Witwicki Wł. Wstęp i objaśniena do Platona Teajtet.txt

(91 KB) Pobierz
PLATON
TEAJTET
PRZEŁOŻYŁ, WSTĘPEM, OBJAŚNIENIAMI 1 ILUSTRACJAMI
OPATRZYŁ
WŁADYSŁAW WITWICKI

WSTĘTP.
Djalog p. t. Teajtet zaliczają do średniego okresu twórczości Platona. Kiedy mógł powstać, tego się można z pew-nem prawdopodobieństwem domyślać z pewnych szczegółów jego rozdziału pierwszego. W tym rozdziale, w rozmowie wstępnej, mówi się o bitwie pod Koryntem, gdzie Teajtet odniósł ciężkie rany. Jest tam również wzmianka o tern, że rozmowa główna miała się odbyć w czasach, gdy Teajtet był jeszcze bardzo młody. Można więc przypuszczać, że chodzi o bitwę pod Koryntem z roku 368 przed Chr., w której Ateń-czycy pod wodzą Chabriasa ponieśli klęskę, walcząc z Tebanami. W takim razie musiałby nasz djalog powstać więcej, niż w trzydzieści lat po śmierci Sokratesa. Przynajmniej jego rozdział pierwszy.
Platon szuka w tej pracy odpowiedzi na pytanie, czem właściwie jest wiedza. Pytanie bardzo żywe w owych czasach. Wiadomo, że sofiści nie uznawali wiedzy jednej — prawdziwej, a więc
i obowiązującej dla wszystkich. Protagoras uczył, że każdy ma swoją prawdę, to znaczy: swoje osobiste mniemanie na równych prawach z mniemaniami innych ludzi. Mniemania różnych osób mogą być sprzeczne z sobą nawzajem i różnią się nie tern, że jedne są prawdziwe, a inne fałszywe, albo jedne bliższe prawdy, a inne od niej dalsze, tylko tem, że jedne zwyciężają, a inne upadają w walce. Wielu publicystów podpisze i dziś to samo stanowisko.
Gorgiasz uczył, że poznanie rzeczywistości, a więc osiągnięcie prawdy, jest wogóle niemożliwe. Szerzył się wśród publiczności czytającej i dyskutującej sceptycyzm, czyli wątpienie w to, żeby wogóle można osiągnąć wiedzę, czyli pewien zbiór twierdzeń prawdziwych w jakiejkolwiek dziedzinie. Szerzył się subj ektywizm, czyli to przekonanie, że prawdy, obowiązującej wszystkich ludzi, niema wogóle, a każdy ma „prawdę” swoją własną, na własny użytek. W rzeczywistości wszystko jest płynne — mówił niegdyś Heraklit — podobnie j est i w poznaniu ludzkiem. Tak sądzono. I dziś myśli tak wielu literatów i polityków.
Platoński Teajtet zwalcza te stanowiska. Dwie trzecie djalogu to polemika z Protagorasem i z uczniami Heraklita. Dopiero część ostatnia zmierza do sformułowania stanowiska pozytywnego, które Platon sam wyznaj e.
Pierwszy rozdział zawiera rozmowę wstępną między Euklidesem i Terpsionem, obywatelami Megary, niegdyś bliskimi znajomymi Sokratesa.
Euklides był mistrzem, znanej z historji filozofji, szkoły megarejskiej. Spotykają się, być może, na ulicy w Megarze i wstępują do domu Euklidesa, aby tam posłuchać djalogu, który Euklides miał oddawna gotowy w swoim rękopisie. Djalog miał sobie spisać Euklides na podstawie świeżych wspomnień i miał go samemu Sokratesowi przedkładać do korekty. Jeżeli kiedy mógł być czas na te korekty, to chyba tylko w ostatnich dniach życia Sokratesa, bo ostatni rozdział rozmowy głównej świadczy, że się ta rozmowa miała odbyć już w wi-Iję znanego djalogu z Eutyfronem w Portyku Króla.
Wszystko to razem wygląda dość nieprawdopodobnie. Odkryty z początkiem XX wieku papy-rus zawiera starożytny komentarz do Teajteta*). Jest w tym komentarzu podana informacja, że istniał inny jeszcze wstęp do naszego djalogu. Scena, zawarta w tym wstępie, miała się zaczynać odra-zu w domu Euklidesa. Być może więc, Platon sam zmienił z czasem pierwszy rozdział djalogu, przeniósł akcję na ulicę w Megarze i zamieścił w nim słowa, pochlebne dla Teajteta dojrzałego, a nie tylko młodzieńca, który się swojego czasu tak bardzo podobał Sokratesowi.
OBJAŚNIENIA.
4 esteśmy w Megarze na ulicy. Jest chyba rano, I skoro można liczyć na spotkanie znajomych I na rynku. Matematyk Euklides idzie przygnę-X biony niedawnym widokiem niedobitków z pod Koryntu i natrafia na dobrego znajomego, Terpsiona. W rozmowie padają odrazu słowa pochwały pod adresem wspólnego znajomego, Te-ajteta. Widać, że go ludzie znają, cenią wysoko i lubią nietylko w Atenach. Sokrates zachwycał się też przed trzydziestu laty jego naturą i urodą, bo jedno i drugie znaczy wyraz „fysis”, użyty w tem miejscu. Poręczenie wiarygodności djalogu, zawarte we wzmiance o korekturach, pochodzących od samego Sokratesa, nie brzmi poważnie — podobnie jak rzekome autorstwo Euklidesowe, i przyznanie się do kłopotów stylistycznych, które go nibyto zmuszają do formy scenicznej djalogu. Ostatnie słowa rozdziału padają najwidoczniej już w domu Euklidesa, bo on na pewne zwoju ze sobą nie nosił pod himatjonem.
Wielkie pochwały pod adresem Teajteta; trudno wiedzieć, czem właściwie usprawiedliwione. Miał to być syn zamożnych rodziców z Euboi, z Sunion. Wcześnie stracił ojca a opiekunowie rozdrapali jego majątek odziedziczony. Tyle o nim wiadomo z djalogu. Pozatem nic z nikąd więcej. Tu, w rozmowie, potakuje Sokratesowi z beznamiętną wytrwałością i nie objawia nigdzie bystrości ponadprzeciętnej, jeżeli mu Platon niespodzianie własnych myśli wypowiadać nie każę. Trudno dostrzec w nim prawie aż do końca djalogu te nadzwyczajne zalety, o których słyszymy w pierwszych rozdziałach. Być może, wydawało się Platonowi, że, nawet bezkrytyczne najczęściej, potakiwania tak bardzo pochwalonego chłopca dodadzą większej siły sugestywnej słowom Sokratesa. W każdym razie postać Teajteta wypada w djalogu blado i robi nam pewien zawód po ustępach panegirycznych na początku.
Port Megary nazywał się Nisaja i łączył się z miastem długiemi murami podobnie, jak Pireus z Atenami.
Erineon to miejscowość attycka nad rzeczką Kefissos.
Osoby tego rozdziału już nie wracają w djalogu. Rozdział jest widocznie doklejony.
Teodor z Kyreny w Afryce to sławny matematyk grecki, który na starość mieszkał w Atenach i żył w przyjaźni z Sokratesem.
W pierwszych słowach daje do zrozumienia półżartem, że liczy się z konwenansem i dba o opi-
nję. Nie chciałby, żeby go posądzano o miłostki z młodymi ludźmi, a romanse homoseksualne są tak pospolite wśród inteligencji ateńskiej, że wystarczy dobrze mówić o przystojnym chłopcu, a już się może wyglądać na zakochanego. Podobnie, jak dziś o dziewczynie.
Widać, że Sokratesa młodzież dobrze zna w Atenach, skoro Teodor nie musi Teajtetowi w żaden sposób uzasadniać i tłumaczyć, po co i do kogo zaprasza go w tej chwili na rozmowę. Widać też, że ze sportowcami w Atenach można było wieczorem rozmawiać o istocie wiedzy i nie zasypiali. Trudno byłoby dziś znaleźć taki instytut wychowania fizycznego. Sokrates, widocznie uśmiechnięty, słusznie sądzi, że nie należy bezkrytycznie ulegać ocenom człowieka, o którym się nie wie, czy jest przygotowany do wydawania pewnego rodzaju ocen. Słuszna byłaby zasada jeszcze ostrożniejsza, że nigdy wogóle i żadnym ocenom nie należy ulegać bezkrytycznie, tylko sobie zawsze własną ocenę wyrabiać. Warto jednak zauważyć, że dziś np. czytelnicy gazet i tygodników literackich zgoła nie pytają recenzentów i krytyków o ich kwalifikacje do wydawania ocen estetycznych. Jedyną kwalifikacją do krytyki współczesnej jest protekcja redaktora, który artykuły przyjmuje — co najwyżej styl sugestywny, dowcip. Powszechnie wiadomo, że o obrazach można pisać z powodzeniem, choć się nie umie głowy narysować z modela, a niejeden popularny krytyk literacki nigdy sam żadnej powieści ani wiersza nie napisał i przed nikim
nigdy nie dowodził, że wie, jakim metrem należy mierzyć dzieła sztuki. Mimo to, mierzy je spokojnie i publicznie te pomiary ludziom do wierzenia podaj e. Zatem stosunki współczesne na polu krytyki to są dzikie pola w stosunku do tego, czego w tem miejscu chce od krytyków Platon przez usta Sokratesa.
Inna rzecz, że w stosunku do Teodora Sokrates jest tutaj dziwnie pobłażliwy i odstępuje od własnej zasady. Bo nie widać, jakim sposobem matematyczne zainteresowania Teodora, a choćby astronomiczne, mają go kwalifikować do oceniania dusz ludzkich ze względu na mądrość i dzielność. Być może więc, jest to tylko pewien objaw ogólnego uszanowania w stosunku do Teodora, jeśli Sokrates pragnie wziąć jego ocenę pod baczną rozwagę i skontrolować ją własnemi spostrzeżeniami.
Cała ta zachęta uprzejma pod adresem Teaj-teta jest tylko pozorem. Naprawdę wcale nie będzie szło w treści djalogu o rozwinięcie zalet umysłowych młodzieńca, o sprawdzenie opinji Teodora — to są tylko takie dekoracyjne wprawki psychologiczne. Platon miał jeszcze żyłkę sceniczną i dawał jej upust tu i ówdzie.
Mądrość znaczy u Sokratesa tyle, co wiedza, wiedza zaś to istotna cecha mędrca. Chodzi o to, czem jest wiedza. Temu właśnie zagadnieniu poświęcony jest djalog.
My dziś najpewniej nie uważalibyśmy za jedno i to samo mądrości i wiedzy. Wiedza, jako ce
cha człowieka, wydaj e się nam dziś chyba tem samem, co erudycja, zapas wiadomości — wszystko jedno, czy ktoś potrafi te wiadomości stosować, czy nie potrafi, czy ma zdrowy sąd o rzeczach, o tych nawet, o których się nie uczył z książki, czy go nie ma. Wiedza to jest mniej, niż mądrość. A mądrość to będzie coś więcej, niż wiedza. Mądry potrafi rozejrzeć się w swych dobrze uporządkowanych, jasnych wiadomościach i stosować je do ma-terjału nowego, nieznanego mu przedtem, jest krytyczny i bystry, umie sprawnie operować tem, co wie, zaczem nie ulega pozorom, sięga w głąb, umie dostrzec i to, co ukryte. Do tego wszystkiego wiedza sama nie wystarcza, choć jest do tego potrzebna. Znamy głupich ludzi o niesłychanej erudycji i znamy ludzi mądrych o wiedzy mniejszej, choć niema człowieka mądrego bez wiedzy, choćby elementarnej. U Platona mądrość i wiedza są w tem miejscu synonimami. Miał, widocznie, na myśli ludzi inteligentnych i ruchliwych umysłowo już z urodzenia. Ci, istotnie, zdobywając wiedzę w jakiejś dziedzinie, stają się w niej zarazem mądrzy.
Powiedzieć, że ludzie mądrzy są mądrzy mądrością, to jest pusty platonizm; zabawka słowna i pozór tylko jakiejś informacji. Ktoby tyle tylko wiedział o mądrości i o ludziach mądrych, tenby nic właściwie o nich nie wiedział — umiałby tylko przymiotn...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin