając samochód
ostatnim spojrzeniem, ruszyła w  kierunku kilkunastopiętrowego budynku,
w  którego przyziemiu mieściły się lokale usługowe. W  drogerii wzięła
koszyk, zapakowała go kosmetykami, które akurat jak na złość skończyły
się hurtowo. Zatrzymała się przy regale z  perfumami. Akurat była
promocja na wodę toaletową i  pomyślała o  synu. Z  higieną nie było
problemu, jednak nie dbał za bardzo o to, co ponad to, a ona uważała, że
najwyższy czas zacząć to robić. Z powodu sytuacji, w jakiej się znajdował,
nie przypuszczała, żeby dziewczyna przytra ła mu się jakoś szybko, lepiej
jednak dmuchać na zimne. Wybrała wodę w  małym opakowaniu
i  przeliczając budżet z  uwzględnieniem tego zakupu, ruszyła do kasy.
Młoda kobieta za kontuarem rzuciła uprzejme „dzień dobry”, spojrzała jej
w  twarz, a  potem przeniosła wzrok na jej włosy: rude, grube i  kręcone,
których nienawidziła w dzieciństwie, a których teraz zazdrościła jej niemal
każda znajoma i  koleżanka. Przyzwyczaiła się do tych spojrzeń i  chociaż
dziewczyna przed nią na swoje włosy nie mogła narzekać, to jednak w jej
oczach widać było co najmniej uznanie.
Podstawiła telefon z  kodem w  aplikacji i  zapłaciła, z  kieszeni bojówek
wyciągnęła anużkę, rozwinęła ją i  zapakowała wszystko do środka. Kiedy
przechodziła przez parking niedaleko swojego ata, zerknęła w jego stronę,
zastanawiając się, czy nie zostawić siatki, ale uznała, że to opóźni wszystko
o kilka minut, bo pewnie nie powstrzyma się, żeby pogadać jeszcze chwilę
z Piotrkiem. Dalsze próby wyciągnięcia go na zakupy były bezcelowe, więc
uznała, że załatwi od razu spożywkę i będzie miała spokój.
W sklepie spędziła jakieś dwadzieścia minut. Listę zakupów miała
w  głowie, zresztą nie była długa, ale klientów obsługiwała tylko jedna
tradycyjna kasa, a samoobsługowe były oblężone. Kiedy wreszcie wyszła na
parking, odetchnęła z ulgą. Zaczęło lekko mżyć, więc przyśpieszyła kroku.
Kiedy podeszła do auta, zobaczyła, że miejsce pasażera jest puste. To
jeszcze nie wzbudziło jej podejrzeń, bo może Piotrek jednak zdecydował się
gdzieś wyskoczyć, może się nawet minęli, choć nie miała pojęcia, jak
mogłaby go nie zauważyć. Podeszła do tyłu samochodu, żeby schować
siatkę z  zakupami do bagażnika. Szczęknął zamek, pociągnęła klapę do
siebie, a  kiedy otworzyła je na pełną szerokość i  zobaczyła koło
z plastikową osłoną, na której szczerzył zęby Diabeł Tasmański z kreskówki
Zwariowane melodie, serce zatrzepotało jej z  niepokoju. Chwilę później
niepokój zmienił się w przeraźliwy strach.
To było przecież niemożliwe.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin