Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 39 - Zakazany Owoc.pdf
(
693 KB
)
Pobierz
Frid Ingulstad
Zakazany Owoc
1
Kristiania, wiosna 1916 roku
Elise zwolniła kroku. Jakaś kobieta stała oparta o ścianę z twarzą schowaną w rękach,
wstrząsał nią płacz.
Elise prędko otarła łzy i z wahaniem podeszła bliżej. Teraz ją poznała, to była pani
Zakariassen spod numeru 72.
- Przepraszam, mogę ci jakoś pomóc?
Kobieta drgnęła i odwróciła się gwałtownie. Twarz miała spuchniętą od płaczu, oczy
zaczerwienione. Elise chyba nigdy u nikogo nie widziała tak zrozpaczonej miny.
Pani Zakariassen opanowała się nieco i potrząsnęła głową.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała bardzo cichym głosem.
Elise nie ruszyła się z miejsca. Czuła, że wydarzyło się coś
strasznego. Może jej mąż zginął w wypadku w fabryce, może najmłodsze dziecko wpadło do
rzeki?
- Coś się stało?
Kobieta znów wybuchła głośnym płaczem.
- Zostali storpedowani! Wszyscy zginęli! Otto i Roald byli w maszynowni, Sivert na
pokładzie.
Elise zabrakło tchu w piersiach. Biedna kobieta, straciła jednocześnie męża i obu synów.
Pani Jonsen mówiła, że Sivert Zakariassen jest sternikiem, starszy syn, który pływał od kilku
lat, palaczem, a młodszy, piętnastoletni, właśnie po raz pierwszy zaciągnął się na statek i
pracował jako pomocnik w kotłowni. Zakariassenowie mieli ośmioro dzieci, ale troje zmarło
na odrę, a troje podczas epidemii cholery, która szalała kilka lat temu. W każdym razie tak
twierdziła pani Jonsen.
Co można powiedzieć osobie, która straciła wszystko? Elise stała bezradnie, ogarnięta
współczuciem. Nie mogła ruszyć się z miejsca, ale nie znajdowała też odpowiednich słów.
Nic nie mogłyby tu pomóc. Nie mogła przecież powiedzieć, że czas leczy rany, gdyż te rany
były zbyt liczne i zbyt głębokie.
Podeszła bliżej, ostrożnie położyła dłoń na ramieniu kobiety i cichym głosem
powiedziała:
- Chodźmy do mnie.
Spodziewała się, że tamta tylko potrząśnie głową i odsunie się od niej, ale nie, odwróciła
się, zarzuciła jej ramiona na szyję i znów gorzko zapłakała.
Po chwili kobieta nieco się uspokoiła. Ruszyły przed siebie. Nie miały daleko.
Gdy dotarły do numeru 76, nagle brama otworzyła się i stanął w niej Johan. Zapewne
czekał w napięciu przez cały ten czas, kiedy była w wydawnictwie, ciekaw, ile dostanie
zaliczki. Potrzebowali pieniędzy.
Na ich widok szeroko otworzył oczy, potem zmarszczył brwi.
- Coś się stało?
Elise skinęła głową.
- Straciła męża i dwóch synów. Ich statek został storpedowany.
- O, Boże! - Johan prędko ujął kobietę pod drugie ramię. Zaprowadzili ją do kuchni i
posadzili przy stole. Dzieci odesłali na górę.
Elise miała jeszcze resztki kawy, którą dostała od pana Ringstada. Wyjęła młynek i
nastawiła wodę.
Johan miał bezradną minę, zupełnie nie wiedział, co robić. Chyba zapomniał o rękopisie i
zaliczce.
- Może pójdę po Torkilda?
- Dobry pomysł.
Torkild potrafi sobie radzić w takich sytuacjach, pomyślała. Każdego dnia obcował z
ludzkimi tragediami.
Johan czym prędzej ruszył do wyjścia. Elise doskonale go rozumiała. Sama nie wiedziała,
co powiedzieć, jak się zachować. Biedna kobieta siedziała przy stole ze wzrokiem nierucho-
mo utkwionym w podłodze. O czym z nią rozmawiać? Przecież nie o wojnie. Cóż mogły
obchodzić kolejki przed sklepami i kłopoty ze zdobyciem węgla osobę, której właśnie
odebrano wszystko? O dzieciach? Też nie. Z matką, która poniosła taką stratę?
Co zrobiłby pastor w takiej sytuacji? Czy użyłby tych samych słów, co wtedy, gdy utopił
się jej ojciec? Bóg dał, Bóg wziął, niech imię Pańskie będzie błogosławione. A może wy-
głosiłby długie kazanie, może tłumaczyłby kobiecie, że jej mąż i synowie są teraz w raju,
wolni od smutków i cierpienia? Może też podkreśliłby, że ponieśli bohaterską śmierć, polegli
w walce po stronie dobra?
Nie, pastor chyba też nie potrafiłby znaleźć słów na ukojenie takiego bólu.
Elise zastanawiała się też, co ona zrobiłaby w takiej sytuacji. Nawet nie potrafiła sobie
wyobrazić, jak to jest stracić całą rodzinę, wszystkich, których się kocha i dla których się
żyje. Albo rzuciłaby się do rzeki, albo siadłaby przy stole i zaczęła pisać, opowiadać losy
innych ludzi, by uciec od własnego życia. Ale pani Zakariassen nie pisała książek. Raczej
nikt z mieszkańców tej części miasta się tym nie zajmował, no, jeszcze tylko Oskar Braatens,
który niedawno przeprowadził się na ulicę Holsta. Podobno ożenił się z jakąś skrzypaczką,
która zarabiała na życie, dzięki czemu on mógł poświęcić się wyłącznie pisaniu. Większość
ludzi była zdania, że to niesłychane, by kobieta utrzymywała męża.
Woda się zagotowała. Elise przerwała rozmyślania.
Postawiła kubek mocnej, parującej kawy przed nową sąsiadką.
- Chyba jeszcze nie zdążyłyśmy się poznać - zaczęła cichym głosem. - Widziałam, że
ktoś się wprowadził do domu obok, ale tutaj ludzie często się wprowadzają i wyprowadzają,
trudno nadążyć. Wielu nie stać na czynsz i muszą szukać sobie innego lokum - wyjaśniła
prędko, by kobieta nie pomyślała, że dzieje się tak z jakichś innych przyczyn.
Pani Zakariassen otworzyła oczy, wydmuchała nos i upiła gorącej kawy.
- Prawdziwa kawa! - wykrzyknęła i wzięła jeszcze jeden łyk. Chyba czuła się już lepiej.
- Muszę zaraz uciekać. Paul i Barbra nie wiedzą, że „Doria” została storpedowana. Dowie-
działam się po ich wyjściu.
Elise spojrzała na nią ze zdumieniem.
- To pozostali lokatorzy?
- Nie, to moje dzieci.
- Myślałam... Bałam się, że.. - Elise zająknęła się. Może pani Jonsen pomyliła ją z kimś
innym?
- Otto i Roald byli najstarsi. Sivert nie był ojcem żadnego z nich. Paula i Barbry też nie.
- Prędko zerknęła na Elise.
- Każde z moich dzieci ma innego ojca. Jak się wyszło za marynarza, trzeba szukać
pociechy gdzie indziej. Nie widziałam Siverta od roku. Nade mną mieszka taki jeden
stelmach, w zeszłym roku stracił żonę. Teraz będziemy we dwoje. - Uśmiechnęła się krzywo.
Elise poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana.
- No tak, to dobrze, skoro Sivert i tak nie wróci.
Pani Zakariassen po raz pierwszy spojrzała jej prosto w oczy.
- Wyobrażasz sobie, jak zginął? Jak to jest, kiedy stoisz sobie na pokładzie, ładujesz
węgiel i nagle statek zostaje storpedowany? Nawet nie zdążysz pisnąć, a wylatujesz w
powietrze i lądujesz w lodowatej wodzie. Żaden z nich nie umiał pływać. Wszystko wina
tych przeklętych polityków! Powinni posłuchać Tranmæla, poczytać, co pisze w swojej
gazecie. Niech żyje rewolucja społeczna!, tak napisał!
- Ale Sivert chyba nie ładował węgla?
- Nie. Stał przy sterze - wyjaśniła z wyraźną dumą. - Był marynarzem.
Co ta Jonsen mi nagadała? Zaledwie niewielka część się zgadzał Dzięki Bogu, biedna
kobieta ma jeszcze dwoje dzieci. I, zdaje się, nieszczególnie rozpacza po stracie męża. Elise z
zamyślenia wyrwał głos sąsiadki:
- Roald nie był dobrym człowiekiem. Kłócił się ze wszystkimi, Ottona ciągle prał.
Powiedziałam, że nie powinni zaciągać się na ten sam statek, ale myślisz, że mnie kto
słuchał? Nikt. Nigdy. Gdyby tylko chcieli skorzystać z moich dobrych rad, ale gdzie tam.
Roald powiedział, że jestem głupia jak gęś. A ty tępy jak baran, ja mu na to. To było ostatnie,
co sobie powiedzieliśmy
Pociągnęła nosem i upiła kawy.
- Żałuję, mogłam mu przynajmniej życzyć szczęśliwej podróży - powiedziała
zdławionym głosem. - Jeśli w ostatniej chwili, kiedy już szedł pod wodę, pomyślał o swojej
matce, to miał w uszach tylko te ostatnie słowa - że jest tępy jak baran. Niedobrze iść do
nieba z takim wspomnieniem. - Jeszcze raz pociągnęła nosem. - Jeśli poszedł do nieba. - Łzy
znów popłynęły jej po twarzy. - Może tyle nagrzeszył, że Pan Bóg wcale nie zechce przyjąć
go do siebie.
Elise otoczyła ramieniem jej plecy.
- Nie sądzę. W każdym człowieku jest jakaś cząstka dobra i każdy człowiek popełnia w
życiu błędy. Gdyby tylko bezgrzeszni szli do raju, to jestem pewna, że byłoby tam dosyć
pusto.
Pani Zakariassen uniosła głowę i spojrzała na Elise.
- Tak myślisz? Myślisz, że dla Ottona też jest nadzieja?
- Myślę, że jest nadzieja dla każdego. Co złego zrobił Otto?
- Dyrektor powiedział, że musi wybierać: albo zaciągnie się na statek, albo trafi do domu
poprawczego. To okropne miejsce. Biją ich tam, ciągną za uszy, zamykają w ciemnej
komórce, a do jedzenia dają tylko kaszę na wodzie, dzień w dzień. Otto nie wahał się ani
przez chwilę, chociaż dobrze wiedział z gazet, że na morzu jest teraz niebezpiecznie. Jak
pójdę pod wodę, to złowię sobie jakąś syrenkę, śmiał się tylko. On niczego się nie bał, ten
Otto. Nawet Roalda, chociaż często miał przez niego śliwę pod okiem i sińce na całym ciele.
Żebyś widziała, co się działo, jak Otto ukradł mu z kieszeni koronę. Myślałam, że Roald go
zabije. - Rękawem otarła łzy i westchnęła. - Teraz zrobi się u nas cicho i dziwnie, kiedy ich
zabraknie.
- Może już się zdążyłaś przyzwyczaić, że jesteś sama z dwójką najmłodszych? Przecież
tamci wyjechali jakiś czas temu.
Pani Zakariassen posłała jej zdumione spojrzenie.
Plik z chomika:
dargoa
Inne pliki z tego folderu:
Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 01 - Złota Broszka.pdf
(779 KB)
Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 02 - Noc Zimowa.pdf
(723 KB)
Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 03 - Ludzkie Gadanie.pdf
(770 KB)
Ingulstad Frid - Saga Wiatr nadziei 04 - Nadzieja.pdf
(730 KB)
Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 05 - Zazdrość.pdf
(746 KB)
Inne foldery tego chomika:
Cienie z przeszłości
Córka Morza
Córy Życia
Grzech pierworodny
Hannah.Skandynawska saga
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin