Głuchołazy, małe miasteczko na polsko-cze-skim pograniczu, mają w herbie kozi łeb. To miejsce, gdzie w XVII wieku wieszano kobiety podejrzane o uprawianie czarów.
Większość z nich trafiła na stryczek za nic. Ale były wśród.nich także one. Te, które wiedza. , które mogą umrzeć, ale nie odchodzą tak
Dwadzieścia dwie osoby. Dwadzieścia kobiet, dwóch mężczyzn. Bunia, najstarsza z Pań, znała ich wszystkich, a z trojgiem wymieniała swego czasu pocałunki i sekrety. Siedmioro uprawiało to, co nazywano czarami. Leczyli, dodawali sit, pomagali w problemach miłosnych i użyczali swych ust cichym szeptom zmarłych. O dwojgu z nich powiedziano by dziś, że byli niespełna rozumu - w rzeczywistości mieli tego rozumu zbyt wiele.
Chciano je zniszczyć. One jednak wciąż się odradzają i trwajq po dziś dzień. Wpisane w historię i żywą tkankę tego miasta. Mówią na siebie Panie. Panie Czarowne.
Czy w XXI wieku historia zatoczy koło?
Czy te, które mają w sobie moc, będą musiały się zmierzyć z wnukami mężczyzn, którzy próbowali je spalić?
Panie Czarowne to dojrzała, ważna powieść o silnych kobietach i ochronie tego, co ważne, nakreślona z uważnościq, szczerościq i wrażliwościq.
Jakub Ćwiek w nowej odsłonie.
Jakub Ćwiek
Cz&rfiwne
Kraków 2021
Joannie Mice,
wspaniałej redaktorce i wiedźmie w najlepszym tego słowa znaczeniu
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ 1
B
yło czternaście po drugiej w nocy z poniedziałku na wtorek, gdy bordowy mitsubishi outlander minął Ośrodek Wczasów Dziecięcych „Karolinka" i wjechał do miejscowości Pokrzywna. Prowadziła go kobieta na oko czterdziestoletnia, która sprawiała wrażenie, jakby chwilę wcześniej gwałtownie wyrwano ją ze snu. Twarz o ostrych rysach — w katalogu fryzur, który znajdował się w schowku outlandera, określaną jako „w diament" bądź pięciokąt-na - miała napuchniętą, bez śladu makijażu. Krótkie włosy, przystrzyżone i wycieniowane na zadziornego shaga, sterczały teraz na wszystkie strony. Wzrok kobiety był jednak przytomny, ruchy dłoni na kierownicy lekkie i pewne zarazem. Wielki SUV w zasadzie płynął po krętej drodze, tak cichy, że niemal bezgłośny.
Outlander skręcił z głównej drogi na ubity trakt wiodący ku Dolinie Bystrego. Minął wjazd na parking i zatrzymał się dopiero za drewnianą bramą, na polanie przez miejscowych nazywanej po prostu Polanką.
Kobieta za kierownicą omiotła wzrokiem drewniane altany zbudowane na kształt namiotów i zbite z bali ławki okalające obłożone kamieniami palenisko. Zmrużyła oczy i skrzywiła się lekko, ale szybko spostrzegła, że to, co w pierwszej chwili wzięła za śpiącego człowieka, jest czarnym workiem na śmieci. Zapewne został tu po ostatniej akcji sprzątania okolicznych lasów, której z ramienia rady gminy była inicjatorką.
Kobieta prychnęła. Cała walka o środowisko, i tak niewiele warta, gdy realizowana jedynie oddolnie, traciła sens, kiedy nawet najmłodszym się nie chciało. Przez chwilę rozważała, czy nie wrzucić worka do bagażnika, ale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Nie tej nocy. Cała przestrzeń, jaką dysponował outlander - którego bagażnik i złożone siedzenia teraz były wyklejne identycznymi czarnymi workami - była jej tej nocy potrzebna.
Kobieta wsunęła kluczyki do kieszeni luźnych dresowych spodni. Ze schowka wyjęła strunowy woreczek wypełniony białymi skrętami. Wyłowiła jednego, resztę odłożyła na miejsce. Zapaliła, wciągnęła do płuc słodką i orzeźwiającą zarazem mieszankę ziół, po czym wysiadła z auta.
Sportowy but marki New Balance, w tym samym odcieniu bordo, co outlander, zanurzył się w trawie i zagłębił w rozmokłej ziemi aż po logo. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i jeszcze raz zaciągnęła się skrętem.
Czuła już powoli, jak wyostrzają się jej zmysły, świat jaśnieje, ...
dziadekpp