Nawrócony.doc

(6205 KB) Pobierz

ARTUR   KAWKA MONIKA  WYSOCKA

OFICYNKA

WYDAWNICTWO


Copyright © Oficynka & Artur Kawka & Monika Wysocka. Gdańsk 2019

Wszystkie prawa zastrzeżone

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden

inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach

masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki

Wydanie pierwsze w języku polskim Gdańsk 2019

Opracowanie redakcyjne zespól

Skład: Piotr Geisler Intergraf

Projekt okładki: Anna M Damasiewicz

Zdjęcia na okładce © Sergiy Tryapitsyn | Depositphotos.com,

© Victor Torresn | Depositphotos com

ISBN 978-83-65891-61-7

OFICYNKA

WYDAWNICTWO

www oficynka pl email: oficynka@oficynka pl


ROZDZIAŁ I

Było późne popołudnie 17 września 1991 roku. Wierni i oj­cowie bernardyni schodzili się powoli na nabożstwo do ba­zyliki pod wezwaniem Matki Boskiej Anielskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Na pierwszej ławce w nawie głównej sie­dział skupiony, starszy ksiądz z różcem. Powoli przesuwał w dłoni niewielkie, szklane paciorki. Wnikliwy obserwator na jego twarzy mó dostrzec głębokie zamyślenie. Ksiądz żarliwie się modlił, ale jego myśli wciąż uciekały ku spra­wom doczesnym. Tak naprawdę od dwóch godzin rozmyślał na temat spotkania z osobą, która z jednej strony powinna być mu bliska, z drugiej budziła w nim strach i niepokój. Układał w głowie scenariusz rozmowy. Pierwszy raz może przyczynić się do uratowania życia komuś, kto dotąd sam był dla niego ocaleniem. Ale przede wszystkim pierwszy raz może uratować małe, niewinne istnienie. Momentalnie zganił się za te myśli. Pycha i pragnienie władzy były mu obce. Na jego smutnej, zamyślonej twarzy pojawił się grymas zmęczenia. Zamknął oczy i pogrąż się w dalszej modlitwie. Przesuwając w palcach stary różaniec, natrafił na jego zdeformowaną cząst­. Paciorki były nieforemne i nadtopione, jakby trawił je


ogień. W jednej chwili oprzytomniał i zatrzymał gonitwę myśli przeplatają się z modlitwą. Pocałował różaniec, prze­żegnał się i spojrzał na zegarek. Nadszedł czas, pomyślał. Uklęknął na chwilę przed głównym ołtarzem i ruszył w kie­runku jednej z bocznych kaplic. Stanął w zamyśleniu przed ynącym z cudów obrazem Matki Boskiej Kalwaryjskiej. Księdzu zdawało się, iż ciemne, zamyślone oczy Madonny wpatrują się w niego intensywnie, jakby chciały dodać mu otuchy. To Ona przed wiekami zapłakała krwawymi łzami. Może nad ludzką niedolą. Kapłan uklęknął przed obrazem tulącej Dzieciątko Maryi i w krótkiej modlitwie jeszcze raz poprosił o wsparcie. Przeżegnał się i skierował się ku ostat­nim ławom nawy głównej.

Tymczasem pięknie zdobione, barokowe wnętrze świątyni wypełniało się wiernymi. Mimowolnie przypomniał sobie, że już od dwóch lat można było oficjalnie wspominać rocznicę agresji Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 roku. Rozejrzał się po ławach znajdujących się najbliżej wejścia. Dostrzegł go kątem oka. Dobrze zbudowany mężczyzna po sześćdziesiątce, ubrany w czarną, skórzaną kurtkę. To był on - człowiek, na którego czekał. Mijając ławę, przyjrzał mu się nieco lepiej. Widział go ostatnio blisko dwa lata temu. Dziś wydawał się dużo starszy, skurczony, ze zmęczoną, przeoraną bruzdami twarzą, jakby ostatnie wydarzenia wycisnęły na niej piętno, którego nie da się już zatrzeć. Ksiądz skręcił w lewo i małym wyjściem skierował się do bocznego korytarza prowadzącego do części zajmowanej przez ojców bernardynów. Mężczyzna podnió się i ruszył w ślad za nim.

Ksiądz był częstym gościem w tej części klasztoru, dlate­go jego obecność nie zwróciła specjalnej uwagi zakonników. Kiedy w końcu zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami,

6


wiedział, że nie jest sam. Za jego plecami stał on. Ksiądz wy­jął klucz i otworzył stary zamek. Przepuścił przybysza przo­dem, po czym starannie domknął ciężkie, liczące grubo po­nad sto lat, kute drzwi. Ruszyli kamiennymi schodami na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się cele zakonników. Po przejściu korytarza weszli do jednej z cel, zamykając za sobą drzwi. Wystrój wnętrza stanowiły dwa wiekowe drewniane łóżka, niewielki stół z krzesłami, szafa oraz krucyfiks wiszący na ścianie.

Mężczyźni stali przez chwilę w milczeniu. Ksiądz wycią­gnął na powitanie.

-              Wyrazy współczucia Piotrze - powiedział cicho. Po chwi­li wskazał na krzesło, prosząc gościa, by usiadł.

Gość...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin