Ann Cleeves - Vera 01 - Przynęta.pdf

(1877 KB) Pobierz
Ann Cleves
Przynęta
The Crow Trap
Przekład Ewa Kowalska
PROLOG
Gdyby na mapie Ordnance Survey szukać chaty
Baikie,
nie dałoby się jej znaleźć, chociaż farma Black
Law już jest. Zaznaczona kwadratem i podpisana drobnym
drukiem widnieje na mapie numer osiemdziesiąt –
„Północne Penniny, Kimmerston i okolica”. Trudno ją
wypatrzyć, bo wypada akurat na zgięciu. Szlak odchodzący
od głównej drogi wyznacza kropkowana linia, co oznacza
drogę publiczną. Na mapie farmę z trzech stron otaczają
jasnozielone
plamy.
zadrukowane
małymi,
wygenerowanymi w komputerze choinkami – to las. Z
czwartego boku mapa jest biała, nie licząc brązowych linii
konturowych dochodzących aż do strumienia. W tym
miejscu strumień jest szeroki, zaznaczony niebieskim
paskiem obrzeżonym granatowymi liniami. Linie są
zygzakowate jak w dziecięcym rysunku rzeki. To potok
Skirl. Zaraz za nim zaczynają się gęsto ułożone poziomice,
czyli strome stoki. Szczyty oznakowano symbolami
przypominającymi chmurki. To skalne turnie o nazwach
Fairburn, Black Law, Hope. Między potokiem a turniami
znajduje się brązowy punkt podpisany: „Kopalnia Ołowiu
(Nieeksploatowana)”.
Z okna sypialni na farmie Black Law Bella przyglądała
się wzniesieniu Fairburn. Szczyty wciąż pokrywał śnieg.
Przesunęła wzrok na ciemny zarys lasu i na szare
kamienne budynki za obrębem podwórza. Potem
odwróciła się od okna do toaletki. Pewną ręką umalowała
usta, zacisnęła wargi, po czym lekko przycisnęła do nich
papierową chusteczkę. W lustrze widziała odbicie leżącego
w łóżku Dougiego. Napotkała jego spojrzenie. Widziała, że
zadrgała mu powieka. Pewnie próbował do niej mrugnąć,
powiedzieć: No, no, ale ty dzisiaj ślicznie wyglądasz,
dziewczyno. Po tym jak dostał udaru, dawali nadzieję, że
wróci mu mowa, ale nie wróciła.
– Skoczę do Baikie – powiedziała. – Jeśli zastanę
Rachael, pewnie trochę tam posiedzę. Nie masz nic
przeciwko, kochanie?
Kiwnął głową, uśmiechnął się połową ust i sprawną
dłonią poklepał ją po ramieniu.
– Włączyć ci telewizor?
Znowu kiwnął głową. Nachyliła się i cmoknęła go w
policzek.
– To na razie – rzuciła.
W kuchni włożyła kalosze, a czarne lakierki spakowała
do torby. Na zewnątrz wschodni wiatr, w którego
porywach na podwórzu wirowały resztki siana, zaparł jej
dech w piersi.
Część I RACHAEL
1
Rachael skręciła z drogi gruntowej
i zaraz
gwałtownie zahamowała. O mały włos wjechałaby w
tarasującą przejazd nową stalową bramę. Któryś z
dzierżawców z majątku Holme Park chciał się popisać.
Kiedy wysiadła z samochodu, żeby otworzyć bramę,
zbłąkana utuczona owca ze skołtunionym futrem i
zapaćkanym zadem otarła się nosem o jej kolana. Dziwne,
nikt tu nie wypasał owiec aż do końca kwietnia. Stalowa
klamka przy bramie była tak zimna, że prawie przymarzała
do ręki.
Dojazd był gorszy, niż pamiętała, miejscami
nawierzchnię ścinał lód. Jechała bardzo wolno, starając się
trzymać pobocza, ale i tak zahaczyła rurą wydechową o
kamień.
Po prawie dwóch kilometrach zorientowała się, że
wybrała złą przecinkę. Z lasu powinna wyjechać na
otwarty teren, powinna już być przy strumieniu. A
wylądowała na jakiejś piaszczystej drożynie, niezbyt
wyboistej, za to bardzo wąskiej. Iglaki z obu stron nie
przepuszczały wieczornego światła. Sunęła dalej z
nadzieją, że znajdzie miejsce, gdzie będzie mogła
zawrócić, jednak dróżka przechodziła w dwie leśne ścieżki
z dachem utworzonym z koron drzew.
Cofnęła się do rozwidlenia. Gałęzie drapały lakier z
piskiem, jaki wydaje kreda na mokrej tablicy. Zderzak
walnął w zakryty poszyciem kamienny nasyp. Wrzuciła
jedynkę i ostro dała do przodu, potem wykręciła. Kiedy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin