Matka siedzi z tylu - Joanna Mokosa-Rykalska.pdf

(2164 KB) Pobierz
Pudrowanie rzeczywistości
–  Widziałaś, jak mało życzeń dostałam na Facebooku? – żaliła mi się
zmartwiona Baśka tuż po swoich pięćdziesiątych drugich urodzinach.
Niespecjalnie ostatnio miałam czas na cokolwiek, bo praca i  domowy
kierat pochłonęły mnie jak mokradło ciekawskiego wędrowca.
– A ty już menopauzę przechodzisz, że przejmujesz się takimi rzeczami?
– zapytałam, bo zazwyczaj miała to gdzieś.
Baśka to bezdzietna singielka po pięćdziesiątce i  jej stosunek do życia
jest raczej niezobowiązujący. Ja też tak kiedyś miałam – że mogę robić, co
chcę i kiedy chcę. A teraz po minucie w toalecie dostaję pytanie: „Mamo, co
robisz?”. „Obiad gotuję na kiblu” – ciśnie mi się na usta.
Dziwne czasy nastały, żeby liczba życzeń na twarzoksiążce była
wyznacznikiem sympatii. Co najmniej połowa znajomych u każdego to tak
zwani znajomi z dupy – ich nazwiska dzwonią w którymś kościele, ale nie
wiadomo w którym.
– A pamiętasz moją pięćdziesiątkę? Ale było bosko, nie? – rozmarzyła się
Baśka, uderzając dalej w tę samą nutę.
Trzeba przyznać, że jej urodziny były imponujące. Zaprosiła chyba pół
stolicy oraz, sądząc po językach obcych, wszystkich swoich przydupasów
z każdego kraju na świecie. Baśka potrafi spakować się rano, a po południu
już jest w  drugiej części globu. Jedni z  podróży przywożą magnesy na
lodówkę, a ona nowe męskie znajomości.
Tamte urodziny odbyły się w  plenerze nad jeziorem, w  blasku
niezliczonych świec. Baśka wymyśliła sobie, że wszyscy mają być cali na
biało. Pamiętam kiedyś taką imprezę, na którą szłyśmy z moją przyjaciółką
Mańką. Nie miałyśmy wtedy żadnego balastu w postaci dzieci ani mężów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin