Zana- kobieta -homo-primigenius.docx

(130 KB) Pobierz

Zana - „dzika kobieta”

PIĄTEK, 25 PAŹDZIERNIKA 2013


https://www.infra.org.pl/images/stories/demo/ufo/fot10/burc1zana.JPG
Pod koniec XIX w. na cmentarzu we wsi Tkhina w Abchazji pochowano Zanę - „dziką kobietę” - umięśnione i owłosione stworzenie złapane wiele lat wcześniej przez myśliwych. Sprzedana na dwór lokalnego arystokraty, wędrowała z rąk do rąk. Oswojona przez właściciela majątku Tkhina, wykorzystywana była do prac domowych. Zana nie była człowiekiem. Jej masywna sylwetka, niskie czoło, owłosione ciało i czerwone oczy wskazywały, że należy do bliżej nieokreślonego  gatunku hominidów. W latach 60-tych XX w. radzieccy uczeni natrafili na ludzi, którzy pamiętali to dziwne stworzenie. Wstrząsnęły nimi relacje, iż Zana urodziła kilkoro pół-ludzkich dzieci…

____________________

Igor Burcew

W Abchazji, na Zachodnim Kaukazie, reliktowe hominoidy nazywane są abnauaju. W 1962 r., podczas zbierania relacji na ich temat, zoolog prof. Aleksander Maszkowcew natrafił na historię o Zanie, którą zajmował się potem słynny badacz zagadnienia „śnieżnych ludzi”, Borys Porszniew (1905-1972), od którego pochodzą wszystkie zaprezentowane poniżej informacje.

Zana była samicą abnauayu, którą schwytano i oswojono w jednej z górskich wiosek. W momencie, gdy zjawili się w niej badacze, nadal żyli ludzie, którzy doskonale ją pamiętali. Ciało „dzikiej kobiety” złożono na cmentarzu niedaleko wsi Tkhina, w dystrykcie oczamczyrskim, prawdopodobnie w latach 80-tych lub 90-tych XIX w.

Nie wiadomo dokładnie, jak doszło do jej pojmania. Według niektórych, nie było to przypadkowe. Po schwytaniu szamocące się stworzenie miało zostać związane, zakneblowane i przymocowane do pnia. Sprzedana księciu D. M. Achbie - tytularnemu władcy regionu Zaadanu, przechodziła później z rąk do rąk, trafiając najpierw do jego wasala zwanego Czelokua, a następnie do szlachcica Edgiego Genaby, który zabrał ją zakutą do swojej posiadłości we wsi Tkhina nad Mokwą, 78 km od Suchumi.

https://www.infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/fot19/zana1.jpg

Zana okiem rysownika (autor nieznany).

Stworzenie, zamknięte początkowo w klatce, budziło strach do tego stopnia, że nikt nie chciał go karmić. Zana wygrzebała sobie dziurę w ziemi, w której spała przez pierwsze 3 lata, stając się coraz łagodniejsza. Potem przeniesiono ją do zadaszonej wiklinowej zagrody, gdzie „dziką kobietę” trzymano początkowo spętaną, ale po czasie pozwolono jej swobodnie poruszać się po obejściu. Zana nigdy jednak nie oddalała się od miejsca, do którego zwykle przynoszono jej jedzenie. Nie mogła znieść temperatur pokojowych i przez cały rok spała na zewnątrz.

Świadkowie opowiadali, że gdy rzucali w nią patykami, z wściekłością chwytała jej i wyjąc szczerzyła zęby. Jej skóra miała być czarna lub ciemno-popielata, a całe ciało pokryte rudo-czarną sierścią. Włosy na jej głowie były rozczochrane i grube, spadając na plecy niczym grzywa.

Zana nie potrafiła mówić i nie nauczyła się ani jednego słowa podczas dekad spędzonych między ludźmi. Wydawała z siebie jedynie nieartykułowane dźwięki i pomruki, a kiedy była zdenerwowana, krzyczała. Reagowała za to na swoje imię, wykonywała komendy dawane jej przez właściciela, którego uniesionego głosu wyraźnie się bała. Była stworzeniem niezwykle muskularnym i wysokim, z wydatnymi piersiami i pośladkami oraz palcami, które były grubsze i dłuższe niż u człowieka.

Z opisów przekazanych Maszkowcewowi i Porszniewowi przez żyjących świadków wynikało, że największe przerażenie wzbudzała twarz Zany - szeroka, z wysokimi kościami policzkowymi, płaskim nosem, potężnymi szczękami, szerokimi wargami skrywającymi wielkie zęby i wysokim czołem. Jej oczy miały dziwaczny czerwonawy odcień. Charakterystyczny był też wyraz jej twarzy - nie ludzki, a czysto „zwierzęcy”. Niekiedy spontanicznie wybuchała śmiechem, obnażając uzębienie, przy pomocy którego kruszyła bez problemu orzechy.

Przez lata jej stan nie zmieniał się: jej sierść nie siwiała, zęby nie wypadały i nie pogarszała się kondycja fizyczna. Miejscowi mówili o niesamowitych możliwościach Zany, która ponoć potrafiła prześcignąć konia, a jedną ręką podnosiła 80-kilogramowy worek z mąką, który nosiła ze młyna do wsi. Doskonale wspinała się na drzewa po owoce. Jadła cokolwiek jej dano, łącznie z mięsem, zawsze też z wielką żarłocznością. Lubiła też wino, jednak wpadała po nim w długi sen.

Zana przesiadywała w bajorze razem z wołami, a nocami wychodziła na pobliskie wzgórza. Do obrony przed psami używała potężnych kijów. Opowiadano też o jej „zainteresowaniu” kamieniami, którymi o siebie uderzała i które rozpoławiała.

„Dzika kobieta”, choć ofiarowano jej odzież, chodziła nago. Mało kiedy wpuszczano ją do domu właściciela, ponieważ bały się jej kobiety. Kiedy Zana była rozdrażniona wyglądała groźnie i ponoć mogła ugryźć, choć Edgi Genaba wiedział jak nad nią zapanować. W Tkhinie dorośli straszyli nią dzieci, choć ta nigdy nie wyrządzała im krzywdy. Zanę nauczono podstawowych czynności: noszenia drewna na opał, wody ze studni oraz transportowania worków.

https://www.infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/fot19/kwit1.jpg

Chwit Sabekia - według relacji, ostatni syn Zany, zmarły w 1954 r. Rosyjskim badaczom udało się również odszukać dalszych krewnych legendarnej „dzikiej kobiety".

Ku swojemu zdumieniu i przerażeniu badacze dowiedzieli się od miejscowych, że „dzika kobieta” miała ludzkie potomstwo (kwestię ojcostwa lepiej przemilczeć). Dla genetyków była to wyjątkowa okazja, by zbadać zagadkę reliktowych hominoidów. Wiadomo, że kilkakrotnie zachodziła w ciążę i rodziła bez niczyjej pomocy. Noworodki obmywała w strumieniu, a te, które nie przeżywały owego „chrztu”, umierały.

Miejscowi odbierali jej żyjące dzieci, które następnie wychowywali. Były to dwie córki i dwaj synowie, z których wszyscy wyrośli na normalnych ludzi w pełni władz umysłowych. Mówiono co prawda, że odziedziczyli pewne dziwaczne cechy, jednak z tego, co udało się ustalić, potomstwo Zany było w pełni zdolne do życia społecznego.

Najstarszy syn nosił imię Dżanda, zaś córka Kodżanar. Drugą córkę nazwano Gamasa, a najmłodszego, zmarłego w 1954 r. syna, Chwit. Wszyscy z nich założyli własne rodziny, emigrując z wioski. Pogłoski mówiły, że ojcem Gamasy i Chwita był sam Genaba, jednak w dokumentach figurują oni pod nazwiskiem Sabekia. Ustalono natomiast, że Zanę po śmierci pochowano w grobowcu Genabów, a jej dwoje młodszych dzieci wychowywała żona Edgiego.

Chwit i Gamasa byli masywnie zbudowani i mieli ciemną skórę, jednak nie odziedziczyli nic więcej z wyglądu Zany. Najmłodszy syn, który zmarł w wieku 65 lub 70 lat mieszkał w mieście Tkwarczeli, jednak pochowano go w rodzinnej wsi. Miejscowi uznawali go za odmieńca, choć cieszył się wielką siłą fizyczną i często wdawał się w bójki. Mimo że podczas jednej z nich stracił rękę, nadal był w stanie pracować w kołchozie jako kosiarz, a nawet wspinał się na drzewa.

W tym przypadku barwna historia była tylko jednym z elementów. Najważniejsze okazało się znalezienie grobu Zany, o czym tak pisał Porszniew: „We wrześniu 1964 r. archeolog W. S. Oriełkin i ja podjęliśmy pierwszą próbę zlokalizowania grobu Zany. Cmentarz był mocno zapuszczony i dało się jedynie odróżnić 10-letnią mogiłę Chwita. Od tego czasu nikogo tam nie pochowano.

Zana musiała gdzieś tu być. Popytaliśmy starych mieszkańców, w tym najstarszego przedstawiciela klanu Genaba, 79-letniego Kentona, który powiedział, że powinniśmy kopać pod drzewem granatu. Odkryliśmy tam szczątki jednego z dzieci Zany. Profil jego czaszki był zbieżny z anatomią dwóch jej żyjących potomków, których osobiście spotkałem.”

Za trzecim podejściem, w październiku 1965 r. udało się im znaleźć szczątki Gamasy. Zany wciąż nie udało się zlokalizować. Po śmierci Porszniewa, postanowiłem kontynuować poszukiwania. Kierowałem trzema kolejnymi ekspedycjami: w 1971, 1975 i 1978 r., z których każda to materiał na osobny artykuł. W tym czasie nie żył już ostatni potomek Genabów i nikt nie miał pojęcia, gdzie szukać. Przekopywanie zbocza przypłaciliśmy ogromnym wkładem sił, a ja przy okazji drugiej ekspedycji zapadłem na chorobę, nad którą lekarze rozkładali ręce. Nie udało nam się jednak znaleźć czaszki, która pasowałaby do relacji pozostawionych przez ludzi, którzy ją pamiętali.

https://www.infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/fot19/kwit.jpg

Czaszka Chwita (z lewej) w porównaniu z czaszką normalnego człowieka (fot. Archiwum Igora Burcewa).

Zdecydowaliśmy o ekshumacji czaszki Chwita, którego grób był dobrze widoczny. Towarzyszył mi w tym prof. N. Burczak-Abramowicz. Czaszkę zabrano do Moskwy, gdzie przebadali ją antropolodzy: M. A. Kołodiewa i M. M. Gierasimowa. Rezultaty badań opublikowano w 1987 r. Okazało się, że szczątki syna Zany - nazwane „czaszką z Tkhiny” - łączyły w sobie szereg cech ludzkich i pierwotnych i wywołały wielkie zainteresowanie wśród akademików.

Kołodiewa, która porównała jego cechy z budową anatomiczną innych mieszkańców Abchazji, wykorzystując do tego zbiory Instytutu Antropologii przy Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym, odkryła wiele różnic: „Część twarzowa jest znacznie większa w porównaniu z typem abchaskim. […] Czaszce z Tkhiny najbliżej pod względem budowy do neolitycznych czaszek znalezionych na stanowisku Wownigi II.”

Równie ciekawie brzmiały opinie Gierasimowej: „Czaszka jest niezwykle charakterystyczna i zawiera w swej budowie pewną dysharmonię: wydatna część twarzowa, dokładnie zarysowany kontur czaszki oraz specyficzne szczegóły (dotyczące otworów podbródkowych, dodatkowych kości oraz kostek Worma). Czaszka wymaga dodatkowych badań.”

Jeśli zatem idzie o przypadek Zany, zostały z niego jedynie relacje, choć twardy dowód w postaci czaszki jej potomka sprawia, że opowieści o „dzikiej kobiecie” stają się bardziej wiarygodne i intrygujące.
Autor: Igor Burcew
Grafika w nagłówku: Igor Burcew z czaszką Chwita / za: Archiwum Igora Burcewa
Więcej informacji w książce: D. Bajanow, In the Steps of Russian Snowman, 1996.
 

In the footsteps of the RUSSIAN SNOWMAN

In the Footsteps of the Russian Snowman. A Record of Investigation Compiled and Discussed by Dmitri Bayanov. Crypto-Logos, Moscow, 1996.

The book is a soft cover volume of 240 pages, illustrated with photographs, drawings and maps.

https://sites.google.com/site/kriptologos/_/rsrc/1295686897235/nasa-produkcia/specialnaa-literatura-na-anglijskom-azyke/in-the-footsteps-of-the-russian-snowman/In%20the%20footsteps-%D1%83%D0%BC.jpg?height=400&width=267

Here is the world’s first English-language book on the searches for the elusive relict hominoid (popularly known as the snowman) in the lands of the former Soviet Union. Dmitri Bayanov, the author of the book has combined reports by the most prominent Russian researchers into one volume. His book tells of the birth of hominology in Russia, brought about by the Snowman Commission of the Academy of Sciences and the Pamirs Expedition in 1958, by professor Porshnev's research and the subsequent activities of a permanent hominological seminar at the Darwin Museum in Moscow. The information is given in full detail, soberly discussed, arranged geographically, from the accounts of ancient and medieval travellers to the sighting reports of recent decades. Numerous observations of relict hominoids in the wild or in captivity include a case of interbreeding with humans.

The reader learns of fieldwork in the Caucasus, Tajikistan, Kazakhstan, Siberia, the European part of Russia and the Russian Far East, including cases of actual encounters with and observations of homins by the investigators. The book sheds light on the historical aspect of the matter, illustrated with pictures of ancient and medieval art. It also provides comparisons between North American and Russian evidence.

In the Footsteps of the Russian Snowman by Dmitri Bayanov. Moscow, Russia: Crypto-Logos, 1996. 239 pp. (paper). ISBN 5-900229-18-1. For availability, contact author at cryptologos@mtu-net.ru.

This volume brings together articles published in such obscure places as Bigfoot Co-op newsletters and adds some original material. Though the Soviet Union had been the first to mount an official search for "relict hominoids (or hominids)"the likes of yetis early lack of success led to a very difficult environment for the "hominologists" who wanted to continue the quest. Bayanov gives a brief overview of this history, and there is further detail in an included piece by Marie-Jeanne Koffmann.

The collection is organized regionally: Caucasus; Pamirs and Tien Shan; Siberia; European Russia; Russian Far East. The typical section begins with a survey of relevant folklore, followed by eyewitness accounts and occasional analytical commentaries. As is to be expected, the plausibility of the accounts varies, and they are not all mutually consistent in describing the creatures. Some detailsthe wearing of skins or tattered clothes, for examplesuggest that some accounts may refer to hermit or deranged human beings, perhaps especially where interbreeding has been alleged. There does exist a rare medical condition, congenital hypertrichosis terminalis ("wolfman disease"), in which the body is completely covered in hair.    "

At several places there are answers to questions often raised, even if only rhetorically, by "skeptics". Local indigenous people may see no reason to regard the existence of snowmen as particularly important or worth mentioning (p. 31), just as many Scots have regarded Loch Ness "monsters" just as a natural part of the environment and have been somewhat bemused at the fuss that foreigners make about them. Again, as Koffmann says, it is not a matter of beliefs: she took a long time, and much evidence, before concluding that these creatures exist (p. 38). A comment that the wildman's annual biological cycle is close to that of the brown bear reminded me of a similar remark about the coming of human beings into the Americas: "bears and humans have much the same ecological requirements" (Adovasio & Page, 2002: pp. 277-278). If there are Sasquatch or Bigfoot in North America, they must have migrated from Asiaas, we know, humans and other mammals did.

There are fascinating stories here, even incredible onesa term Bayanov himself uses, no doubt, in the same sense as I do when describing my colleagues in the Society for Scientific Exploration as highly intelligent and competent people who believe incredible things. But there are also convincing little details, like the eyewitness who, upon seeing the Patterson Bigfoot film, said that the creature he saw had walked in just that manner (p. 232). There are illustrations of frustrations rife in cryptozoology, for instance cameras that are forbidden or not used or do not work, or references to hair samples but no mention of how they were analyzed or with what result. An interesting organizational detail is that the Soviet Association of Cryptozoologists required members to give a written pledge not to use any methods that would endanger the life of a relict hominoid (p. 145). A by-the-way remark deserves much explication, that language was the key to cultural evolution beyond the stage of stone tools and fire (p. 226).

I found this book interesting and thought-provoking.

Henry H. Bauer

Professor Emeritus of Chemistry & Science Studies

Dean Emeritus of Arts & Sciences

Virginia Polytechnic Institute & State University

hhbauer@vt.edu www.henryhbauer.homestead.com

tłumaczenie Google;

Śladami ROSYJSKIEGO BAŁWANA

Śladami rosyjskiego bałwana. Zapis śledztwa skompilowany i omówiony przez Dmitrija Bajanowa. Krypto-Logo, Moskwa, 1996.

Książka ma 240 stron w miękkiej okładce, ilustrowana fotografiami, rysunkami i mapami.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin