Pod anteną radia Wolna Europa - Kazimierz Zamorski.txt

(494 KB) Pobierz
I
KAZIMIERZ ZAMORSKI
POD ANTENĄ
RADIA WOLNA EUROPA
"WERJ
Poznań 1995
\
Biblioteka WDiNP UW
1098023014
s; a l i O i L K * Śfyliaiu Dziennikarstwa i Nauk Pettyen Uniwersytetu Warszawskiego «L Nowy Swiai 69, 00-046 Wais  w. 29), 296
© Copyright by Kazimierz Zamorski Ali rights reserved
Projekt okładki: Piotr Sikorski
Wydawnictwo „WERS"
60-962 Poznań 22
skr. poczt. 59
ISBN 83-901606-2-5
DLACZEGO POD ANTENĄ
W obu swoich memuarach-pomnikach, Wojna w eterze (Londyn 1985) i Polska z oddali (Londyn 1988), Jan Nowak umieścił mnie w spisie pracowników Rozgłośni Polskiej RWE. Nie wiem, czy mam to rozumieć jako akt łaski czy też zawłaszczenia. W każdym razie protestuję! Nie wiem jak się na to zapatrują pozostali pracownicy mojego działu, sa-kum-pakum wcieleni do tej lepszej — i lepiej płatnej — kategorii, tych co to fruwają w eterze, co są na antenie. Ja w każdym razie już przy pierwszym spotkaniu z Janem Nowakiem wyraźnie oświadczyłem, że nie pcham się na antenę, mnie interesuje praca badawcza, a więc pod anteną.
Zdarzyło się jednak, raz czy dwa, że napisałem jakąś dziesięciomi-nutówkę, ot, by zademonstrować, że nie zapomniałem pisać po polsku, lecz na więcej ochoty już nie miałem, choćby dlatego że zapłacili mi śmiesznie mało, wstyd się przyznać, że się człowiek tak tanio sprzedawał. Administracyjne urzędasy stacji postanowiły bowiem, że jeśli ktoś dostaje pieniądze za pracę pod anteną, nie należy go demoralizować zbyt wygórowanym honorarium za nadprogramowe występy na antenie. U podłoża tej filozofii kryło się podejrzenie, że taki autor na pewno napisał audycję w czasie jego normalnej, podantenowej pracy, więc mu podwójnie płacić nie należy, a jeśli koniecznie to jak najmniej, raczej symbolicznie, zwłaszcza że pracownicy piszący w godzinach służbowych prywatne listy lub wypełniający formularze totolotka za tego rodzaju trudy dodatkowo wynagradzani nie są.
Jeśli moje „literackie" występy na antenie miały charakter dobrowol-


ny, stałe kontakty z redakcją, najczęściej z jej szefem, były koniecznością służbową wynikającą raczej z charakteru mej pracy niż z układu organizacyjnego. Nie wiem, czy ten układ wypływał z przemyślanej koncepcji inicjatorów stacji ,.czy też był przypadkowy, w każdym razie założeniem jego była niezawisłość działu studiów i analiz, czyli instytucji starającej się wykryć i ocenić fakty, od redakcji rozgłośni, z natury rzeczy skłonnej zarówno do wyboru faktów wygodnych dla celów politycznych, jak też odpowiedniego ich interpretowania czy naginania stosownie do propagandowego założenia audycji. Zauważyłem dość wcześnie, że tej niezależności działu studiów od działu propagandy strzegli jak oka w głowie polityczni doradcy stacji, jak też dyrekcja. Chcieli znać stan faktyczny nie przesłonięty ani propagandową mgiełką ani patriotycznym oparem.
Nie wiem jak te sprawy wyglądały w innych działach, ale w polskim dochodziło na tle oceny faktów do częstych konfliktów między No-wakiem, wiecznie aktywnym Wezuwiuszem, a doradcą politycznym względnie dyrektorem stacji. Czy muszę dodawać, że przy takich wybuchach strumień lawy kierował się w moją stronę? Przy jednej z takich okazji dowiedziałem się z najbardziej autorytatywnego źródła, ile warta jest moja ocena sytuacji.
Na przełomie lat 1968/69, daty nie jest pewien, dostałem, chyba z Londynu, dwa czy trzy ściśle tajne raporty o rzekomej frondzie posła Znaku Janusza Zabłockiego. Tenor był taki, że zamierza utworzyć ugrupowanie polityczne prawie identyczne z Paxem. Miałem już wtedy dosyć materiału wskazującego na różnice poglądów wewnątrz Znaku, z których jednak nie wynikało, by były tak daleko idące jak to mogłem teraz wyczytać. Toteż odpowiednio sceptycznie oceniłem te z rzekomo bardzo pewnego źródła płynące sensacje. Wtedy wynikła burza. Bo Nowak, któremu wszelkie niepowodzenia Znaku i episkopatu spać nie dawały, kupił wiadomość bez zastrzeżeń. Dyrektorem stacji był wtedy Ralph E. Walter. Tak się złożyło, że nie wezwał mnie, ale przypadkowo spotkałem go na korytarzu przed kantyną. „Kaziu, jak to jest z, tym Zabłockim? Czy ty wiesz, że bijesz Nowaka po głowie?" (Dosłownie:
Wśród łych, jeSli chodzi o udane pomysły i wprowadzenie ich w życie, czołowe miejsce zajmuje Wiiiiam Rafael i Robert E. Lang, obaj obdarzeni błyskotliwą inteligencją i talentem organizacyjnym. Odegrali dużą role w początkowym stadium Komitetu i Radia na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych.
you hit kim on the head.) „Bardzo mi przykro, ale ocena opiera się na tym materiale, jaki mam i jak długo nie dostanę czegoś bardziej konkretnego, obstaję przy tym co napisałem. Nowak może mieć swoje wiadomości z jakichś innych źródeł, możesz wybierać między moją a jego oceną". Hm, zamyślił się Ralph. „Czy ty wiesz, że masz najbardziej trudną pozycję {the most difficult job) w tej instytucji? Z jednej strony Nowak, z drugiej ja", skwitował. A o tym, że się wtedy nie myliłem mogłem wyczytać po latach w pracy Micewskiego na temat Paxu i Znaku . Tam też wyczytałem, że z audycji RWE z 14 sierpnia 1970 r., godz. 20.10 można się było dowiedzieć, że „nie ma żadnych dowodów na to, by Zabłocki świadomie przyjął na siebie rolę agenta czynników, mających na oku walkę z Kościołem".
Tę dychotomię, stan faktyczny — propaganda, pozwoliłem sobie przy innej okazji zdefiniować nadto wyraziście, ryzykując w najlepszym wypadku solidny „wygawor". Generał C. Rodney Smith, ówczesny dyrektor RWE, oprowadzał po stacji trzy czy cztery osoby, krewnych czy powinowatych, a może jakichś przyjaciół, w każdym razie takich, na których mu zależało, jeśli osobiście podjął się funkcji przewodnika, jaką normalnie wykonywał asystujący mu też przy tej okazji oficer P.R. David F. Gpozier. Odwiedzili już Nowaka, który — jak mogłem się domyślać — z wrodzonym talentem reklamiarskim zaprezentował swój folwark, po czym zeszli o dwa piętra niżej, do mej suteryny, by zapoznać się z pracą mej sekcji. Wyrecytowałem odnośny ustęp mojej ewangelii i zakończyłem, jak zwykle, pytaniem o pytania: „Any questions, please?" Owszem, jedyna w tym towarzystwie dama, chciałaby wiedzieć, jaki jest mój stosunek do Nowaka. Chodziło jej oczywiście o powiązania służbowe. Wiele nie myśląc, wypaliłem: „My job is to supply facts, his to twist them". Generał zesztywniał, Grozier tak jakoś dziwnie chrząknął. Nie musiał, bez tego już wiedziałem, że posunąłem się za daleko, więc zacząłem z miejsca tłumaczyć, że tego nie należy brać dosłownie, że faktycznie tak nie jest, by Nowak przekręcał fakty, jakie ja mu dostarczam, tylko on taki suchy fakt odpowiednio do swej funkcji propagandowej albo przyciemni albo doda jasnych kolorów, przedstawi jako coś nieważnego lub odwrotnie uwypukli jego ważność. „Tak, tak,
3 Andrzej Micewskj, Współrządzić czy nie kłamać? Pax i Znak w Pohce 1945-1976, Libella, Paryż 1978. D/i ałalnośi* nie pozbawionego ambiqi przywódczych Janusza ZaHocki ego jest obszernie omówiona w rozdziale III „Pułapki polityki i rozłam w ZNAK-u (1965-1976)".
7
właśnie tak", z wyraźną ulgą wtórował mi Grozier. Generał też odetchnął, wyglądało nawet na to, że ubawili się tym aui pro quo.
jako pendant do tego epizodu nadaje się to co Nowak wspomina o swej pracy w BBC, gdzie uczonej nowicjuszy, „że nie ma takiej rzeczy jak absolutny obiektywizm. Istnieje wiele sposobów przedstawienia jakiegoś wydarzenia. Trzeba wybrać taką wersję, która najlepiej odpowiada celom BBC" (Wojna w eterze, str. 17).
Celem powyższych wynurzeń jest podkreślenie charakteru mej pracy, o której przeciętny słuchacz RWE wie w najlepszym wypadku bardzo mało, z reguły zaś nic. Jest to niepełna, bardzo fragmentaryczna historia RWE „od kuchni", z której można się dowiedzieć o rzeczach, dotychczas z wielu względów, nie wyłączając osobistych ambicji, albo przemilczanych albo przeinaczonych.
Wiem, ze spotkam się z zarzutem braku dyskrecji odnośnie wad czy ułomnościniektórychbohaterów mych opowieści. Nie mam zamiaru się tłumaczyć. Piszę prawdę, choćby gorzką, tak jak ją widzę. Nie oczekuję też, by mnie oszczędzano. Wiem, że nie jestem „bez skazy i zmazy" i nie pretenduję do statusu świętej krowy. Przeszło 200 lat temu pisał dr Samuel Johnson, tak jak to po jego śmierci przekazał potomności jego przyjaciel James Bosweil:
Wiele osób jest zdania, że jest to wyrazem cnoty, jeśli się przemilcza wady i ułomności przyjaciół, nawet wtedy gdy przez ich ujawnienie nie stanowi to już dla nich ujmy; dlatego też mamy całe zastępy ważnych osobistości owianych jednakim nimbem sławy i nie odróżnisz jednego od drugiego, chyba dzięki wyjątkowym lub nieprzewidzianym okolicznościom .
Niektóre z tych fragmentów ukazały się już w prasie. Przecie wszystkim podkreślić muszę, że bardzo skróconą wersję mych radiowych perypetii opublikowała paryska Kultura w numerach 412-415 (styczeń-kwiecień 1982), co ru obszernie wykorzystałem. Liczne rozdziały ukazały się już w następujących czasopismach:
Puls (Londyn-Warszawa) nr 5/6, wrzesień-grudzień 1993, „Czyje radio, uchodźców czy Amerykanów";
Solidarność Walcząca (Poznań) nr 12, grudzień 1993 i nr 2, lato 1994, „U kolebki Radia Wolna Europa", „Czyje radio, uchodźców czy Ame-tife ofloknstm, 1791, cytat wg czasopisma TTME, 22 kwietnia 1991, str. 42.
rykanów", „Pierwszy z PRL" i „Spotkany na krytarzu";
Gazeta Polska (Warszawa), 27 stycznia 1994, „Tajemnica żelaznego kiucza   (w książce „Klucz do Peenemunde");
Dziennik Polski (Kraków), 24 czerwca 1994, ^Monachium".

POŻEGNANIE
Z RADIEM I WYZWOLENIEM
Pod koniec sierpnia 1979 roku, po 27 latach pracy w Radio Free Europę, żegnano mnie tradycyjną lampką wina. Ta swojego rodzaju stypa mogła się odbyć sześć miesięcy wcześniej, jako że już wtedy dojrzałem do emerytury, ale za obopólną zgodą i ku obopólnej wygodzie — mojej ze względu na finanse, dyrekcji RFE w nadziei, że w ciągu owych sześciu miesięcy znajdzie się odpowiednio kwalifikowany kandydat na moje mie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin