Syzyfowe prace - moje streszczenie.docx

(43 KB) Pobierz

Stefan Żeromski: Syzyfowe prace - streszczenie GR

1.      s.5

4 stycznia w mroźny i wietrzny dzień pan Walenty Borowicz i pani Borowiczowa ze wzruszeniem odwożą swojego 8-letniego synka Marcina do szkoły początkowej w Owczarach. To obce miejsce dla chłopca. Ferdynand Wiechowski z żoną chwalą cel nauki: podpora i chluba dla rodziny. Marcinek poznaje pokoik i dziewczynkę Józię. Ojciec ustala leguminę, czyli opłatę w towarze. Nie stać ich na wynajęcie korepetytora, więc wysłali chłopca na naukę. Po pożegnaniu i odjeździe rodziców rozpaczał. Pobiegł za sankami. Czuł się straszliwie osamotniony.

Rano po śniadaniu pani nauczycielowa zaprowadziła go do izby szkolnej. Piotr Michcik pochwalił się czytaniem po rosyjsku. Wszedł nauczyciel, długo sprawdzał obecność. Potem Michcik czytał bajkę rosyjską i robił zadanie z mnożenia. Strasznie sylabizował uczeń Piątek. Inne dzieci prezentowały czytanie alfabetu rosyjskiego. Potem śpiewali rosyjską pieśń religijną. Pan Wiechowski przekrzykiwał dzieci.

2.        s. 18

Marcinek poczynił postępy w nauce: czyta, pisze i liczy. Choć zdarzyło się, że arytmetyki uczył się na siłę zgadując. Uczył się dużo na pamięć. Największe sukcesy miał w katechizmie. Nie pozwalano mu na zabawy z chłopakami wiejskimi. Dużo siedział przy oknie. Raz poszedł na spacer daleko, że się rozpłakał.

Miał przyjechać dyrektor. Nastała trwoga: wzmożona nauka i uzupełnianie dzienników. Zrobiono radykalne porządki i poczęstunek. Posłaniec z Dębic od nauczyciela Pałyszewskiego przyniósł wieść, że Dyrektor jedzie. Marcinek i Józia się schowali. Na stancję w Owczarach przyjechał Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew. Słuchał czytania i pytał mnożenia. Był niezadowolony: Wiechowski źle spełnia swój urząd, mało czyta, a po polsku umieją. Nauczyciel był zrozpaczony. Jaczmieniew wyszedł, wrócił po chwili. Zmienił zdanie: pochwalił i obiecał wyższą pensję. Żona mu przekazała, że miejscowe baby przyszły na skargę, że źle uczy i one chcą innego nauczyciela, aby uczył po polsku, bez śpiewów rosyjskich. Uradowany Wiechowski upił się z radości i wymyślał uczniom. A zwierzchnik Jaczmieniew jechał karetą rozmyślając o szkolnictwie i wspominając swoją karierę.

3.      s.31

W gimnazjum w Klerykowie był tłum rodziców. Czekali na ogłoszenie terminu egzaminów do klasy wstępnej. Czekała też pani Borowiczowa i Marcinek. Była słaba organizacja egzaminów. Pewien właściciel karczmy też czekał. Zbył go dyrektor. Uczniowie czekający na poprawki drwili ze stroju Marcinka. Sekretarz w kancelarii doradził, że wszystko zależy od nauczyciela Majewskiego. Najpewniej jeszcze w tym tygodniu. Marcinek powrócił z mamą do lichego hoteliku. W czasie niespokojnego odpoczynku zapukał Żyd, kupiec zbożowy. Pani chciała go odprawić. Mówiła o chłopcu. Polecił nauczyciela Majewskiego, a za rubla przyniósł od brata szczegóły. W restauracji mało co jedli, potem poszli do Majewskiego, długo czekali w bogactwie. Usilnie proszony zgodził się na 7 lekcji dla Marcinka.

 

4.      s. 43

Czwartego dnia odbył się egzamin z języka rosyjskiego. Komisja to inspektor Sieldiew, nauczyciel Majewski i jeszcze jeden nauczyciel. Marcinek ku radości pani Borowiczowej przeszedł dalej. Nauczyciele zachowywali się raczej grubiańsko wobec tłumu rodziców: w domu rozmawiać “pa ruski”. Tego samego dnia odbył się egzamin z religii (ksiądz Wargulski), a nazajutrz z arytmetyki – zdali. Inspektor odczytał listę Marcinek został przyjęty do klasy wstępnej.

Pani Borowiczowa poszła z synem na przemieści Wygwizdów szukać stancji u znajomej pani Przepiórkowskiej, wdowy z dwiema córkami i starym kawalerem synem. Staruszka serdecznie ją przyjęła, zaoferowała stancję, ale drogo – 150 rubli z towarem. Kazała kupić łóżko i sennik: drogo, ale trudno. Było też tam pięciu innych uczniów. Do starej Przepiórzycy przyszli starzy znajomi: Somonowicz i Grzebicki. Somonowicz zdziwił się widokiem chłopca. Potem rozpoczęła się gorąca dyskusja: nauka i kształcenie urzędników są najniepotrzebniejsze. Gorąco rozprawiali o polityce rządu, narzekali na powszechność języka rosyjskiego. Wspominali na sytuację Polaków wcześniej i straszne niespokojne czasy.

5.      s. 54

Marcinek czuł się samotnie na stancji. Uczył się pilnie, miał trudności z arytmetyką i rosyjskim. Pomagał mu korepetytor ze stancji, z 7 klasy, Wiktor Alfons Pigwański (Pytia) - roztargniony poeta. Inni, trzej bracia Daleszowscy (4 klasa, dwaj z 2ej) darzyli Marcinka pogardą. Szwarc (Buła), drugoroczniak z klasy 1ej też go traktował z góry, choć mieli naturalną koalicję. Marcinek bał się lekcji, a pan Majewski po odwiedzinach na stancji darzył go coraz mniejszą sympatią. Gimnazjum miało górę (cukiernię) i dół z jego wielkim hałasem i rwetesem. Była jesień i bitwa na kasztany na podwórku, że nawet pomocnicy gospodarzy klas (dorośli) obrywali. Marcinek jako Pers też oberwał siniaka na żebrze. Jego kolega z ławki, czarny Gumowicz dostał 1 z arytmetyki, poniżony przez nauczyciela (“pachciarska kobyła”) i uczniów, rozpłakał się. Marcinek nie śmiał się i współczuł mu.

6.      s. 61

Pani Borowiczowa uzyskała 2 dni urlopu na Zielone Świątki dla Marcinka. Jechali bryczką z Klerykowa do Gawronek. Słońce zaszło i wszedł księżyc. Fornal Jędrek opowiedział jak gniadą ukradli i jakie były poszukiwania. Sama uciekła z postronkiem. Byli szczęśliwi patrząc na rozgwieżdżone niego słuchając szmeru strumyka i czując zapach wikliny i kwiatów. Zobaczyli światła dworu. Marcinek zerwał mokre od rosy kwiaty spod starej kapliczki i dał matce.

7.      s. 65

Marcinek zdał do klasy 1. Latem zmarła mu matka. Początkowo pochłaniała go nauka, ale ojciec mało się nim zajmował. Zaczął bratać się z “Wilczkiem”, jedynakiem pani Wilczkowickiej, nauczył się ściągania, wagarów, nie odrabiał lekcji, oszukiwał korepetytorów i nauczycieli. W grudniu bryknęli przed nabożeństwem w kościele. Wałęsali się po śniegu i lodzie. Marcin zmarzł i wrócił - sam. Idąc na chór zauważył księdza Wargulskiego, jak się modlił. Przestraszył się i schował we framudze okienka. Potem wbiegł inspektor gimnazjum Majewski z interwencją, aby śpiewać hymn po rosyjsku. Ksiądz krzyczał, że w kościele zawsze będą po polsku. Chwycił, podniósł ze kołnierz Rosjanina, zniósł go siłą ze schodów i wypchnął ze drzwi na korytarz. Wracając spostrzegł Marcinka i surowo nakazał mu milczenie o tym, co zobaczył.

8.      s. 70

Gospodarzem (wychowawcą) klasy I był Rudolf Leim, nauczyciel łaciny, z pochodzenia Niemiec. Był to historyk, a że źle mówił po rosyjsku. Zepchnięto go do ostatnich szeregów. Był wysokim starym służbistą i lojalistą, choć w domu miał patriotyczne córki. W święta wdziewał śmieszny mundur galowy ze szpadą i pirogiem na głowie - wzbudzał powszechny śmiech. Na lekcji lubił ciszę i delegował dyżurnego do donoszenia. Za mówienie po polsku na przerwach kazał Borowiczowi zostać dwie godziny w kozie.

Iłarion Stiepanycz Ozierskij uczył języka rosyjskiego. Był niski, gruby, łysy i niechlujny. Nie potrafił panować nad uczniami, często padał ofiarą awantur uczniowskich. Był bardzo bojaźliwy, także wobec uczniowskich psot. Na jego lekcji nie było nauki. Był tak roztargniony, że często nie potrafił wrócić do domu.

Pan Sztetter uczył języka polskiego jako nieobowiązkowego. Był wylękniony o swą liczną rodzinę. Uczył polskiego po rosyjsku tłumacząc i objaśniając wypisy Dubrowskiego. Na lekcji nie mówił w ogóle po polsku.

Pan Nogacki uczył arytmetyki. Był powszechnie szanowany, zimny, sumienny, ale i sprawiedliwy. Zmuszał uczniów do myślenia po rosyjsku.

9.        s.76

Wiosną w klasie 3ej Marcinek z Daleszowskimi i Szwarcem w parku potajemnie strzelali z pistoletu. Pewnej niedzieli znienacka zaskoczył ich i pochwycił Marcinka i Szwarca pewien żandarm. Zaprowadził ich do gimnazjum i tam spędzili noc zamknięci w klasie. Marcinek strasznie rozpaczał. Rano, około 8ej pan Majewski wezwał ich na posiedzenie przed nauczycielami. Szwarc prze Radą wszystkiego się wyparł, a Borowicz stwierdził, że strzelał, ale bez prochu. Nauczyciele roześmiali się. Wyrok był łagodny: mieli długą kozę o chlebie i wodzie. Zaraz po kozie Marcinek poszedł do kościoła: wielką łaskę przypisywał wstawiennictwu matki. Żarliwie się codziennie rano modlił chodząc do kościoła. Zyskał ogromną ufność i głębię przeżyć religijnych. Pobożność słodziła sieroctwo Marcinka. Widywał tam pobożnego, choć nędznego starca, którego raz spotkał na ulicy.

10.    s. 81

Zdawszy do klasy 5 Marcinek spędzał wakacje u ojca w Gawronkach. Dom i posiadłość wolno szła w ruinę. Gotowała stara kucharka Małgorzata. Koniec czerwca to czas sianokosów. Ojciec dał mu dubeltówkę z torbą, śrutem, prochem i kapiszonami i kazał pilnować kosiarzy. Marcinek chodził, próbował polować, ale ptaki było sprytniejsze. Dużo chodził, dobrze się czuł w okolicy, codziennie wędrował z ciekawości zachodząc do okolicznych wsi na odległych polanach.

Gawronki z 18 dymami były biednym i nędznym przysiołkiem. Lejba Koniecpolski nie chodził do bogatego Scubioły po konie. Robił sam z żoną, a zimą był szewcem. Najbardziej znany z Gawronek był Szymon Noga, był znakomitym strzelcem, nie chodził na zarobek. Polował, choć nielegalnie. Opowiedział o starym chłopie Kosturze i powstańcu. Pochował go tam pod jodłą. Marcinek lubił chodzić z Nogą. Na zboczu wąwozu Borowicz zrobił sobie kryjówkę - altankę. Tam była skrytka z romansami pornograficznymi, śrutem, bokserem (kastetem), kapiszonami, itd. Noga zaproponował mu wyprawę na głuszce. Kazał mu kupić mocnej wódki i się nasmarować, i wziąć dużo jedzenia. Chodzili i skradali się. Noga zostawił Marcinka z maszynką-gwizdkiem, aby wabił głuszce. Bardzo długo przez ponad 4 godziny Marcinek gwizdał. Potem zdawało mu się, że głuszec nadchodzi. Poszedł i znalazł Nogę pijanego i chrapiącego pod drzewem.

11.    s. 92

Po wakacjach, w klasie piątej w gimnazjum nastały zmiany i nowe obrzędy szkolne. Na stancji był “starszy”, wprowadzono tam książki wyjść z mieszkania. Był cały system nadzoru, strzeżenia, podsłuchiwania i rewizji. Nie było sposobu na posiadanie polskich książek. Stancja była jak więzienie. Dyrektor Kriestoobriadnikow nie karał jednak surowo, a często kazał inspektorowi Zabielskiemu i innym darować kary. Rusyfikacja w mieście polegała też na wzmocnieniu życia ludzi ruskich. Nastąpiła emigracja rosyjska. Pojawił się też teatr amatorski (rosyjski).

Wśród uczniów była niechęć, ale Marcinek na przekór innym postanowił pójść. Na stancji domownicy debatowali, ale każdy miał inne zdanie. Marcinek w teatrze poczuł się jako cudzoziemiec. To by przełom - język rosyjski stał się elementem bieżącego życia. Uczniów było tylko kilku. Przyglądali się im wszyscy, zwłaszcza dyrektor. W pierwszym antrakcie pan Majewski zaprowadził kilku uczniów i Marcina do loży dyrektora. Ten przedstawił ich gubernatorowi. Uprzejmości wymieniały też damy rosyjskie z chłopcami. Pan Mieszoczkin, pomocnik gospodarzy klasowych przyniósł do teatru ogromne pudło z cukierkami.

Nazajutrz w szkole dowcipniś Nieradzki szydził: czy smakowały cukierki? Inspektor Zabielskij Poprosił Marcinka o zaniesienie zeszytów. W domu przyjął go gościnnie. Pokazywał mu albumy, monety. Chciał poczęstować papierosem, ale Marcinek odmówił, potem ciastkami. Dobrotliwie żalił się, że go nie odwiedzają uczniowie ze swoimi problemami. Ta wizyta rozpaliła wdzięczność Marcinka. Od tej pory często gościł u inspektora.

XII.               s.99

W sierpniowym upale drogą wędrował biedny uczeń Andrzej Radek. Zaszedł do karczmy na lekkie śniadanie. Szedł z Pyrzogłów do klasy piątej w Klerykowie. Urodził się w we wsi Pajęczyn Dolny jako syn wiejskiego fornala. Chory i kaszlący nauczyciel dwu paniczów Antoni Paluszkiewicz zwany Kawka pochwycił go po przedrzeźnieniach jego kaszlu. W swoim mieszkaniu pokazał atlas zwierząt, rozbudził ciekawość, nauczył czytać i odwiózł do Pyrzogłów do pro-gimnazjum. Sam Kawka zmarł na suchoty, ale wcześniej opłacił stancję. W klasie 3 zdolny i zaradny Radek przetrwał dzi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin