Doncowa Daria - Zjawa w adidasach.rtf

(1455 KB) Pobierz

 

Daria Doncowa

Zjawa w adidasach

Prividienie w krossowkach

Przełożyła: Elżbieta Rawska



Wydanie polskie: 2004


Rozdział 1

Jeśli dziewczyna zna swoją cenę, to znaczy, że nie raz już ją podawała. Nieszczególnie lubię ludzi, którzy oznajmiają z wielką pewnością siebie: Mnie nikt nie oszuka, dobrze wiem, ile jestem wart.

Ciekawe, skąd? Słysząc od swego interlokutora takie oświadczenie, wygłoszone z dumną miną, staram się czym prędzej zakończyć rozmowępo prostu przerywam ją w pół słowa i zmykam. Zdaję sobie sprawę, że postępuję niemądrze, ale nie potrafię się przemóc. Jednakże przytoczone wyżej słowa, które padły dziś z ust Lenki Karielinej, wcale mnie nie rozzłościły. Lenka to przypadek szczególnyjej rzeczywiście nie można oszukać.

Kiedyś studiowałyśmy razem i Lenka już wtedy była osobą niezwykle obrotną. Ci, którym stuknęła czterdziestka, z pewnością dobrze pamiętają ugrzecznionych, zawsze uśmiechniętych ludzi płci obojga, pojawiających się w urzędach i instytucjach z wielkimi torbami, pełnymi ubrań, butów i kosmetyków. W latach siedemdziesiątych nazywano ich handlarzami lub spekulantami. Wystarczyło, by ktoś taki ukazał się na korytarzu, a już większość pracownikówzwłaszcza płci żeńskiejw jednej chwili porzucała nawet najpilniejszą robotę i pędziła do toalety, gdzie następnie oddawała się upajającemu zajęciu: przymierzaniu ciuchów.

Lenka była właśnie jedną z takich dostawczyń, tyle że nie przynosiła staników, sukienek i nieosiągalnych dla większości kobiet francuskich perfum, lecz książki. W czasach, gdy w ZSRR rządzili komuniści, również one były towarem absolutnie deficytowym. Przy tym sytuacja na rynku wydawniczym przedstawiała się wręcz paradoksalnie. Księgarnie pękały w szwach od wspaniale wydanych tomów w twardej oprawie. Jednak przy bliższym rozpoznaniu okazywało się, że jest to lektura całkowicie niestrawnazbiory uchwał i rezolucji KC KPZR, wiersze jakichś Pupkinów i Lapkinów pod porywającymi tytułami Proletariuszu, równaj krok i powieści o pożytkach płynących z socjalistycznego współzawodnictwa pracy. Kryminałów, literatury naukowej na przyzwoitym poziomie, po prostu dobrych książekpoezji lub prozy ulubionych autorówmożna było szukać ze świecą.

Oczywiście, w ZSRR byli i prozaicy, i poeciKatajew, Kawierin, Wozniesieński, Jewtuszenko... Ich książki nigdy jednak nie leżały na ladzie księgarskiej, lecz dostawało się je zawsze tylko spod niej. W księgarniach obowiązywała zasada tak zwanej sprzedaży wiązanej. Polegała ona na tym, że kiedy chciało się zakupić upragniony tomik Cwietajewej, należało obowiązkowo nabyć również zbiór postanowień Rady Ministrów w zakresie hodowli królików bądź powieść W świetle elektryfikacji.

W czasach radzieckich posiadanie w domu dobrze zaopatrzonej biblioteki było sprawą prestiżową. Kręgi elity partyjnej otrzymywały z tak zwanego rozdzielnika nie tylko lepsze gatunki wędlin czy importowaną odzież, ale i książki.

No i oczywiście chwalono się nimi, eksponowano je na widocznym miejscu, obok kryształowych kieliszków do wina i serwisów Madonna. Konspiracyjnego biurokrążcę, handlującego książkami, witano nie mniej, a niekiedy nawet bardziej entuzjastycznie niż sprzedawcę kosmetyków.

Tak więc Lenka odwiedzała najróżniejsze instytucje z dużą torbą na kółkach, jakiej używa się do większych zakupów. Miewała w niej Achmatową, Andrieja Biełego, dzieła zebrane Dostojewskiego, Czechowa, Kuprina. A także Mayne Reida, Jacka Londona, Dumasa...

Dzisiejsze młode pokolenie, które przywykło do tego, że u wejścia do metra, na ulicznym stoisku, można kupić właściwie każdą książkę, nigdy nie zrozumie nas, którzyśmy tomiki ulubionych autorów przeglądali na parapetach w toalecie, pomiędzy muszlą klozetową a umywalką. Nie pojmie, jaką burzę zachwytów wywoływała powieść Chandlera czy Agathy Christie.

Gdy tylko dało się w kraju wyczuć pierwsze tchnienie wolności, ludzie zaczęli organizować spółdzielnie. Pamiętacie czasy, kiedy co drugi obywatel handlował żywnością? Wiecznie głodnemu człowiekowi radzieckiemu wydawało się, że to najlepszy, najpewniejszy interes: mięso, ryby, masło... Brezentowe budy i kioski wyrastały jak grzyby po deszczu.

Ale Lenka wybrała inną drogęotworzyła księgarnię. Maleńką, wręcz miniaturową, w piwnicy, gdzie dawniej sypiali bezdomni. Punkt jednak był doskonały, niemal tuż przy stacji metra. Ludzie wychodzili z podziemnej stacji na ulicę i natychmiast rzucał im się w oczy szyld: KRAM. Książki i artykuły piśmienne po cenie hurtowej. Po roku Lenka była już właścicielką dwóch księgarń, a w 2000 uroczyście, z orkiestrą, fajerwerkami, szampanem i w obecności kamer telewizyjnych otworzyła dziesiąty kolejny punkt handlowy. Teraz chodzi w norkach do kostek, jeździ mercedesem i uważa się za rekina finansjery. Dlatego też właśnie ona ma pełne prawo powiedzieć: Znam swoją cenę.

Wyobraź sobie tylkoz westchnieniem opowiadała przyjaciółka, nieświadoma moich myśliże ludziom kompletnie się poprzewracało w głowach. Nie mogę znaleźć nikogo, kto by się nadawał na kierownika księgarni.

Otwierasz nową?zainteresowałam się.

Tak, przy Fiedosiejewa.

Gdzie to jest?

W centrum, w okolicach Sadowego Kolca.

Sadowe jest duże.

Przecznica Sadowo-Kudrińskiej.

Uprzytomniłam sobie, w którym to miejscu.

Tam są same stare kamienice.

I co z tego?zdziwiła się Lenka.

No bo ty przecież lubisz projektować wszystko sama od a do z.

Lenka roześmiała się.

Fakt, lubię, ale nie wszędzie można postawić nowy budynek. W śródmieściu to w ogóle koszmar, nie ma skrawka wolnego miejsca. Żebyś wiedziała, jakie łapówki trzeba dawać! Prawdę mówiąc, z tą lokalizacją przy Fiedosiejewa miałam po prostu szczęście. Tam zawsze była księgarnia, rozumiesz? Najpierw państwowa, później prywatna. Tylko że właściciel splajtował i lokal trafił mi się po prostu za bezcen. No, ale za to mam problem z kierownikiem.

Naprawdę tak trudno znaleźć kogoś odpowiedniego?zdziwiłam się.Przecież tyle osób szuka pracy, to chyba nie taka wielka sztuka poprowadzić księgarnię?

Lenka tylko machnęła ręką.

Każdy idiota opanuje ją w miesiąc pod warunkiem, że ma dobrego księgowego i magazyniera.

No to weź pierwszego chętnego, który ci się trafi!

Lena westchnęła.

Odnoszę ostatnio wrażenie, że uczciwi ludzie po prostu wyginęli. Każdy, kto tylko podłapie jakąś pracę, natychmiast zaczyna okradać właściciela.

W jaki sposób?

Achznów machnęła rękąistnieje sto sposobów na to, jak zrobić w konia pracodawcę, i zatrudnione u mnie osoby przyswajają je sobie bardzo szybko. Kierownik księgarni to dla mnie straszliwy problem. Wiesz, muszę ci się przyznać do pewnych niezbyt chwalebnych posunięć. Przy Polance jest księgarnia Młoda Gwardia. Słyszałaś o niej?

No jasne, to moja ulubiona, wpadam tam co najmniej raz w tygodniu. Ależ oni mają zaopatrzenie! I kryminały, i podręczniki, i literatura obcojęzyczna, wszystko!

Właśnie, właśnie.Lenka kiwnęła głową.Lokal funkcjonuje bez zarzutu. Sama często tam zaglądam, oczywiście incognito, żeby podpatrzyć, co nowego kierowniczka wymyśliła... Znasz ją?

Skądże!

A no tak, rzeczywiście. Kierowniczka nazywa się Nina. Powiadam ci, każdy powinien się od niej uczyć! Fryzura, makijaż, eleganckie dodatki i biżuteria, a zresztą to piękna kobieta. Często ludzie, zwłaszcza mężczyźni, myślą sobie, że taka ładna babka, a w dodatku zadbana, rozumiesz, kolczyki, pierścionki, to musi być głupia. Tyle że jeszcze nikomu nie udało się Niny oszukać. Za tą czarującą aparycją kryje się żelazna bizneswoman. Wszędzie panuje idealny porządekw części sklepowej, w księgowości, w magazynie. Widać, że ster dzierży pewna ręka. A w dodatku, musisz wiedzieć, Nina troszczy się o pracowników jak rodzona matka. Zorganizowała bufet dla personelu, dogadała się z jakimś sowchozem, dostarczają im stamtąd mleko, ser, śmietanę. Fryzjer przychodzi czesać ekspedientki na miejscu. Nie uwierzysz, ale zatrudniła dla nich nawet nauczycielkę angielskiego i niemieckiego.

Po co?zdumiałam się.

Lenka wzruszyła ramionami.

Chcą znać obce języki. Co roku też uroczyście świętują rocznicę powstania swojej księgarni, i to nie byle gdzie, tylko w eleganckiej restauracji. Rezultat widać jak na dłonizespół tworzy jedną wielką rodzinę. Żaden drań się tam nie utrzyma, po prostu wyleci na pysk. Ekspedientki doskonale się orientują w całym asortymencie, klienci dosłownie się kłębią i pieniążki strumieniem płyną do kasy. W dodatku Ninie udaje się utrzymać w księgarni najniższe ceny! Marinina kosztuje wszędzie czterdzieści rubli, a u niej trzydzieści pięć! Stale organizuje się tam jakieś konkursy dla klientów, loterie, spotkania autorskie.

A to po co?

Boże, Daszka!Lena uśmiechnęła się z politowaniem.Ludzie zawsze proszą ulubionego pisarza o autograf, nie zauważyłaś?

A-a-a... I dlatego muszą kupić jego książkę?

Mądra dziewczynka!pochwaliła Lena.Wszystko chwytasz w lot. Krótko mówiąc, postanowiłam zwabić Ninę do siebie. Chwytałam się różnych sposobów. Pensję proponowałam jej taką, że jak ci powiem, i tak nie uwierzysz. Nie mówiąc o procencie od obrotów.

I co?

Nic.Lenka westchnęła.Powiedziała tylko: Dzięki, bardzo mi to pochlebia, ale «Młoda Gwardia» to moje dziecko, a rodzonego dziecka matka nie porzuci nawet za największe pieniądze.

I co ty na to?

Lenka wyjęła papierosy.

Jest tam jeszcze jej zastępczyni, Ludmiła, i Luba, magazynierka. Zastartowałam prosto do nich, ale nic z tego. Też odeszłam z kwitkiem. Zresztą były szalenie uprzejme, grzeczne, całe w uśmiechach, ukłonach, niczym chińscy mandaryni. Ach, Jeleno Nikołajewno, pani propozycja to dla nas zaszczyt!. Czytaj: A skacz ty, babo, na drzewo!. No i teraz zostałam z bólem głowy. Skąd wziąć kierownika? Chociaż już wiem, jaki powinien być.

No?

Kobieta, po czterdziestce, nieobarczona rodziną, taka, u której praca jest na pierwszym miejscu. Byłoby też pożądane, żeby miała już mieszkanie, daczę, samochód, czyli brak motywacji do przekrętów finansowych. Poza tym powinna być uczciwa, pełna inicjatywy, przebojowa, inteligentna, słowem, taka jak ty, Daszka!

Zakrztusiłam się kawą.

Zwariowałaś?

Nic podobnego.

Ale ja mam dwoje dzieci, Arkadego i Manię. No i jest jeszcze Olga, moja synowa, oraz wnukiAńka i Wańka, bliźniaki!

Twój Arkady to już duży chłopczykpowiedziała Lenaniedługo stuknie mu trzydziestka; Kicia, czyli Olga, całymi dniami siedzi w telewizji, stale ją widzę na ekranie, Mańka też tylko patrzeć, jak skończy szkołę, a na temat bliźniaków nie waż się nawet zająknąć. Mają niańkę, Serafimę Iwanownę, a z ciebie, moja kochana, nie gniewaj się, babcia jak z koziej dupy trąba, nie potrafisz nawet dzieciakowi pampersa założyć.

Musiałam przyznać, że to prawda, Serafima nie dopuszcza mnie nawet w pobliże bliźniaków.

Gotuje ci Katierinawyliczała dalej przyjaciółkasprząta Irka, forsy macie tyle, że starczy wam na trzy życia...

Znów się zgodziłam: wszystko prawda, pieniędzy nam nie brak, służbę też mamy.

Przecież umierasz z nudówatakowała bezlitośnie Lenkaa mnie nie chcesz pomóc! Co robisz całymi dniami? No co?

Czytam kryminaływymamrotałam.

To teraz zaczniesz je sprzedawać!

Ale ja się w ogóle nie znam na rachunkach! Ledwie do dziesięciu zliczę!

To głupstwo, księgowość jest dobrze prowadzona.

I nie mam wykształcenia zawodowego.

Ja teżodparowała Lenka i widząc, że moje argumenty się wyczerpały, wykrzyknęła radośnie:Daszutka, zgódź się, nie na długo, no, powiedzmy, na jakieś dwa miesiące.

Dlaczego na dwa?

Jest tammruknęła w zadumie Lenkapewna osoba, Ałła Riumina, która na pierwszy rzut oka doskonale by się nadawała. Doświadczona, rzutka, całe życie pracuje w branży księgarskiej. Wszystkich innych pracowników wywaliłam, zostawiłam tylko ją.

Więc o co chodzi?ucieszyłam się.Daj jej posadę kierownika i sprawa załatwiona.

Coś mi mówi, żebym się z tym wstrzymała.Lenka znów ciężko westchnęła.

Cóż takiego?

Nie wiemprzyznała.No i wymyśliłam, że zrobię tak. Popracujesz u mnie parę miesięcy, a ja tymczasem będę miała na Ałłoczkę oko. Co jest dla niej ważniejsze: powodzenie całego przedsięwzięcia czy osobiste ambicje.

Czyli eksperyment?

Przyjaciółka skinęła głową.

Można i tak to nazwać. No, pomóż mi, proszę!

A jeżeli się nie sprawdzę?

Wywalę cię z hukiem.Lena roześmiała się, ale widząc, że mina mi zrzedła, dodała:Nie bój się, tam nawet małpa sobie poradzi, byle tylko miała dobre chęci.

Wiedziałam już, że złamała mój opór, ale usiłowałam się jeszcze bronić resztkami sił:

Pogadam dziś o tym w domu, może będą mieli jakieś zastrzeżenia?

Są zdecydowanie zaprzypieczętowała sprawę Lenka.Wszyscy jak jeden mąż uważają, że dobrze ci to zrobi. Bo, jak to ujął Kiesza: Matka zaczęła przypominać camembert.

Co to znaczy?zdziwiłam się.

To znaczy, że zaczynasz porastać pleśniąwyjaśniła Lenka.Dobra, nie ma o czym gadać. Pensja jest godziwa, stanowisko odpowiednie, do roboty, towarzysze! Jutro o dziesiątej czekam na ciebie przy Fiedosiejewa. Przedstawię ci personel.

O dziesiątej!żachnęłam się.Przecież będę musiała wstać o ósmej.

I co z tego?

Oczywiście, nic. Kiedy byłam jeszcze lektorką języka francuskiego, co dzień zrywałam się o świcie, ale odkąd rzuciłam pracęczyli od dobrych kilku latnie otwieram oczu przed wpół do jedenastej.

Ósma to akurat odpowiednia pora, żeby wyleźć z betówoświadczyła Lenka.Długi sen szkodzi.

Cóż, z tym akurat można by polemizować.

No dobra.Karielina klepnęła otwartą dłonią w kanapę.Wszystko już omówione.

Nazajutrz, punktualnie za pięć dziesiąta, weszłam do księgarni. Grupka paplających z ożywieniem dziewcząt przycichła, po czym jedna z nich poinformowała:

Przepraszam bardzo, otwieramy o jedenastej.

Już miałam zapytać o Lenkę, ale moja przyjaciółka właśnie weszła do lokalu i poleciła surowo:

Wszystkie na górę, do gabinetu kierownika.

W ciągu pięciu minut w niewielkim pomieszczeniu zrobiło się ciasno.

Proszę o ciszę!rzuciła Lena.

Rozmowy momentalnie umilkły.

Przedstawiamzaczęła KarielinaDarię Iwanownę Wasiljewą, nową kierowniczkę. Wiek mogę pominąć, widzicie same, że to osoba młoda, energiczna i pełna planów. Daria Iwanowna ma wyższe wykształcenie specjalistyczne, ukończyła najpierw instytut poligraficzny, a następnie kurs dla menedżerów branży księgarskiej.

Szczęka mi opadła. Co ta Lenka, zwariowała czy co? Przecież razem studiowałyśmy w instytucie języków obcych!

Los sprawiłciągnęła dalej Lenkaże Daria Iwanowna w połowie lat siedemdziesiątych znalazła się w Paryżu, gdzie przez długie lata kierowała jedną z największych francuskich księgarń przy bulwarze Rivogy. Prawda?zwróciła się do mnie.

Przy ulicy Rivolipoprawiłam ją odruchowo.W Paryżu nie ma bulwaru Rivogy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin